Pojawiły się głosy, że będzie klęska Kijowa. Ukraina zmienia plan
Linia frontu w Ukrainie, na której toczą się aktywne działania wojenne, liczy ponad 1200 km. Ciągnie się od Dniepru w okolicach Wasyliwki i dalej skręca na północ - na Wuhłedar. Na tym odcinku toczą się najbardziej intensywne walki. Za Wuhłedarem front prowadzi do Pokrowska, dalej przez Bachmut do Peczengi nad Dońcem. Tu najpoważniejsze starcia trwają od roku.
Taki przebieg linii frontu w Ukrainie, jak opisany powyżej, stawia w lepszej sytuacji Ukraińców, którzy mają do pokonania znacznie mniejsze odległości pomiędzy krytycznymi rejonami.
Rozmieszczenie sił przeznaczonych do uderzenia na terenie o powierzchni ok. 22,5 tys. km kw., powoduje, że Ukraińcy nie muszą przerzucać oddziałów na dużych odległościach, aby szachować Rosjan na całym odcinku frontu.
W znacznie gorszej sytuacji są w takim wypadku Rosjanie. Ukształtowanie terenu, liczne przeszkody, a przede wszystkim oddalenie od frontu rokadowych linii kolejowych (przebiegających równolegle do linii frontu, pozwalających na łączność pomiędzy różnymi odcinkami), powodują, że aby przerzucić oddziały spod Izjum pod Melitopol, muszą pokonać ponad 700 km, a w bardziej pesymistycznej wersji, nawet 1000 km.
Dla porównania odległość z Krakowa do Gdańska to niespełna 600 km.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ukraińcy skupili się obecnie na natarciu na kierunkach tokmackim i bilmackim, ale nie znaczy to, że nie uderzą w innych miejscach. Nadal nie zostały wprowadzone do walki główne siły, a nawet odwody na poziomie taktycznym - jak zapewniają sami ukraińscy dowódcy. Twierdzą, że cały czas operują nielicznymi brygadami, które rotują stosunkowo rzadko.
Minowanie narzutowe
Wynika to z przyjętej w ostatnim miesiącu taktyki, którą musieli dostosować do tego, jak bronią się Rosjanie - stosują bardzo rozbudowane pola minowe, które dodatkowo są wzmacniane poprzez minowanie narzutowe. W ten sposób nie tylko wzmacniają własną obronę, ale często także odcinają ukraińskie oddziały. Dramatyczne konsekwencje próby przekroczenia takich pól minowych pokazywali sami Ukraińcy - brutalne nagrania obiegły media społecznościowe, a dotyczyły m.in. odcinka zaporoskiego frontu.
Rosjanie wykorzystują do takich działań system Zemledielje, który ma za zadanie szybko utworzyć pola minowe na szczególnie niebezpiecznych kierunkach w odległości od 5 do 15 km od wyrzutni.
Zemledielje posiada dwie wyrzutnie po 25 rur, z których wystrzeliwuje rakiety - kaliber 122 mm - które są wypełnione minami. Po wyrzuceniu z nośnika opadają na spadochronach.
Dzięki temu Rosjanie mogą układać pola minowe o dowolnej złożoności, w tym z przejściami dla własnych wojsk.
Miny przeciwczołgowe wkręcają się w grunt do połowy swojej wysokości, dzięki specjalnym wypustkom przypominającym świder, a przeciwpiechotne rozkładają na sześcioramiennej podstawie. Te ostatnie są najczęściej spotykane i są niezwykle niebezpieczne.
Miny POM-3 Medalion mają czujniki sejsmiczne pozwalające wykryć zbliżającego się człowieka i odróżnić go od zwierzęcia. Czujniki wykrywają także kierunek, z jakiego zbliża się cel i odpalają ładunek w jego stronę. Ich ofiarami pod Tokmakiem padło najwięcej żołnierzy.
Z tego powodu Ukraińcy posunęli się zaledwie ok. 10 km w głąb rosyjskich linii w ciągu miesiąca.
Na pierwszy rzut oka nie jest to być może wynik imponujący, ale pamiętać tu trzeba o warunkach, w jakich walczą. Co ważniejsze Ukraińcy dokonali tego przy znacznie mniejszych stratach, niż robili to Rosjanie rok wcześniej. W dodatku ci nie atakowali głęboko osadzonych linii obronnych - wzmocnionych polami minowymi. Bo to nie same okopy stanowią problem, ale pola minowe, które strzegą podejścia do nich.
Duże straty?
Po rozbiciu uderzenia 47. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej na kierunku tokmackim, gdzie na strzeżonym polu minowym porażonych zostało przynajmniej tuzin pojazdów, jakie Ukraińcy otrzymali z Niemiec i Stanów Zjednoczonych - pojawiły się głosy, że ofensywa zakończy się poważną klęską Kijowa. Po pierwszych niepowodzeniach ukraińskie wojsko wyciągnęło wnioski i zmieniło nieco stosowaną taktykę. Choć przyczyny strat nadal się nie zmieniły.
Dotychczas - na podstawie materiałów audiowizualnych - potwierdzono bezpowrotną stratę siedmiu Leopardów z ok. 36 wozów, jakie trafiły na front. W sumie trafionych zostało ok. 20 niemieckich czołgów. Większość została uszkodzona na minach i po wymianie gąsienic i uszkodzonych elementów podwozia wróciły na pierwszą linię. Wydaje się, że przynajmniej jeden pojazd był ewakuowany dwukrotnie.
Są to straty sprzętowe na poziomie 19 proc., co jeszcze jest akceptowalne. Polscy generałowie szacowali podczas ćwiczeń sztabowych, że straty podczas atakowania umocnionych pozycji, mogą sięgnąć nawet ponad 30 proc. zaangażowanego sprzętu.
Ze względu na wspomniane już masowe użycie min przeciwpiechotnych Ukraińcy ponoszą dość znaczne straty - liczone w rannych żołnierzach. W ostatnich dniach, według obliczeń Jarosława Wolskiego, na jednego zabitego żołnierza przypada nawet dziewięciu rannych. Co przy stratach w zabitych dochodzących do 2 proc. stanów wyjściowych, o jakich mówią oficjalne dane ukraińskiego Sztabu Generalnego, daje dość poważne liczby.
Biorąc pod uwagę te szacunki, 47. Samodzielna Brygada Zmechanizowana, licząca 4,5-5 tys. żołnierzy, straciła w walce 90 żołnierzy, a rannych mogło zostać ok. 600. Około trzy czwarte rannych i kontuzjowanych wraca na front w ciągu dwóch tygodni. Dzieje się to w czasie, kiedy batalion znajduje się podczas odpoczynku operacyjnego.
Nowa taktyka
Straty nie wpływają znacznie na możliwości prowadzenia walki przez pojedyncze brygady, ponieważ Ukraińcy zastosowali nową taktykę. O ile podczas walk na chersońszczyźnie i charkowszczyźnie atakowała niemal cała brygada w komplecie, tak teraz stosują znaczną rotację walczących jednostek.
Obecnie pięciobatalionowa brygada do walki wystawia jednorazowo trzy bataliony, z których jeden walczy, drugi stanowi wsparcie, które ma wejść do akcji w chwili przełamania lub odwrotu. Trzeci z kolei odpoczywa, a dwa kolejne znajdują się w odtworzeniu - albo na dłuższym odpoczynku.
Cykl zmian w trzech pierwszych batalionach wynosi od trzech do pięciu dni, w zależności od intensywności walk. Pozwala to pozostałym dwóm odpocząć przez dwa tygodnie. W ten sposób Ukraińcy mogą dłużej prowadzić działania ofensywne z wyższą tolerancją na straty sprzętowe i osobowe.
Wpływa to także znacznie na rosyjskie jednostki, które nie rotują tak często, utrzymując oddziały na froncie niemal do całkowitego wyczerpania. Wraz z biegiem czasu spowoduje to wzrost przewagi Ukraińców. Chyba że Kreml znów przyśle kolejne grupy "mobików".
Na razie jednak na to się nie zapowiada, a Ukraińcy przejęli inicjatywę operacyjną i małymi kroczkami posuwają się do przodu. Od początku czerwca ukraińska armia miała wyzwolić dziewięć miejscowości i odzyskać niemal 160 km kw. okupowanego terytorium.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski