"Uśmiercać mnie bez mojej wiedzy, to tak trochę głupio". Operator TVP nie zgadza się na fałszywą informację w zapowiedzi filmu "Smoleńsk"
• Operator TVP Sławomir Wiśniewski protestuje ws. filmu "Smoleńsk"
• Zapowiedź filmu sugeruje, że zmarł w tajemniczych okolicznościach
• "Uśmiercać mnie bez mojej wiedzy, to tak trochę głupio" - mówi Wiśniewski "Polityce"
• Wiśniewski jako pierwszy operator pojawił się na miejscu katastrofy
Operator polskiej telewizji został "uśmiercony" przez scenarzystów filmu "Smoleńsk", który ma trafić na ekrany kin 9 września. Chodzi o Sławomira Wiśniewskiego z Telewizji Polskiej - jako pierwszy pojawił się na miejscu katastrofy prezydenckiego samolotu 10 kwietnia 2010 r. Zarejestrowane przez niego nagranie trafiło do polskich telewizji i internetu.
Mężczyznę przez ostatnie lata mylono często z operatorem TVN Krzysztofem Knyżem, który w dniu katastrofy leżał w moskiewskim szpitalu cierpiąc na sepsę, a po kilku tygodniach zmarł w jednym z warszawskich szpitali. Stąd pojawiła się plotka, że operator obecny na miejscu katastrofy nie żyje lub zmarł w tajemniczych okolicznościach.
Fałszywą informację powielono w zapowiedzi filmu "Smoleńsk" 10 marca 2016 r. Padają w niej następujące słowa: "operator polskiej telewizji, który jako pierwszy nagrał materiał na miejscu katastrofy, zmarł w Moskwie, a materiał nigdy nie został pokazany". Wtedy do Wiśniewskiego zaczęły płynąć - utrzymane w tonie żartobliwym - kondolencje.
- Uśmiercać mnie bez mojej wiedzy, to tak trochę głupio - powiedział operator w rozmowie z "Polityką". Ostatecznie, po rozmowie z twórcami filmu. Wiśniewski zgodził się na informację na końcu lub na początku filmu, że "z uwagi na dobro osób do tej pory żyjących, a będących świadkami lub uczestnikami tych zdarzeń pewne fakty zostały dopasowane do potrzeb fabuły". Za prawa autorskie do kilkuminutowego filmu dokumentalnego ze Smoleńska zaproponowali mu na umowie 4 tys. zł, na co przystał. - Gdybym się nie upomniał, puściliby film z nielegalnie zdobytymi materiałami - mówi Wiśniewski "Polityce".
- W filmie jest postać operatora niewymieniona z imienia i nazwiska, stanowi margines tej historii - tłumaczy producent filmu Maciej Pawlicki.