Ujawnił wstydliwy problem armii Putina. "Nazwałem rzeczy po imieniu"
Gen. mjr Iwan Popow powiedział głośno to, o czym mówiło się od wielu miesięcy - armia Władimira Putina jest technologiczną wydmuszką. Słowa jednego z najważniejszych rosyjskich dowódców w Ukrainie, który odkrył słabości "drugiej armii świata", musiały wstrząsnąć "zwykłymi" Rosjanami.
"Nazwałem rzeczy po imieniu" - powiedział gen. Popow na opublikowanym w mediach społecznościowych nagraniu. I po kolei wypunktował wszelkie mankamenty rosyjskiej armii i problemy, jakie ją trapią.
Wojskowy miał złożyć raport bezpośrednio prezydentowi Władimirowi Putinowi i pominąć przy tym naczelnego dowódcę armii gen. Walerego Gierasimowa. Jak donoszą amerykańskie źródła, ten miał się wściec i w konsekwencji odwołać oficera skutecznie dowodzącego obroną Zaporoża.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wielkie kule ognia na froncie. Pozycja Rosjan zrównana z ziemią
O całej sytuacji rozpisują się także rosyjskie źródła, które twierdzą, że raport i nagranie miały nigdy nie wypłynąć. Tymczasem udostępnili je nawet deputowani Dumy Państwowej - m.in. Andriej Guruliew, członek komisji obrony, który w przeszłości również dowodził 58. Armią Ogólnowojskową.
Zarzuty, jakie postawił Popow, są bardzo poważne i wielokrotnie podnoszone w mediach społecznościowych przez żołnierzy i młodszych oficerów. Jednak jest to pierwszy raz, kiedy publicznie powiedział o nich generał dowodzący jednym z kluczowych odcinków.
Wojna artylerii
Popow przede wszystkim podkreślił, że brakuje mu środków do walki z ukraińską artylerią, która zbiera krwawe żniwo pośród jego żołnierzy. Do lata zeszłego roku Rosjanie nie musieli się zbytnio przejmować ostrzałem przeciwnika. Ukraińska lufowa artyleria ciągniona, która stanowiła wyposażenie większości baterii, ma mniejszy zasięg od rosyjskiej. Co prawda Ukraińcy posiadają też samobieżne haubice Msta-S, jednak - jak sami mówili - nie dorównują one zachodniemu sprzętowi.
Kiedy jednak Ukraińcy otrzymali zachodni sprzęt z precyzyjną amunicją o zasięgu ponad 40 km, Rosjanie już nie mogą czuć się bezpieczni. Ukraińcy mogą prowadzić walkę artyleryjską, jednocześnie będąc poza zasięgiem rosyjskiej artylerii. Ponadto stosują taktykę "uderz i uciekaj", na którą Rosjanie nie mogą znaleźć skutecznych środków.
- Zniszczenie celu za pomocą artylerii to złożony proces. Trzeba go wykryć, a następnie określić jego koordynaty i przesłać je do centrum dowodzenia, gdzie jest podejmowana decyzja i skąd wychodzi rozkaz do baterii dotyczący ostrzelania - mówi Jakub Link-Lenczowski, wydawca Militarnego Magazynu MILMAG.
- To wszystko może być czasochłonne, więc w przypadku ruchomych celów salwa może spaść na obszar, gdzie dawno już nie ma wroga - dodaje ekspert.
Ukraińcy precyzyjnie rozpoznają kierunki uderzenia, oddają kilka strzałów, niszczą cele punktowo i zmieniają pozycję. Dzięki temu zużycie amunicji jest znacznie mniejsze, a efekty znacznie lepsze. W dodatku, dzięki nowoczesnym systemom dowodzenia polem walki, dowódca baterii może zaprogramować oddanie strzałów w ten sposób, że pociski wystrzelone z kilku kierunków i różnych odległości spadną na cel w tym samym czasie. Rosjanie tego typu rozwiązań nie mają, a w dodatku szwankuje łączność.
Łączność
Od początku wojny Rosjanie, którzy trafili do niewoli, narzekają na brak odpowiedniej łączności na poziomie działonu (najmniejszego pododdziału ogniowego - red.) artylerii czy plutonu zmechanizowanego. Żołnierze najczęściej używają cywilnych krótkofalówek, które można kupić w każdym sklepie z elektroniką. Ich komunikacja albo nie jest w ogóle szyfrowana, albo w sposób łatwy do złamania.
Z kolei rosyjski szyfrowany system łączności Era jest całkowicie bezużyteczny. Wedle założeń opiera się na wykorzystaniu cywilnych stacji sieci komórkowych. Te jednak Rosjanie zniszczyli podczas walk, pozbawiając się kodowanej łączności. W tej sytuacji muszą opierać się na zawodnej łączności krótkofalowej, stąd nim odpowiedzą ogniem kontrbateryjnym, to Ukraińców już nie ma na miejscu.
Wielokrotnie wspominał o tym choćby Igor Girkin. Emerytowany pułkownik GRU podkreślał, że dzięki rozbudowanym systemom walki radioelektronicznej Ukraińcy w każdym momencie są w stanie przechwycić rosyjską łączność i ustalić, skąd jest prowadzona. W ten sposób namierzają nie tylko stanowiska dowodzenia na poziomie pułku, ale nawet baterii.
Rozpoznanie
Brak rozpoznania obrazowego na odpowiednim poziomie jest kolejnym powodem, dlaczego rosyjski ogień kontrbateryjny jest nieskuteczny. Rosjanie nie dysponują odpowiednią liczbą niewielkich bezzałogowców, które prowadziłyby rozpoznanie tuż nad linią frontu. Bezzałogowce Orłan-10 są zbyt cenne i Rosjanie posiadają ich zbyt mało, aby wysyłać je na zadania taktyczne, a quadrocoptery nie są dostarczane w odpowiedniej liczbie.
Obie strony konfliktu wykorzystują do rozpoznania taktycznego głównie cywilne quadrocoptery chińskiej produkcji DJI Mavic w różnych wersjach. Takie drony można zestrzelić dość łatwo, jednak jest to mniejszy problem, biorąc pod uwagę ich niski koszt. Żywotność komercyjnych dronów Ukraińcy oceniają przeciętnie na kilka dni operacji bojowych. Zapewne podobnie jest po drugiej stronie frontu.
Przewaga Ukraińców leży w tym, że nie tylko kupują hurtowo tego typu maszyny, ale także sami produkują tanie bezzałogowce w ilościach, które zaspokajają potrzeby frontu. Tego komfortu nie mają rosyjscy żołnierze, o czym wspominał Popow. Rosjanom brakuje dronów, dlatego prowadzą operacje w ograniczonym zakresie. Stąd też w ostatnich tygodniach pojawia się w sieci tak niewiele rosyjskich nagrań z frontu.
Duże straty
Popow jest pierwszym rosyjskim wyższym oficerem, który wprost powiedział, że straty w zabitych i rannych są dość poważne. Nieprzypadkowo mówił przy tym o brakach w artylerii i jej niemocy w konfrontacji z zachodnim sprzętem.
W ostatnich miesiącach, kiedy Ukraińcy przeszli do kontrofensywy, artyleria ponownie udowodniła, że jest nieoceniona na polu walki. Wedle doniesień z obu stron frontu odpowiada ona za ponad 60 proc. strat osobowych.
W taktyce obronnej, jaką obrał Popow, wsparcie artylerii, które dociera na czas i potrafi celnie porazić przeciwnika, jest na wagę złota. Tym bardziej że broni się głównie przewagą liczebnościową w klasycznych środkach prowadzenia wojny - minach i pociskach artyleryjskich. Te ostatnie jednak znacznie odbiegają parametrami od zachodnich, przez co rosyjski artylerzysta musi zużyć ok. dziesięć razy więcej pocisków, aby osiągnąć efekt podobny do tego, jaki osiągają Ukraińcy.
Było to znakomicie widać podczas pierwszych dni kontrofensywy, kiedy Ukraińcy stracili na minach uszkodzone czołgi Leopard i transportery opancerzone Bradley. Rosjanie przez niemal dwa tygodnie nie byli ich w stanie zniszczyć. Wpłynęły na to wszystkie powyższe czynniki, o których mówił Popow. W końcu Ukraińcy ewakuowali pojazdy i po remoncie wrócą do walki.
Nie może zatem dziwić rozgoryczenie Popowa, który jest młodym generałem trzymającym się dotychczas z dala od kremlowskich przepychanek i walk frakcyjnych.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj też:
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski