Tykające "bomby" ekologiczne na Mazowszu

Wołomin, Kałuszyn, Warszawa - to lokalizacje tylko trzech z bardzo wielu nielegalnych składowisk niebezpiecznych odpadów na Mazowszu. Zatrute ścieki z Wołomina mogą przedostawać się kanalizacją do lokalnej rzeki, a potem nawet do Wisły.

Nielegalne składowisko w gminie Kałuszyn
Nielegalne składowisko w gminie Kałuszyn
Źródło zdjęć: © WP

29.07.2023 12:07

Jedno z nielegalnych składowisk znajduje się przy ul. Łukasiewicza w Wołominie. W pobliżu mieści się galeria handlowa oraz linia kolejowa Warszawa - Białystok. Lokalni samorządowcy relacjonują, że władze państwowe nie uważają pozostawionych odpadów za realne zagrożenie. Tymczasem jak dowiaduje się reporter Wirtualnej Polski Jakub Bujnik, w Wołominie chemikalia ze składowiska przedostały się do systemu kanalizacji miejskiej.

- Nasza spółka, Przedsiębiorstwo Wód i Kanalizacji, odkryła, że do systemu kanalizacji z tego terenu przy ul. Łukasiewicza zrzucane są odpady. W sposób rozcieńczony oczywiście, ale zostało to potwierdzone badaniami - mówi WP Małgorzata Izdebska, sekretarz gminy Wołomin.

Z tego powodu ujęcie kanalizacyjne z działki, na której jest składowisko, zostało odcięte. Ale ścieki stąd wciąż mogą kanalizacją deszczową się dostawać do rzeki Czarnej, a następnie do Kanału Żerańskiego i do Wisły. - Gdyby doszło do skażenia Wisły, to mówimy o skażeniu w całym kraju - dodaje Izdebska.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Mieszkańcy Wołomina obawiają się pożaru, podobnego do tego, jaki ostatnio wybuchł w Zielonej Górze. - Po co mają nas truć, niech to zabierają, gdzie pieprz rośnie - mówi jedna z mieszkanek w rozmowie z reporterem WP Jakubem Bujnikiem. - Będzie zatruta ziemia i woda. Nie będziemy mogli żadnych warzyw uprawiać ani wody pić - dodaje kolejna kobieta.

- Z tego, co wiem, to substancje są niebezpieczne, łatwopalne - mówi WP mł. bryg. Sławomir Balcerak, oficer prasowy KP PSP w Wołominie. - Następstwem wybuchu będzie pożar, wytworzy się dużo dymu. I ten dym niesie ze sobą ładunek substancji chemicznych. Może to stanowić zagrożenie dla mieszkańców - przestrzega.

Samorządowcy: koszt nie do udźwignięcia

Burmistrz Wołomina podkreśla, że problem składowiska zgłaszała do różnych służb - od policji, po ABW. Coś się ruszyło dopiero po pożarze w Zielonej Górze. - Jeżeli nie pomoże państwo, jeżeli pan premier z rezerwy budżetu państwa nie przeznaczy pieniędzy na tego typu działania, to nie wiem, co będzie. Nierzetelny przedsiębiorca może podpalić, żeby zatrzeć ślady przestępstwa - mówi w rozmowie z WP Ewa Radwan, burmistrz Wołomina.

- Apelowaliśmy do ministra obrony, ale też do ministra środowiska i klimatu, żeby na poziomie rządowym uruchomić pewnego rodzaju działania. To jest problem w całej Polsce, nie tylko w naszej gminie - mówi Izdebska. - Utylizacja takich substancji - bo to, co jest w Wołominie, to są substancje niebezpieczne - jest niezwykle droga. Koszt wywiezienia i bezpiecznego zagospodarowania jednego takiego mauzera wynosi 10 tysięcy złotych - wylicza sekretarz gminy.

Dodaje, że przy ul. Łukasiewicza jest składowanych około 16-20 tysięcy tego typu pojemników. - Łatwo sobie policzyć, że ten koszt może sięgnąć nawet 200 milionów złotych - podkreśla.

- To musi zrobić państwo. Nie umyją rąk, choć śmieci nie są polityczne i nie będą głosować w wyborach - komentuje Radwan, burmistrz Wołomina.

Jak relacjonują samorządowcy, śledczy tłumaczą, że tego typu sprawy są trudne i zawiłe.

Utylizacja droższa niż roczny budżet gminy

Kolejne nielegalne składowisko ujawniono w miejscowości Ryczołek pod Kałuszynem (pow. miński). - Te odpady nadal znajdują się na tej nieruchomości i leżą. Niepokoimy się jako samorząd, jak również mieszkańcy, że w każdej chwili może się coś niebezpiecznego zadziać - mówi WP Henryka Sęktas, zastępca burmistrza gminy Kałuszyn.

Reporter WP chciał porozmawiać z właścicielem działki, na której są składowane odpady. Stróż, który pilnował obiektu, stwierdził jedynie, że to niemożliwe, bo jest on niedostępny.

- Nieopodal jest zjazd z obwodnicy Mińska Mazowieckiego, jest duże natężenie ruchu. Tuż obok przebiega linia wysokiego napięcia. 10 km dalej jest strategiczna jednostka wojskowa - wylicza Sęktas. Dodaje, że gdyby na wysypisku doszło do pożaru, byłaby to ogromna katastrofa.

Jak dodała wiceburmistrz Kałuszyna, utylizacja odpadów kosztowałaby gminę około 55 milionów złotych. - Przy naszym, nieco większym niż 40 milionów budżecie, nie stać nas na to - mówi Sęktas.

Warszawa. Odpady zostały, właściciel nieuchwytny

Następne składowisko reporter WP zobaczył przy ul. Odrowąża na warszawskim Targówku. - Obok strefa zagrożenia wybuchem, w sąsiedztwie stacja benzynowa, a w powietrzu bardzo chemiczny zapach. Wszystko przez znajdującą się za tą siatką strefę, gdzie zostały w nielegalny sposób porzucone niebezpieczne substancje - relacjonuje reporter WP Jakub Bujnik.

Na działce znajduje się kilkadziesiąt mauzerów. W sąsiadującym budynku jest ich jeszcze więcej.

- Niestety, właściciel działki jest od dawna nieuchwytny, spółka nie funkcjonuje, a problem pozostał do rozwiązania dla samorządu - przyznaje Jędrzej Kunowski, zastępca burmistrza dzielnicy Targówek.

Sprawą wysypiska na Targówku zajmowała się prokuratura, ale umorzyła postępowanie. - Samorząd nie jest w stanie ścigać tej osoby, to jest działanie organów państwa - dodaje Kunowski.

Wiceburmistrz uważa, że jego zdaniem śledczy powinni ustalić, jak te beczki przyjechały do Polski. - Naszym zadaniem jest budowa szkoły, czy drogi, a nie usuwanie odpadów za kogoś - dodaje.

Jego zdaniem pieniądze, które gmina może dostać na utylizację odpadów, mogłyby posłużyć do remontu połowy szkół w dzielnicy. - Myślę też, że około 10 boisk byłbym w stanie za to wyremontować, a mam 16 szkół - stwierdził.

Mimo ogromnych kosztów samorząd wyda pieniądze na utylizację odpadów.

Reakcja ministerstwa

Wysłaliśmy listę pytań do Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Zapytaliśmy w nich m.in. o to, czy ministerstwo wiedziało o niebezpiecznych substancjach, które przedostały się do systemu kanalizacji, skąd przez rzekę Czarną i kanał Żerański mogą dostać się do Wisły, i co robi w kierunku zabezpieczenia odpadów. Poprosiliśmy też o informację, co ministerstwo planuje zrobić w sprawie nielegalnego składowiska. Podobne pytania wysłaliśmy do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Warszawie i Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie.

W odpowiedzi na zadane przez nas drogą mailową pytania, resort odpowiedział, że jest od początku w stałym kontakcie z gminą Wołomin. W przesłanej korespondencji czytamy, że będzie wszczęte postępowanie skutkujące wydaniem pieniężnych kar administracyjnych dla właściciela obiektu, na którym znajdują się nielegalne odpady.

Dodatkowo Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Warszawie zawiadomił 6 czerwca Prokuraturę Rejonową w Wołominie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. W związku z wysokim kosztem utylizacji odpadów, zwrócono się do prokuratury z wnioskiem o możliwość zabezpieczenia majątku podejrzanego.

W ostatnim punkcie przesłanej korespondencji zaznaczono, że - według ustaleń kontrolerów - odpady znajdujące się przy ul. Łukasiewicza w Wołominie pochodziły z terenu Polski. I choć kontrola wykazała szereg nieprawidłowości, to przedstawiciel spółki nie podpisał protokołu z jej przebiegu.

W odniesieniu do wycieku niebezpiecznych substancji do kanalizacji, ministerstwo przekazało, że od 26 lipca Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska wdrożył cotygodniowy monitoring rzeki Czarnej. Ostatnie próbki pobrano 27 lipca.

Jakub Bujnik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Czytaj także:

Źródło artykułu:WP Wiadomości
wysypiskonielegalne wysypiskośmieci
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (534)