Kłopoty Ukraińców. "Co z tego, że otrzymali najnowocześniejszy sprzęt?"

Ukraińcy rozpoczęli długo wyczekiwaną kontrofensywę. Jest prowadzona w zupełnie odmiennych warunkach niż w ubiegłym roku - Kijów posiada teraz nowoczesne uzbrojenie z Zachodu, co diametralnie zmieniło sytuację na froncie. Pojawiły się jednak zupełnie inne problemy.

Nowoczesne uzbrojenie nie rozwiązało wszystkich problemów ukraińskiej armii
Nowoczesne uzbrojenie nie rozwiązało wszystkich problemów ukraińskiej armii
Źródło zdjęć: © Forum | Forum, Sgt. John Schoebel

Na początku czerwca Ukraińskie Ministerstwo Obrony rozpoczęło kampanię "Plany lubią ciszę". Zwykle takie prośby poprzedzały szersze akcje. Tak było też w tym przypadku. Dwa dni po ogłoszeniu blokady informacyjnej Ukraińcy ruszyli do ataku na dwóch kierunkach - od Orichowa na Tokmak i z Wełykiej Nowosiłki na Bilmak.

Na razie osiągnęli niewielkie, acz znaczące sukcesy na obu odcinkach. Sami Rosjanie przyznają, że ukraińskie uderzenia wbiły się na ok. 4 km w linie osłonowe, dochodząc do wsi Robotyne. Dopiero za nią znajduje się główna linia obrony.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Ukraińcy mają całkiem duże szanse, aby odnieść sukces. Zgromadzili znaczne siły, na bezpośrednim zapleczu frontu znajdują się duże zapasy amunicji i paliw. Oddziały uderzeniowe zostały wyposażone w czołgi Leopard 2, a jegrzy (formacje lekkiej piechoty - red.) używają zachodnich pojazdów klasy MRAP. Nowoczesną artylerię samobieżną wspierają rozpoznawcze bezzałogowce, a piechota zmechanizowana otrzymała M113, które chronią desant nieco lepiej niż posiadane wcześniej BMP.

Mimo to Ukraińcy mają kilka problemów, które będą musieli przezwyciężyć, aby wygrać. I wcale nie będzie to takie proste. Bo o ile nowoczesny sprzęt można w miarę szybko pozyskać, tak odpowiedniego poziomu wyszkolenia żołnierzy nie osiągnie się w ciągu kilku miesięcy. Zwłaszcza jeśli trzeba "wykruszyć beton".

Reforma Sił Zbrojnych

Po rosyjskim ataku na Krym w 2014 roku ukraińskie władze zdecydowały się przeprowadzić gruntowną reformę armii. Rok później utworzono cztery Dowództwa Operacyjne ze sztabami w Dnipro, Odessie, Czernichowie i Równym, nazwane od głównych kierunków operacyjnych.

W tym samym czasie zrezygnowano ze szczebla dywizji, a zwiększono autonomiczność mniejszych oddziałów. Ukraińcy zauważyli, że w przypadku posiadania mniejszych sił niż agresor liczy się przede wszystkim mobilność i zdolność do samodzielnego zabezpieczenia technicznego, medycznego i logistycznego. W skład Dowództw Operacyjnych wchodzą wyłącznie samodzielne brygady, bataliony i pułki. Przeliczeniowo każde takie Dowództwo Operacyjne było wielkości korpusu, w skład którego wchodziły dwie dywizje po ok. 9-10 tys ludzi.

Państwowy Program Rozbudowy Sił Zbrojnych Ukrainy zakładał także całkowitą rezygnację z poboru i stworzenie armii wyłącznie zawodowej. Jednak wobec ciągłego zagrożenia ze strony Rosji autorzy koncepcji nie odważyli się całkowicie z niego zrezygnować, gdyż wobec możliwego braku rezerw miał on zwiększyć potencjał militarny po rozpoczęciu działań wojennych. Dopiero w ostatnich latach zweryfikowano system szkolenia przyszłych rezerw w oparciu o Wojska Obrony Terytorialnej. Ma to gwarantować stały dopływ rezerw w perspektywie całkowitego uzawodowienia armii.

Problemem obecnie staje się poziom rezerw, które przechodziły szkolenie przed 2017 r. - nie dotrzymują one kroku zmianom w taktyce. Tyczy się to zwłaszcza oficerów, którzy szkolenie przechodzili w starym, opartym na radzieckich wzorcach systemie.

- Kadra dowódcza ma bardzo duże naleciałości z poprzedniego systemu, zarówno jeśli chodzi o taktykę, jak i podejście do sprzętu - mówi ppłk w st. spocz. Michał Sitarski, redaktor magazynu "FragOut!". - Wojsko w Polsce zaczęło się zmieniać po wejściu do NATO, a największe zmiany zaszły tak na prawdę po Iraku i Afganistanie. Polska wyniosła duże doświadczenie z misji. Ukraińcy tej okazji nie mieli. Oni dopiero teraz uczą się zmiany podejścia - ocenia.

Widać to po sposobie prowadzenia działań, który na drugorzędnych odcinkach bardzo przypomina to, co znamy z radzieckich podręczników - wyjście na pozycje i uderzenie ławą w celu osiągnięcia rubieży. - Wojnę zaczynają zawodowcy, a kończą rezerwiści - przypomina znaną maksymę Sitarski.

Tak jest również w tej chwili w Ukrainie. Obecnie większość żołnierzy w ukraińskiej armii stanowią rezerwiści, którzy byli szkoleni jeszcze starymi metodami. Owszem, są teraz szkoleni w Wielkiej Brytanii, w Holandii, w Niemczech. Jednak nadal jest to żołnierz, który pierwsze nawyki nabierał 15 lat temu. Często wspominają o tym nie tylko zachodni szkoleniowcy, ale i ukraińscy żołnierze z młodszego pokolenia.

Sprzęt z Zachodu

Brak odpowiednio wyszkolonych żołnierzy widoczny jest także w przypadku obsługi nowego sprzętu. O ile załogi czołgów można dość szybko przeszkolić - mają opanowaną taktykę walki - wyszkolenie dowódcy w obsłudze systemu kierowania walką czy działowego na nowym systemie kierowania ogniem trwa miesiącami.

- Wyszkolenie mechanika, jeśli do tej pory był przeszkolony do obsługi T-72, może zająć znacznie więcej czasu ze względu na duże różnice technologiczne - zauważa Sitarski. - W T-72 skrzynie biegów są hydrauliczne, Leopardy i Challengery mają automatyczne skrzynie. Jest to kompletnie inny sprzęt. Inny jest sposób jego naprawy, konserwacji, użytkowania.

O problemach z wyszkoleniem ukraińskiej obsługi zrobiło się głośno w kuluarach, kiedy do opinii publicznej trafiły informacje o niskim stanie gotowości bojowej niemieckich haubic samobieżnych PzH2000. Wówczas podkreślano głównie to, że niemiecki sprzęt jest zbyt delikatny i niedostosowany do intensywności walk prowadzonych na wschodzie.

Ukraińscy żołnierze używali ich podobnie, jak to działo się w przypadku systemów Msta-S, które nie są tak bardzo zaawansowane technicznie i wymagają mniejszej troski. Niezwykle duża ilość awarii była spowodowana przekraczaniem norm zużycia. Podobnie działo się w Polsce, kiedy do Sił Powietrznych trafiły pierwsze F-16. Technicy wówczas również nie byli jeszcze przyzwyczajeni do zachodnich norm, a media rozpisywały się o "kupowaniu złomu".

Ukraińcy mieli także problem z przechowywaniem nowoczesnej amunicji we właściwy sposób, co doprowadziło m.in do uszkodzenia jednego z przekazanych Krabów. Kilka przypadków uszkodzenia Krabów miało też miejsce, kiedy Ukraińcy "testowali" szybkostrzelność haubic, znacznie przekraczając normy producenta.

Z niskiej kultury technicznej wynika także kolejny, już znacznie poważniejszy kłopot, z którym na razie Ukraińcy radzą sobie całkiem nieźle.

Logistyka

- Kolejną trudnością będzie logistyka. Duża różnorodność sprzętu powoduje spory problem, zwłaszcza że w niemal 100 proc. są uzależnieni od dostaw z zewnątrz - mówi ekspert.

Nie jest przypadkiem, że stosunek żołnierzy służących na zapleczu do tych na pierwszej linii wynosi 25-30 do 70-75 na korzyść logistyków. Zaopatrzenie oddziałów pierwszoliniowych i zapewnienie im wszystkiego, co jest potrzebne do prowadzenia walki, jest niewiarygodnym wysiłkiem. Zwłaszcza jeśli brygady wykorzystują sprzęt różnego pochodzenia.

Zważywszy na niski poziom kultury technicznej i nadal niską znajomość nowego sprzętu, regularne dostawy z Zachodu mogą mieć kluczowe znaczenie dla rozwijającej się kontrofensywy. Dotyczy to nie tylko ciągów komunikacyjnych prowadzących z państw NATO, ale przede wszystkim tych pomiędzy magazynami w Ukrainie a końcowym odbiorcą w polowych warsztatach technicznych, gdzie prowadzone są bieżące naprawy na zapleczu frontu.

- Czynnik ludzki jest niezwykle ważny - podkreśla Sitarski. - Cóż z tego, że Ukraińcy otrzymali najnowocześniejszy sprzęt, jeśli nie będą umieli go wykorzystać?

Ekspert uspokaja jednak, że jest to kwestia do przezwyciężenia. - Nabierają nawyki znane w NATO. Zwłaszcza żołnierze zawodowi - dodaje.

Wkrótce problemem może stać się brak odpowiednich rezerw. Ukraińskie dowództwo i władze są tego świadome. Przed wojną we wszystkich rodzajach sił zbrojnych posiadali 300 tys. żołnierzy, z czego niemal 170 tys. w Wojskach Lądowych. W rezerwie było około miliona wojskowych, z czego ok. 100 tys. wyszkolono już po reformie. Dziś Siły Zbrojne Ukrainy liczą ok. 700 tys. żołnierzy. Dlatego właśnie kontrofensywa jest przygotowywana z taką pieczołowitością. Kijów nie ma zbyt wielkiego marginesu błędu.

Czytaj też:

 Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wojna w Ukrainierosjaukraina
Wybrane dla Ciebie