Ukraina stoi przed pilną mobilizacją. "Jest niedaleko punktu krytycznego"
Kurczą się zasoby osobowe na froncie w Ukrainie. Kraj ten staje przed - jak mówi w rozmowie z WP gen. Stanisław Koziej - kluczowym problemem tej wojny. - Każda wojna osiąga swój punkt krytyczny. Jeśli idzie o ludzi na potrzeby armii, Ukraina jest niedaleko tego punktu - ocenia.
10.01.2024 | aktual.: 10.01.2024 18:34
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski na konferencji podsumowującej mijający rok poinformował, że armia ukraińska - w związku z coraz trudniejszą sytuacją na froncie - proponuje zmobilizowanie dodatkowych 450 - 500 tys. osób. Zastrzegł, że "to bardzo delikatna sprawa".
W ostatni tydzień grudnia na stronie parlamentu Ukrainy opublikowano projekt ustawy o mobilizacji, który przewiduje obniżenie dolnej granicy wieku osób podlegających temu obowiązkowi - z 27 na 25 lat.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przedstawiono także projekt, który zaostrza kary za przestępstwa wojskowe. Powołania miałyby być ponadto rozsyłane drogą elektroniczną, choć jeszcze dzień przed wniesieniem projektu wicepremier ds. cyfryzacji Mychajło Fedorow zapewniał, że "wezwań przez Diję (odpowiednik mObywatela – red.) nie będzie nigdy". Osoby o nieuregulowanym stosunku do służby nie będą mogły pełnić funkcji państwowych.
Natomiast status mężczyzn, którzy nie odpowiedzą na wezwanie, ma zostać zrównany ze statusem dłużnika. Nie będą oni mogli wyjeżdżać za granicę, wyrobić prawa jazdy, kupować ani sprzedawać nieruchomości, otrzymać kredytu.
Propozycje wywołały poważną dyskusję.
"Kluczowy problem tej wojny"
Gen. Stanisław Koziej, były szef BBN, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że kwestia mobilizacji to "kluczowy problem tej wojny". - Problem zależny wyłącznie od samych Ukraińców - dodaje.
- Jeśli chodzi o armię, możemy wyróżnić dwa poziomy. Jeden, jeśli chodzi o zaopatrywanie, uzupełnianie uzbrojenia, które bierze na siebie Zachód i wszyscy ci, którzy wspierają Ukrainę. Drugi to ludzie, a to może zabezpieczyć tylko Ukraina - wyjaśnia.
Rozmówca Wirtualnej Polski dodaje, że cały czas słyszymy, że kłopoty związane z brakiem ludzi w armii się pogłębiają. - Nic dziwnego, że Ukraina poszukuje różnych sposobów - zaznacza.
Kontrowersyjny pomysł na mobilizację
Pojawiają się kontrowersyjne pomysły dotyczące mobilizacji. Jak ten, o którym powiedział Tymofij Myłowanow, członek rady nadzorczej Ukroboronpromu, który sugeruje zorganizowanie loterii wojskowej w całym kraju, aby zmobilizować pół miliona Ukraińców.
Wiktor Taran, szef Centrum Szkolenia Operatorów Bezzałogowych Statków Powietrznych "Kruk", powiedział, że kto zdobędzie bilet - ten pójdzie do wojska, a kto nie, to nie. Zauważa, że nie ma mowy o zwiększeniu gwarancji socjalnych dla wojskowych i ich rodzin, zwiększeniu wynagrodzeń, gwarancji służby w zawodzie.
"Ukraina jest niedaleko punktu krytycznego"
- Pomysł dotyczący zorganizowania loterii jest najdziwniejszym pomysłem, o jakim usłyszałem. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Wydaje się, że nie, bo trochę jakby deprecjonował samą ideę służby obywatelskiej - komentuje gen. Koziej.
I dodaje, że - jeśli takie pomysły się pojawiają - to pokazuje "w jak beznadziejnej sytuacji jest Ukraina". - Zasoby nie są niewyczerpane. Każda wojna osiąga swój punkt krytyczny. Jeśli idzie o ludzi na potrzeby armii, Ukraina jest niedaleko punktu krytycznego - ocenia.
Generał zauważa, że obniżanie wieku poborowego, by powołać większą grupę do wojska, to coś naturalnego. - Robi się tak w czasie zwiększonych potrzeb, w czasie wojny - mówi.
Generał zwraca uwagę na ważny dylemat
I dodaje, że jednym z trudnych dylematów ukraińskich jest ściąganie obywateli Ukrainy z zagranicy. - Takich, którzy są w Polsce czy innych krajach europejskich. Kiedy oni wyjeżdżali, często nie obejmował ich jeszcze obowiązek służby. Teraz się znajdą w tej grupie. Jest wielki dylemat także dla tych państw, jak Polska, co my jako państwo mamy w tej sytuacji robić - zauważa generał.
I zastanawia się, co wtedy, kiedy Ukraina zwróci się do nas o pomoc w sprawie swoich obywateli, którzy mają być wzięci do wojska. - To poważny dylemat. Ukraińcy są bardzo pożyteczni na naszym rynku pracy, więc to dla nas problem gospodarczy, ale też problem humanitarny. Dlaczego mielibyśmy ścigać w naszym kraju Ukraińców? Nie byłbym za tym, by Polska uczestniczyła w tej procedurze - podkreśla.
W jego ocenie Ukraina musi sama robić coś na swoich granicach. - Po pierwsze, by osoby w wieku poborowym nie wyjeżdżały już z kraju. Niech Ukraina ich pilnuje. To jednak będzie problem otwarty - prognozuje.
"Ukraina musi się z tym liczyć"
Gen. Koziej dodaje, że nie jest tak, że ludzie na ochotnika pędzą na wojnę. - Zawsze pobór jest przymusem, egzekwowaniem obowiązku obrony swojej ojczyzny. Pula chętnych, którzy na ochotnika szli do wojska, dawno się wyczerpała - ocenia rozmówca WP. - Młyny muszą mielić też osoby z obowiązkowego, a nie tylko ochotniczego poboru - wyjaśnia.
I podkreśla, że osoby, które miałyby trafić na front, będą się starały z tego na wszystkie sposoby wymigać. - Historia zna przypadki udawania, aż do tragicznych rozwiązań samookaleczenia żołnierzy, by uniknąć frontu. Ukraina musi się z tym liczyć. Już w tej chwili takie przypadki na pewno mają miejsce. To nic nowego. Armie mają różne rozwiązania, w tym przymusu czy zwiększonej dyscypliny, by sobie z tym radzić - mówi.
Obciążenie dla gospodarki
Maciej Matysiak, pułkownik rezerwy, ekspert fundacji Stratpoints, były zastępca szefa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, w rozmowie z Wirtualną Polską ocenia, że "kiedy pojawią się wyjątki od służby, pojawią się osoby, które będą chciały być takim wyjątkiem".
- Będą na przykład wchodzić w związki małżeńskie, mieć dzieci, by unikać bycia na froncie. Będą mówić, że są jedynym żywicielem rodziny - wylicza.
Rozmówca WP mówi, że Ukraińcom będzie zdecydowanie trudniej niż Rosjanom zmobilizować nowe osoby do walki. - Rosjanie mają więcej możliwości, jak choćby pozyskiwanie potencjalnych "chętnych" z więzień, łapanek, przymusu - ocenia.
Zauważa także, że mobilizacja w Ukrainie będzie obciążeniem dla gospodarki. - Będzie konieczność wyjęcia z rynku pracy ludzi - młodych, sprawnych, którzy będą wrzuceni na front, z którego część po prostu nie wróci - dodaje.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski