ŚwiatTurcja - nasz niepewny, ale niezbędny sojusznik. Czy porozumienie UE z Ankarą rozwiąże kryzys migracyjny?

Turcja - nasz niepewny, ale niezbędny sojusznik. Czy porozumienie UE z Ankarą rozwiąże kryzys migracyjny?

• Porozumienie UE z Turcją ws. kryzysu migracyjnego ma słabe punkty

• Konieczne jest uszczelnienie unijnych granic i skuteczna pomoc dla Grecji

• Najwięcej zależeć będzie od samej Turcji, która nie do końca jest przewidywalna

• Ankara bardziej zajęta jest walką z Kurdami niż falą migracyjną

• Lepszej alternatywy dla zatrzymania masowego napływu migrantów na razie nie ma

• Inaczej UE może grozić katastrofa - rozpad strefy Schengen, a nawet całej Wspólnoty

Turcja - nasz niepewny, ale niezbędny sojusznik. Czy porozumienie UE z Ankarą rozwiąże kryzys migracyjny?
Źródło zdjęć: © AFP | THIERRY CHARLIER
prof. Bogdan Góralczyk

Trzy dobre, wręcz znakomite wiadomości, na które czekaliśmy od miesięcy: w Syrii rozejm, wycofali się stamtąd Rosjanie, a w Brukseli Unia Europejska podpisała porozumienie z Turcją w sprawie uchodźców. Przełom? Niestety, daleko do niego, bowiem i ten wydawałoby się świecący jasnym blaskiem medal, jak każdy, ma drugą, ciemniejszą stronę. Gdyż na rewersie trzeba od razu zapisać: rozejm w Syrii jest kruchy, a prawdziwe przyczyny konfliktu nie usunięte; Rosjanie, owszem, wycofali samoloty, ale baz nie zamknęli, a nawet wprowadzają tam teraz nowoczesne śmigłowce. Natomiast porozumienie z Turcją jest na tyle skomplikowane, że wymaga odrębnej analizy.

Daleko od doskonałości

Formalnie 18 marca potwierdzono ramowe ustalenia z pierwszego szczytu z premierem Ahmetem Davutoglu: uchodźcy na terenie Grecji będą do Turcji zawracani, a tam w obozach będą wybierani - na zasadzie jeden za jeden - sprawdzeni dokładnie uchodźcy z Syrii, którzy trafią do UE. Na całą operację Turcja otrzymuje 3 mld euro, a jeśli będzie to dobrze szło, otrzyma dalsze 3 miliardy. Co więcej, wkrótce będą otwierane kolejne rozdziały w negocjacjach nad przystąpieniem Turcji do UE, a jej obywatele już od połowy bieżącego roku natrafią na zliberalizowany reżim wizowy ze strony UE.

Kierunek jest właściwy, a intencja dobra. Diabeł, jak zwykle, tkwi w szczegółach. Natychmiast pojawiają się bowiem pytania: kto i jak będzie przeprowadzał tę akcję przesiedleń czy repatriacji? Ma rację przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk, który - po części mając na uwadze swoją reelekcję - mocno się zaangażował w tę sprawę: chodzi o cały pakiet. Bez wzmocnienia Frontexu, a więc unijnych służb granicznych, a także uszczelnienia unijnych granic, całe porozumienie będzie "puste", a na pewno dalekie od doskonałości. Bo uchodźcy znajdą inne ścieżki, by do nas iść.

Kolejny słaby punkt, a nawet wrażliwe ogniwo, to tzw. hot spoty na terenie Grecji. To kraj nadal pogrążony w głębokim kryzysie, nie tylko gospodarczym i walutowym, ale też mentalnym i psychologicznym. Grecy są wyczerpani, a tu oczekuje się od nich dodatkowego, ogromnego wysiłku. Czy obiecane 300 mln euro wystarczy? Kto i jak pomoże wyczerpanym Grekom? Jak sami mają wzmacniać dziurawe dotąd granice?

Albowiem groźby, często względem nich formułowane, są przeciwskuteczne. W Salonikach i na kilku wyspach, począwszy od Lesobos, gdzie migrantów przybyło najwięcej, już mieliśmy do czynienia z protestami lokalnej ludności. Trzeba pomagać nie tylko tym, którzy na pontonach przybyli, ale także lokalnej ludności, sfrustrowanej, a nierzadko zrozpaczonej. Czy uzgodnione odsyłanie z powrotem nielegalnych migrantów - formalnie już od 20 marca - rozwiąże i ten problem?

Gdzie gwarancje - i jakie?

Podczas drugiego szczytu z premierem Davutoglu najwięcej czasu i uwagi poświęcono szczegółom dotyczącym gwarancji prawnych dla osób, które teraz będą poddawane przymusowym wywózkom i przesiedleniom. Jak ich dokładnie sprawdzać? Kto ma to robić i gdzie? Czy sami Turcy w obozach dla uchodźców - i czy to będzie wiarygodne? To są kwestie niezmiernie ważne, albowiem od pierwszej chwili, gdy zarysy porozumienia z Turcją zostały wypracowane, stały się one przedmiotem ostrej - i raczej uzasadnionej - krytyki ze strony organizacji specjalizujących się w ochronie praw człowieka, ale też Urzędu Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców ONZ (UNCHR). Istnieje bowiem obawa nagminnego łamania osobistych praw i wolności w kontrolowaniu tej migracyjnej fali. Chodzi najczęściej o ochronę prawną, ale nierzadko też kwestie etyczne (co można i wolno zrobić z jednostką). Turcja pierwotnie nie chciała dawać migrantom pełnych praw w ramach azylu, co po twardych dyskusjach przezwyciężono.

Ostatecznie, na co od początku naciskała kanclerz Angela Merkel, wspierana przez szefa Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckera, kierowani do UE Syryjczycy stopniowo będą przydzielani do poszczególnych państw członkowskich (chodzi o głośne "kwoty"), a węgierski premier Viktor Orbán tego porozumienia nie zawetował, czym groził jeszcze dwa tygodnie temu. Nie uczynili tego także Słowacy, a polska premier zaznaczyła na konferencji prasowej, że "jest zadowolona" z przyjętych ustaleń, także tych dotyczących kwot - bo nie mają być zwiększane, a przy tym będą rozłożone na długi czas.

Najwięcej pytań rodzi się jednak wokół Turcji, bowiem - w ocenach wielu - ta nie tylko dobrze rozegrała tę partię, ale też od niej będzie teraz najwięcej zależało. Tymczasem to właśnie na jej wybrzeżach dobrze dotychczas funkcjonowały gangi specjalizujące się, za słoną opłatą, w przemycie ludzi w kierunku Grecji i dalej UE. To Turcja przed niemal rokiem pozwoliła na uruchomienie, z nie do końca znanych względów, tzw. ścieżki bałkańskiej (druga to śródziemnomorska, której symbolem i synonimem jest włoska wyspa Lampedusa) i to ona, okazuje się teraz, ma w dużym stopniu tę ścieżkę zamykać. Zamknie?

Ten sojusznik, chociaż państwo członkowskie NATO, nie do końca jest przejrzysty, przewidywalny i wiarygodny. Przecież ostatnio doszło w Ankarze do dwóch krwawych zamachów, a do dalszych dwóch w Stambule, najpierw w centrum turystycznym, obok Hagia Sophia i Błękitnego Meczetu, a w ten weekend w centrum handlowym. W obu przypadkach, jak wiadomo, zginęli także zagraniczni turyści.

Turcja wewnętrznie drży w posadach, a jej władze prowadzą wojnę - nie z migracyjną falą bynajmniej, tylko z Kurdami, którzy obecną zawieruchę w regionie uznali za okoliczność sprzyjającą do swego celu nadrzędnego, czyli budowy własnej państwowości. A więc dokładnie tego, co stoi w sprzeczności z turecką racją stanu, tak jak jest ona rozumiana przez wyrastającego na nowego sułtana, wszechmocnego prezydenta Recep Tayyipa Erdogana (i tak dobrze, że w Brukseli i w kwestii migrantów "dał rolę" swojemu długoletniemu szefowi dyplomacji, a obecnie wiernemu premierowi A. Davutoglu). A tym bardziej tak jest i będzie teraz, gdy w północnej Syrii Kurdowie ogłosili właśnie narodziny swojego federalnego regionu, a więc zalążka państwowości.

Turcja w Unii, czy tylko Unia z Turcją?

Nie ma żadnych wątpliwości, że z punktu widzenia Ankary to Kurdowie i widmo odradzającego się Kurdystanu są oczkiem w głowie władz, a nie ponad 1,5 mln uchodźców z Syrii, Iraku i innych państw, którzy tu trafili do obozów. Co do tureckiej hierarchii ważności i wagi poszczególnych spraw nie ma żadnych wątpliwości: z Kurdami trzeba walczyć w pierwszej kolejności.

A to pociąga za sobą procesy, które wielu na Zachodzie i w UE niepokoją, a niektórych tamtejszych obserwatorów i analityków skłaniają do zarzutów o podpisanie "brudnych porozumień". Albowiem Turcja pod rządami Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) i "sułtana" Erdogana staje się coraz bardziej autorytarna, nie przebiera w środkach w zamykaniu dziennikarzy czy redakcji, tępi wszelkie przejawy odrębności czy wolnego myślenia, o dysydentach i Kurdach już nie mówiąc.

Jak kraj z taką kartą na scenie wewnętrznej, ma przyspieszać rozmowy negocjacyjne nad przystąpieniem i członkostwem w UE? Jak taki kandydat ma spełnić tzw. kryteria kopenhaskie, na których liberalna UE była dotąd budowana? Czy chodzi o cynizm obu stron, jak uważają niektórzy, że i Ankara, i Bruksela dobrze wiedzą, iż członkostwo Turcji w UE w najbliższej przyszłości jest niewyobrażalne i niemożliwe, a strona turecka wstawiła ten punkt do pakietu, by potem mieć dźwignię przetargową wobec Brukseli? A co my w tej grze ugramy? Zjednoczenie Cypru, które jest jedną z podstawowych kości niezgody w tureckich negocjacjach akcesyjnych, odkąd - od końca ubiegłego wieku - na poważnie zaczęto o nich mówić? Przecież doskonale wiemy, że okoliczności do takiego aktu, zapewne pożądanego ze strony mieszkańców wyspy, niestety nie dojrzały.

Jest wreszcie, też delikatna, kwestia zniesienia wiz dla Turków, a przynajmniej dużej liberalizacji reżimu. To jednak, w zestawieniu z paletą innych wyzwań, problem wyglądający na techniczny. Jednak i pod tym względem, co oczywiste, też mogą kryć się niespodzianki, bo przecież do końca nie wiemy, kto tak naprawdę pod tureckim szyldem może do nas przybywać.

Przed nami w UE rzeczywiście "herkulesowe zadanie", jak je określił Juncker. Ważne jest jednak to, że do takiego porozumienia w ogóle doszło, że UE przełamała wreszcie decyzyjny paraliż i że uzgodnienia zaakceptowali liderzy wszystkich 28 państw członkowskich. W sensie tego, co było dotąd, jest to przełom, na razie negocjacyjny. A czy rzeczywiście będzie to także przełom w zahamowaniu migracyjnej fali, której dalszy napływ groził wręcz destabilizacją UE i podważeniem jej podstawowych wartości, od solidarności i wzajemnego zaufania poczynając, dopiero czas pokaże.

Teraz wszystko zależy od implementacji poczynionych uzgodnień, a to, jak widać, wcale nie będzie takie proste ani łatwe. Czy rację miał premier Davutoglu mówiąc po podpisaniu porozumienia: "to nie są relacje w ramach zarządzania kryzysem, lecz stosunki oparte na wizji, by iść do bardziej strategicznej współpracy między Turcją a UE". Oby! Na razie jednak mamy sojusznika, ale nie do końca transparentnego i godnego zaufania. Problem, w tym, że innego, lepszego nie ma. Natomiast alternatywa, czyli dalszy masowy napływ migrantów i uchodźców, to prosta recepta na katastrofę: rozpad strefy Schengen, a nawet samej Unii. Jest o co grać, nawet jeśli mamy zastrzeżenia co do partnera

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (150)