To zdziwiło Polaków w 2010 roku - PO jest zagrożona
To było jedno z najbardziej zaskakujących, absurdalnych i niezrozumiałych wydarzeń 2010 roku. Grupa partyjnych "gołębi", która do niedawna swoją wiedzą i umiejętnościami walczyła o każdy głos dla Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, nagle została odsunięta, upomniana i rozliczona. Efekt? Polska Jest Najważniejsza, nowa partia na politycznej scenie, "wyhodowana" w łonie Prawa i Sprawiedliwości. To - jakkolwiek nie patrzeć - konkurencja. Co więcej, znająca sekrety PiS, słabe strony tej partii i jej sposób uprawiania polityki. A jednak - jak zgodnie twierdzą politolodzy - stanowiąca zagrożenie raczej dla Platformy Obywatelskiej.
Trudno opowiedzieć od początku o powstaniu PJN. Bo gdzie szukać początku - w przegranych przez Jarosława Kaczyńskiego wyborach?
"Zmiana władz i charakteru partii"
Jeśli wierzyć w wyjaśnienia prezesa Kaczyńskiego zawarte w liście do członków PiS, należałoby cofnąć się do marca 2010 roku, do kongresu PiS, tego, który głosami 999 delegatów przy 51 głosach przeciwnych wybrał go na kolejną kadencję. Jak wyjaśniał prezes, po nim właśnie doszło do "natychmiastowego ataku, i to ataku od wewnątrz". Miał go dokonać Paweł Poncyljusz i grupa "marginalnych w PiS, ale przekonanych o swojej wyższości" działaczy, czego jednak prezes - jak wynika z jego listu - podówczas nie wiedział. Cel: "zmiana władz i charakteru partii".
Z tej zmiany charakteru, dokonanej na użytek wyborów za sprawą obecnych działaczy PJN, a wówczas członków jego sztabu wyborczego, Jarosław Kaczyński tłumaczy się do dziś. Złośliwcy podśmiewają się z "proszków" które - jak tłumaczył - przyjmował podczas kampanii. Faktem jest jednak, że w czasie kampanii Jarosław Kaczyński prezentował swe łagodniejsze oblicze, które przyniosło mu 46,99% głosów w drugiej turze, wynik niebagatelny, gorszy od zwycięzcy zaledwie o kilka punktów procentowych. Szefową sztabu była Joanna Kluzik-Rostkowska, rzecznikiem - Paweł Poncyljusz. I to właśnie wówczas po raz pierwszy usłyszeliśmy hasło "Polska jest najważniejsza". I wówczas ujrzeliśmy pod biało-czerwoną flagą z tym napisem Jarosława Kaczyńskiego. Dziś te zdjęcia wyglądają jak fotomontaż.
Dlaczego doszło do rozłamu?
Bez ryzyka można powiedzieć, że w PiS doszło do starcia ambicji. Czy Jarosław Kaczyński nieco popuścił ryzów, czy odezwały się od dawna skrywane marzenia - tego zapewne się nie dowiemy. Dość, że przed wyborami zaczęto dyskutować, czy Jarosław Kaczyński jest rzeczywiście najlepszym kandydatem partii na prezydenta. A po wyborach niemal jawnie zaczęto się spierać, kto mógłby go zastąpić na stanowisku szefa partii. Do udziału w takiej rozmowie - o zastąpieniu Jarosława Kaczyńskiego "kimś młodszym" przyznał się niedawno w rozmowie z Moniką Olejnik w Radiu ZET Paweł Poncyliusz. W rozmowie uczestniczyć miał m.in. Zbigniew Ziobro i Jacek Kurski.
Być może jest ziarno prawdy w słowach o zawiedzionych oczekiwaniach Zbigniewa Ziobry, który w 2005 roku - jako szef sztabu - doprowadził Lecha Kaczyńskiego do zwycięstwa, a od Jarosława Kaczyńskiego musiał przełknąć gorzką pigułkę, gdy ten publicznie wysłał go na naukę języka angielskiego. Być może dołożyły się do tego ambicje samej Kluzik-Rostkowskiej, która oświadczyła - tuż przed wyrzuceniem jej z partii - że byłaby gotowa kandydować na szefową PiS, gdyby kandydował Ziobro. Być może zawiodły kalkulacje innych członków PiS - Pawła Poncyljusza, Elżbiety Jakubiak - upatrujących drogi do sukcesu w złagodzeniu linii partii.
To musiało być nie na rękę Jarosławowi Kaczyńskiemu, który znalazł się w niewygodnej pozycji - z jednej strony to on właśnie prezentował za namową sztabu tę łagodniejszą twarz, z drugiej zaś - miał świadomość, że to właśnie agresywna, konfrontacyjna polityka pozwala partii liczyć się na scenie politycznej. A przede wszystkim - nie ma ani ochoty, ani nie jest przez żadne okoliczności zmuszony do tego, by dzielić się władzą.
Pierwszym sygnałem było upomnienie Elżbiety Jakubiak - jak mówił wówczas Mariusz Błaszczak - "za niewłaściwą postawę". Potem - wyrzucenie z PiS jej i Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Niespodziewane, dokonane w tym charakterystycznym, intrygującym komentatorów stylu: w atmosferze niedomówień, bez wcześniejszych debat i ostrzeżeń. I niepozostawiające złudzeń: całkowicie zrywamy kontakt.
Pierwsze wystąpienie zaskoczonych posłanek było dość emocjonalne, z trudno skrywanymi łzami. Potem dopiero oswoiły się z tą decyzją i przystąpiły do ofensywy. Najpierw było stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza. Tuż po spotkaniu w Hotelu Europejskim, na którym ogłoszono powstanie nowej inicjatywy, okazało się, że posłowie mogą się zrzeszyć w klubie parlamentarnym, potem zaś ogłosili to, co było niemal jasne od początku: że tworzą partię. Partię o nazwie Polska Jest Najważniejsza.
"PJoN"
Nazwa nie jest szczęśliwie dobrana. "Polska jest najważniejsza" to dobre hasło kampanii. Ma niewiele treści, a zatem nie niesie ze sobą żadnych obietnic. Proste, łatwe do zapamiętania. Znaczy tyle, mniej więcej, co "Wspólna Polska" (to hasło z kampanii Kwaśniewskiego z 1995 roku) czy "Niech połączy nas Polska" (pod tym hasłem w 2005 r. startował Włodzimierz Cimoszewicz)
. I w kampanii Kaczyńskiego sprawdzało się. Kandydat PiS pokazywał się pod nim w całej Polsce. Sam i w towarzystwie budzącym dobre skojarzenia: z dziećmi, z młodzieżą, oraz z profesor Staniszkis. Przegrał, ale to nie z powodu hasła.
Jako nazwa ugrupowania Polska Jest Najważniejsza okazała się niewypałem. Z kilku powodów. Członkowie PJN wykonali zadziwiającą woltę, przy której cyrkowe akrobacje na linie i z płonącą obręczą to prościzna. Wyrzuceni z PiS oraz ci, którzy odeszli sami z partii Jarosława Kaczyńskiego, wykorzystali jego hasło z kampanii - którą współtworzyli - do zorganizowania konkurencji dla PiS, ale opartej na dorobku brata prezesa PiS. Nie brzmi to politycznie przejrzyście. Nie brzmi to przejrzyście także z powodów językowych. Bo posłowie są z Polski Jest Najważniejszej, czy Polska Jest Najważniejsza - zachodzili w głowę dziennikarze. Dopóki nie przyjął się skrót PJN, pisano "ze stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza", ale to było za długie do tytułów. A więc nazwano posłów PJN "rozłamowcami", co ma niewątpliwie pejoratywne zabarwienie.
O PJN natychmiast powstało mnóstwo żartów. "Zażartował" sobie prezes Kaczyński, mówiąc, że dla niego rozwinięciem skrótu jest "Palikot Jest Najważniejszy" (choć przedstawiciele PJN odżegnywali się od kontaktów z byłym posłem PO i odcinali się, że "Prezes Jest Niepotrzebny"). Skrót rozszyfrował też premier twierdząc, że "Pomidorowa Jest Najsmaczniejsza", a zwykli posłowie zaczęli się zastanawiać, czy wymawiać akronim jako "pejoten" czy "pjon". Powstał też problem anglojęzyczny - nad którym ponoć biedzi się Marek Migalski i Michał Kamiński - jak się teraz przedstawiać w Europie: jako "Poland is the most important"?
Kto to wymyślił?
W dodatku nie jest do końca jasne, do kogo należą prawa autorskie do hasła: do twórcy (jak mówił Tomasz Dudziński - obecnie z PJN - to on wymyślił hasło), czy do sztabu wyborczego. Do sztabu, czy do partii. Do partii, czy do prezesa. Czy też może do tego, kto jako pierwszy zarejestruje się w sądzie? W sądzie jako pierwsze zarejestrowało się stowarzyszenie Polska Jest Najważniejsza, skupiające członków Społecznego Warszawskiego Komitetu Poparcia Jarosława Kaczyńskiego, które powstało 10 października 2010 r. I to właśnie stowarzyszenie zostało wpisane do Krajowego Rejestru Sądowego (może wylegitymować się numerem 0000372863).
W sprawie nazwy partii wypowie się sąd. Ustawa o partiach politycznych mówi, że "nazwa, skrót nazwy i symbol graficzny partii politycznej powinny odróżniać się wyraźnie od nazw, skrótów nazw i symboli graficznych partii już istniejących", nie wspomina jednak o istniejących już stowarzyszeniach. Elżbieta Jakubiak z właściwą sobie pozorną spolegliwością wspomina, że wcale nie upiera się przy tej nazwie, choć musi zdawać sobie sprawę z wagi tzw. rozpoznawalności. Pod inną nazwą tego festiwalu zainteresowania w mediach nie dałoby się już powtórzyć.
Wejdą, nie wejdą?
Jaką szansę ma PJN? Prezydent Bronisław Komorowski wspomniał, że "ruchy tektoniczne" - cokolwiek miał na myśli - mogą tylko poprawić jakość polskiej polityki. Niektórzy politolodzy wątpią jednak, czy na polskiej scenie znajdzie się miejsce dla kolejnej partii, która - jakby nie patrzeć - nie wyrosła z potrzeby budowania nowej jakości, ale jej powstanie zostało wymuszone przez okoliczności. Dobrą analogią jest Polska Plus, której posłowie w znacznej większości wywodzili się z PiS i - nie osiągnąwszy sukcesu - do tej partii powrócili.
Sondaże z połowy grudnia 2010 r. dają jednakże partii PJN spore szanse. W badaniu instytutu Homo Homini dla Polskiego Radia PJN zdobyło 6,2% poparcia, a więc znalazłoby się w sejmie. MillwardBrown SMG/KRC w sondażu dla "Faktów" TVN daje partii 8%, co oznacza, że PJN byłoby czwartą siłą polskiego sejmu, przed PSL. Czy tak będzie? To pokaże rok 2011.
Bartosz Lewicki, Wirtualna Polska