Tym razem Białoruś włączy się do wojny? Łukaszenka ma wiele do ugrania
Po ukraińskim ataku na obwód kurski w Rosji pojawiły się głosy, aby ponownie uderzyć na Ukrainę z terytorium Białorusi. Powtarzają się żądania, aby żołnierze Alaksandra Łukaszenki przyłączyli się do "krucjaty przeciwko europejskim faszystom". W Mińsku jednak takie pomysły nie spotykają się z entuzjazmem.
W czerwcu tego roku, podczas wizyty w Waszyngtonie, liderka sił demokratycznych w Mińsku Swiatłana Cichanouska ostrzegała, że Łukaszenka może ponownie udostępnić Rosji terytorium Białorusi, aby uderzyć na Ukrainę lub państwa bałtyckie. Dodała jednak, że nie wyobraża sobie, aby "białoruska armia dołączyła do armii rosyjskiej, ponieważ w jej narodzie nie ma nastrojów antyukraińskich".
To, co mówi Cichanouska, jest bardzo prawdopodobne. Sam dyktator Białorusi, Alaksandr Łukaszenka, od początku konfliktu niechętnie angażował się w wojnę. Co prawda udostępnił białoruskie bazy i poligony, a w pierwszym roku wojny przekazał Rosji ponad 65 tysięcy ton amunicji, setki czołgów T-72A, bojowych wozów piechoty i ciężarówek Ural, ale nie zrobił tego za darmo. Kreml musiał umorzyć część długu i zwiększyć pomoc gospodarczą dla Białorusi.
Łukaszenka za każdym razem twardo negocjował. Wiedział, że Putin stoi pod ścianą i bez pomocy Mińska może stracić twarz. Dlatego właśnie wyrywał każdy możliwy kąsek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nie będziemy drażnić starego dziada". Wypunktował taktykę Zachodu wobec Łukaszenki
Obecnie Kreml kupuje w białoruskich fabrykach przyrządy optyczne, systemy celownicze, sprzęt elektroniczny, systemy kierowania ogniem, specjalistyczne pojazdy kołowe i inne. Rosjanie zainwestowali znaczne środki w rozwój białoruskiego przemysłu i teraz korzystają z pełnego zakresu usług tamtejszego kompleksu wojskowo-przemysłowego.
Według ustaleń ukraińskiego wywiadu obecnie 120 białoruskich fabryk i biur projektowych zajmuje się produkcją 1600 rodzajów sprzętu i wyposażenia dla rosyjskiej armii. Natomiast 940 rosyjskich przedsiębiorstw dostarcza około cztery tysiące rodzajów towarów do 67 białoruskich przedsiębiorstw wojskowych.
Na przykład 558. Lotniczy Zakład Remontowy w Baranowiczach, po serii ukraińskich ataków na zakłady w Rostowie nad Donem, stał się kluczowym centrum remontowym dla śmigłowców z rodziny Mi-8/Mi-17. Uszkodzone na froncie maszyny trafiają do bezpiecznych zakładów w Baranowiczach, gdzie ukraińskie rakiety ich nie dosięgną.
Militarne gesty
Na początku ubiegłego roku powstało wspólne dowództwo białorusko-rosyjskie, które de facto jest kolejnym departamentem w ramach rosyjskiego Zachodniego Okręgu Wojskowego. Białoruskie oddziały podlegają bezpośrednio Rosjanom pod względem wyszkolenia i, częściowo, logistyki. Mińsk zastrzegł jednak, że Rosjanie nie mogą dowodzić białoruskimi oddziałami operacyjnie, czyli bez zgody Mińska nie mogą ich użyć w działaniach wojennych przeciwko Ukrainie.
Rosjanie odpowiadają jedynie za zintegrowany system szkolenia, aby obie armie były interoperacyjne. Jest to sytuacja przypominająca czasy ZSRR, kiedy Połączone Dowództwo Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego było jedynie fasadą pluralizmu, formalnie będąc 14. Zarządem Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Związku Radzieckiego.
Co istotne, dzięki wspólnemu dowództwu Rosjanie mogą swobodnie przerzucać swoje oddziały na terytorium Białorusi bez informowania o tym Mińska. W zamian za to, wraz z żołnierzami, na Białoruś trafia sprzęt i pieniądze, które mają zmodernizować zaniedbaną białoruską armię. Jest to cena za udostępnienie białoruskich poligonów, na których Rosjanie mogą ćwiczyć bez obaw, że zostaną zaatakowani przez Ukraińców.
Sami Rosjanie obecnie nie utrzymują na Białorusi stałego kontyngentu wojsk lądowych, a rotują oddziałami, dla których Białoruś stanowi zaplecze szkoleniowe. Inaczej wygląda sytuacja z lotnictwem, które na lotniskach w Baranowiczach i Mińsku utrzymuje znaczne siły, głównie myśliwce i samoloty rozpoznawcze. Z kolei ataki powietrzne prowadzone z terytorium Białorusi zostały ograniczone do zera.
Czy Łukaszenka się przyłączy?
Łukaszence taki udział w działaniach wojennych w zupełności wystarcza. Jest pragmatykiem i dla niego ważniejsze jest zmniejszenie długów wobec Kremla, rozwój własnego przemysłu zbrojeniowego, a przede wszystkim zapewnienie klanowi Łukaszenków ciągłości władzy.
Jest niemal pewne, że będzie "kandydował" na urząd prezydenta w 2025 roku. Wysłanie wojska na wojnę w imię interesów Kremla mogłoby dla niego skończyć się buntami większymi niż te, które miały miejsce w sierpniu i wrześniu 2020 roku. Dodatkowo, nie miałby za bardzo kim stłumić tych protestów, jeśli wojsko znalazłoby się na froncie.
Ponadto naraziłby Białoruś na ataki odwetowe ze strony Ukrainy, które mogłyby zniszczyć budowany z wielkim pietyzmem przemysł zbrojeniowy, dzięki któremu zarabia nie tylko państwo, ale również klika nim rządząca.
Wszystko wskazuje na to, że udział w ataku na Ukrainę zwyczajnie mu się nie opłaca i Łukaszenka jest tego świadomy. W końcu od niemal trzech lat opiera się namowom Putina. Łukaszenka wie, że rosyjskie głosy wzywające Mińsk do pomocy są jedynie głosem wołającego na puszczy i wyrazem bezsilności rosyjskich sił zbrojnych wobec ukraińskiego ataku na obwód kurski.
Sławek Zagórski dla Wirtualnej Polski
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski