Turzański dla WP: obawiam się powrotu sporów i podziałów
- Myślę, że obecnie ZHR przyjąłby takie działania pozytywnie. Harcerze poczuliby się zaszczyceni. Obawiam się jednak, że przy okazji znów wrócą dawne spory i podziały - komentuje w rozmowie z WP pomysł powrotu krzyża smoleńskiego przed Pałac Prezydencki hm. Wiesław Turzański, sekretarz generalny Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, którego członkowie postawili krucyfiks w kwietniu 2010 roku.
WP: Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział powrót krzyża smoleńskiego pod Pałac Prezydencki. Jak pan, jako sekretarz generalny Związku Harcerstwa Rzeczpospolitej, zapatruje się na ten pomysł?
- Myślę, że obecnie ZHR przyjąłby takie działania pozytywnie. Harcerze poczuliby się zaszczyceni. Obawiam się jednak, że przy okazji znów wrócą dawne spory i podziały. Nie chciałbym by okazało się, że w przeglądarkach internetowych znów fraza „Krzyż harcerski”, który w powszechnym odbiorze to odznaka zaprojektowana przed ponad stu laty przez księdza Kazimierza Lutosławskiego, noszona dumnie na piersi przez harcerzy, jest częściej kojarzony ze znakiem, który służy dzieleniu i skłócaniu Polaków. Należy pamiętać, że reakcja harcerzy w kwietniu 2010 roku była bardzo spontaniczna. Postawienie krzyża pod Pałacem Prezydenckim wynikało z wewnętrznej potrzeby młodych ludzi. Co najmniej 4 osoby, które zginęły w katastrofie smoleńskiej, były bezpośrednio związane z ZHR. Zginą też Protektor Harcerstwa i ostatni Prezydent II RP, który przez lata był Przewodniczącym ZHP działającego poza granicami kraju. Na postawionym krzyżu była zamieszczona tabliczka, która świadczyła o tym, że jest to symbol upamiętnienia tego
tragicznego wydarzenia z apelem o postawienie w tym miejscu trwałego pomnika.
WP: Tamten krzyż budził jednak wiele emocji i w dość kontrowersyjnych okolicznościach został usunięty. Mieliście na to jakiś wpływ?
- On później stał się własnością całego społeczeństwa i nie należał już do ZHR. To nie my decydowaliśmy o jego przeniesieniu. Nie mieliśmy też decydującego wpływu na to kto, co i kiedy z nim robi. W momencie sporu trwały trudne rozmowy z kancelarią prezydenta oraz z przedstawicielami Kościoła, a temat został ostatecznie załatwiony poza nami. W pewnym sensie zostaliśmy zepchnięci na margines. Jest mi ciężko wracać do tamtych wydarzeń. To wyglądało trochę tak, jakby ktoś nie zrozumiał szczerych, szlachetnych, młodzieńczych intencji, a co za tym idzie i motywów postawienia tego krzyża. Po jego usunięciu poczuliśmy, że coś nam zabrano. Nie w wymiarze materialnym. Chodziło raczej o pozbawienie nas idei oraz szacunku.
WP: Teraz o krzyżu znów jest głośno. Pojawiła się szansa, że wróci przed Pałac Prezydencki.
- Krzyż obecnie znajduje się w Kaplicy Loretańskiej Kościoła św. Anny. Jest oprawiony w trwałe upamiętnienie przez jednego z synów tragicznie zmarłego w katastrofie Janusza Krupskiego. Ja osobiście nie bardzo sobie wyobrażam przeniesienie tego krzyża. Nie wiem, jak miałoby to wyglądać. Nie znamy szczegółów technicznych tej inicjatywy, może chodzi raczej o bardziej trwałe upamiętnienie katastrofy smoleńskiej przed Pałacem Prezydenckim.
WP: Wiele osób zwraca uwagę na fakt, że zgody na powrót krzyża może nie wydać konserwator zabytków.
- Rozstrzyganie w sposób formalny tej kwestii nie ma nic wspólnego z pierwotną intencją oddania pamięci ofiarom katastrofy smoleńskiej. To jest dla mnie słaby argument.
WP: Pojawiają się też zarzuty, że Pałac Prezydencki jest miejscem świeckim i nie powinien przed nim stać symbol religijny.
- Granitowy Krzyż na Placu Piłsudskiego poświęcony Janowi Pawłowi II ludziom nie przeszkadza, ale ten kilka przecznic dalej już tak? Czy uniwersalny od wieków chrześcijański symbol szacunku dla śmierci przed Pałacem Prezydenckim jest inny? To mnie trochę przeraża. Gdy Matejko pod zaborami ku pokrzepieniu serc malował chrzest Polski, to dominującym elementem obrazu był krzyż. To nasze korzenie i dziedzictwo, wprowadzenie zachodniej cywilizacji na ziemie Polan i początek naszej państwowości. Teraz się tego symbolu wstydzimy?
WP: Jak pan wspomina 10 kwietnia 2010 roku i to co się później działo?
- To był czas, gdy ludzie potrzebowali wspólnoty. Chcieli być razem. To zachowanie wpisywało się idealnie w polską tradycję znaną z tragicznych momentów w dziejach naszej ojczyzny. Atmosfera, która się wówczas wytworzyła była świeża, żywa i dawała nadzieję, że uda się przekuć ją w szlachetne czyny. Tymczasem została zmarnotrawiona przez polityczne gierki. Zrobiono z niej powód do drwin i szyderstwa. Budujące było jednak to, że młodzi ludzie swoim zaangażowaniem dali świadectwo pięknej autentycznej postawy patriotycznej. To było pójście w kierunku szlachetności intencji trwale przypisanych harcerskiej tradycji. Szkoda, że ktoś zaryzykował skonfrontować tę postawę z krzykliwym, obrazoburczym zachowaniem ich trochę starszych rówieśników. Niestety coś z tej szlachetności zostało odebrane oraz podeptane przez kupczenie i wartościowanie emocji. To był sprawdzian dla kondycji ideowej naszego narodu.
WP: I jak na tym sprawdzianie wypadliśmy?
- My sobie z tym sprawdzianem nie poradziliśmy. Nie zdaliśmy go i zmarnowaliśmy niepowtarzalną szansę. Ten moment dał nam coś, co mogło być dla nas pozytywnym bodźcem. Tymczasem kalecząc wzajemnie uczucia sprowadziliśmy go do płytkiego i żenującego sporu.