Strzelanina w Gdańsku. Co naprawdę wydarzyło się w domu prokuratora?
Jestem dumna z męża. Obronił rodzinę - tak podsumowała swoje zeznania żona prokuratora wojskowego, który w gdańskim Wrzeszczu postrzelił dwóch intruzów. Nowe dowody wskazują, że faktycznie próbowali oni wejść do pokoju, gdzie prokurator spał z 3-letnim dzieckiem.
- Włamują się do nas, mąż jest prokuratorem, ma ostrą broń i strzela. Pomóżcie - takiej treści zgłoszenie o godzinie 3.35 dotarło na telefon alarmowy 112. Dzwoniła żona prokuratora, Matylda. Specjalnie powiedziała o broni i strzelaniu. Tak poradził jej mąż, bo policja szybciej wysyła wtedy patrol.
Według rodziny w tym czasie jeden z intruzów wisiał już na kracie okna na pierwszym piętrze domu. Drugi był na dachu. Uderzał nogą i ręką w okno dachowe. Prokurator nie zapalając światła, otworzył sejf. Sięgnął po pistolet Glock. Załadował magazynek garścią nabojów i przeładował. Otworzył okno sypialni i stanął w nim gotowy do obrony. Nie wiedział przed kim.
Dlaczego prokurator strzelał do ludzi?
Wiele wskazuje, że nocna strzelanina była tragiczną pomyłką. Mężczyzn wzięto za włamywaczy. W domu prokuratora wcześniej były trzy usiłowania włamań. Przestępcy próbowali sforsować zabezpieczenia domu, płoszył ich jednak wymyślny alarm.
Tym razem intruzi mieli nie reagować ani na wrzaski : "mam broń, spier..., bo cię odstrzelę" ani na kilka strzałów ostrzegawczych i kolejne okrzyki. Żona prokuratora również krzyczała do mężczyzny widocznego w oknie dachowym: "mamy broń!".
Prokurator podejrzewał, że intruzi mogą być nasłanymi oprychami, a cały incydent ma związek z jego pracą.
Tak dochodzimy do życiorysu głównego bohatera. Prokurator jest oficerem wojska, ale pracując w prokuraturze rejonowej w Gdyni, prowadzi też zwykłe sprawy kryminalne. Ma 15 lat doświadczenia i opinię czepliwego, szczególnie wobec dilerów narkotyków. Od roku trzyma w areszcie gangsterów podejrzanych o handel narkotykami, a związanych ze środowiskami kiboli. Pracował przy rozpracowaniu mafii trójmiejskich kamieniczników, wyłudzających mieszkania od staruszków. Doprowadził do oskarżenia gangu napadającego na TIR-y i rabującego przewożony towar.
Strzały padały na zimno
Według ustaleń śledztwa prokurator strzelał z bliska i przez otwarte okno. Nie zabrakło mu zimnej krwi. Celował żeby "nie skaleczyć za mocno". Trafił w nogę i ramię mężczyzny szarpiącego ciałem kratę. Drugi dostał w pachwinę. Dopiero wtedy intruzi uciekli. W jaki sposób zdołali odbiec - trudno wyjaśnić. Prokuratura nie podała wyniku badań krwi i toksykologii obu rannych.
Patrol policji przyjechał po niespełna 10 minutach od wezwania. Zastali strzelca na podwórku. Ubrany był w kapcie, koszulkę i spodnie. W dłoni trzymał pistolet, który spokojnie odłożył.
Sąsiad prokuratora z kamienicy obok: - Obudziły mnie krzyki, potem strzały i znowu pokrzykiwania, kolejne strzały. Nie liczyłem ich. Może sześć, a może nawet 10. Na pewno więcej niż te trzy, które jak przeczytałem, były celne - relacjonuje. - Żeby strzelać do ludzi? To nie Ameryka. Gdyby mu weszli do mieszkania, to tak, miałby prawo ich pozabijać - komentuje.
Jeszcze w środę na podwórku widoczne były ślady krwi, które pozostawili ranni. Ciąg kropelek prowadził przez płot, a potem do bramy sąsiedniej posesji. Obok stoi tablica "Teren prywatny. Wstęp wzbroniony".
Wersja postrzelonych. To były żarty po imprezie
Znajomi postrzelonych 20-latków opowiadali dziennikarzom, że to były tylko wygłupy. Uczestnicy imprezy odbywającej w sąsiedniej kamienicy mieli zrobić sobie przerwę na papierosa. Poszli na sąsiednie podwórka (do domu prokuratora musieli przejść około 100 metrów). Po murkach, płotach i elementach domów rzekomo wdrapywali się jedynie dla sportu. Zaprzeczają, że koledzy dobijali się do mieszkania. Tylko skakali po dachu zaparkowanego na sąsiednim podwórku samochodu.
Ranni przebywają jeszcze w szpitalu. Nie ma zagrożenia życia, ale stan ich jest poważny. Przestrzał ramienia miał spowodować niedowład ręki. Drugi z rannych przeszedł operację narządów wewnętrznych.
Przy śledztwie pracuje około 20 ekspertów, w tym balistycy, którzy oceniają, jak padały strzały i gdzie trafiły kule. Co ważne zabezpieczone w ostatnich dniach ślady sprzyjają wersji przedstawionej przez domowników. Znaleziono odciski butów i rąk na parapecie, kracie i oknie dachowym.
Czy to była obrona konieczna?
Najważniejsze w śledztwie będą ustalenia, czy doszło do przekroczenia granic obrony koniecznej. Nowe przepisy sprzyjają broniącym się. "Nie popełnia przestępstwa, kto w obronie koniecznej odpiera bezpośredni, bezprawny zamach na jakiekolwiek dobro chronione prawem". Drugi cytat: "w razie przekroczenia granic obrony koniecznej, w szczególności, gdy sprawca zastosował sposób obrony niewspółmierny do niebezpieczeństwa zamachu, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary, a nawet odstąpić od jej wymierzenia".
Za prokuratorem opowiadają się komentatorzy związani ze środowiskiem posiadaczy broni. Liczą na to, że ta sprawa z Gdańska będzie pierwszym przypadkiem, gdzie broniący się przed intruzami, posiadający legalnie broń, obywatel, nie stanie się obiektem upokarzającego śledztwa.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl