Incydent na granicy. Nie mają wątpliwości ws. akcji
W czwartek rosyjskie media informowały o rzekomym ataku "ukraińskich dywersantów" w obwodzie briańskim. Przedstawiciele Ukrainy natychmiast uznali te doniesienia za prowokację, przed którą od kilku tygodni ostrzegali. Rosyjski niezależny kanał Możem Objasnit, przeanalizował wszystkie doniesienia i uznał, że cała sprawa wygląda na klasyczny fake news.
O rzekomym ataku "ukraińskich dywersantów" we wsiach w graniczącym z Ukrainą obwodzie briańskim poinformowały w czwartek lokalne władze, a potem szereg najróżniejszych źródeł. Przekazy były przy tym wzajemnie sprzeczne - informowano o ataku na szkolny autobus, samochód prywatny, wzięciu zakładników itd. W końcu po kilku godzinach agencja TASS zamknęła temat, informując, że "dywersanci nie wykazują już aktywności". Strona ukraińska nazwała całe zdarzenie "celową prowokacją" Rosji.
"Pierwsza wiadomość o przeniknięciu dywersantów (…) pojawiła się na Telegramie gubernatora obwodu briańskiego Aleksandra Bogomaza o 11.29 czasu moskiewskiego. (…) Później pojawiły się doniesienia o wejściu dywersantów do wsi Suszany i Lubeczany, o ostrzałach, wzięciu zakładników i strzelaninach z wybuchami, które trwały prawie dwie godziny. (…) Jednak władze samych Lubeczan o wzięciu zakładników nie słyszały" - pisze Możem Objasnit.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo.
Według różnych doniesień na terytorium Rosji miało "przeniknąć" ok. 40 osób, a następnie bez przeszkód pokonać ok. 20 km pomiędzy dwoma wsiami. W strzelaninie miał zginąć miejscowy mieszkaniec, a 10-letni chłopiec miał zostać ranny. W innej wersji była mowa o ostrzelaniu szkolnego autobusu. Później władze podały, że szkolnego autobusu nie było, bo nauczanie odbywa się zdalnie.
Zero nagrań, mieszkańcy nie potwierdzają doniesień mediów
"Ani w czasie tych rzekomych wydarzeń, ani w ciągu następnych kilku godzin, nie pojawiło się żadne nagranie, chociaż media aktywnie cytowały miejscowych świadków, którzy jakoby mieli wszystko widzieć na własne oczy. Zazwyczaj w przypadku takich wydarzeń pojawiają się nagrania" - dodaje kanał. Jednocześnie, powołując się na swoje źródła w mediach oficjalnych, podaje, że "ich kierownictwo postanowiło nie wysyłać reporterów na miejsce".
Jednym z wątków czwartkowej historii o "dywersantach" jest pojawienie się szerzej nie znanego tzw. Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego, który miał wziąć na siebie odpowiedzialność za rzekomy atak. Jedynym materiałem wizualnym, który trafił do internetu, jest nagranie, na którym na tle wiejskiego punktu medycznego pozują dwaj "wojskowi" z flagą korpusu, w białych i zielonych uniformach.
Miejscowi tymczasem mieli widzieć ludzi w czarnych mundurach z bronią i z żółtymi opaskami. W innej relacji jest mowa o ludziach w kominiarkach.
"Nawet blogerzy wojenni przyznają, że działania Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego wyglądają dziwnie i nielogicznie" - pisze Możem Objasnit, przytaczając cytat, że "jedynym celem był PR korpusu, który nigdy nie był widziany w trakcie aktywnych działań bojowych, a istniał tylko na papierze".
Wbrew deklaracjom FSB o prowadzonych przez tę służbę i wojsko "przedsięwzięciach w celu likwidacji ukraińskich nacjonalistów", miejscowi oświadczyli, że "żadnych służb specjalnych nie widzieli".
Mieszkańcy, przepytywani przez media, mieli też powiedzieć, że wojskowi kazali im wejść do domów, "postrzelali w powietrze, coś powysadzali i odeszli". Mieli też widzieć ludzi z białymi (używanymi przez armię rosyjską) i żółtymi opaskami.