"To normalne, że generał sobie wypił i poszedł do pilotów"
Wyniki raportu MAK w Rosji nie zaskoczyły chyba nikogo. W komentarzach w sprawie katastrofy smoleńskiej od początku dominował pogląd, że zawinili polscy piloci, na których wywierano politycznie umotywowaną presję. Komentując informację o wykrytych promilach we krwi gen. Andrzeja Błasika, jeden z rosyjskich dziennikarzy powiedział, że "to normalne, że naczelnik wypił sobie koniaczku, a potem poszedł do kabiny pilotów. Jest w tym coś bardzo nam, Rosjanom, bliskiego".
12.01.2011 | aktual.: 12.01.2011 20:06
Taką opinię podziela większość rosyjskich publicystów. "Niezadowolenie Warszawy wynika przede wszystkim z przyczyn politycznych, a nie technicznych" - napisał dla Ria Nowosti, Dmitrij Babicz. (tekst opublikowano z frapującym tytułem "Nie wszyscy w Polsce są przeciw nam").
Politolog Gleb Pawłowski, choć rozumie niechęć Warszawy do opublikowanych wyników śledztwa, nie widzi powodu, aby wątpić w obiektywność raportu. Jego zdaniem eksperci MAK badając przyczyny katastrof lotniczych, wielokrotnie wykazywali się nonkonformizmem. Dlatego nie ma podstaw, aby sądzić, że raport został napisany zgodnie z politycznym zamówieniem.
Kiedy Donald Tusk w grudniu ubiegłego roku, w odpowiedzi na przesłany raport, nazwał go niedbałym i częściowo bezpodstawnym, w prasie rosyjskiej pojawiły się przypuszczenia, że eksperci MAK będą musieli napisać go jeszcze raz.
Polski rząd oczekiwał złagodzenia wydźwięku wniosków na temat przyczyn katastrofy - kontynuuje Pawłowski - do "transakcji" nie doszło, gdyż nie chodziło o drobne korekty, a kwestie zasadnicze, na które śledczy nie mogli się zgodzić, bo nie znalazło to pokrycia w faktach.
W dobrą wolę lotniczych śledczych nie wątpi szef radiostacji "Russkaja służba nowostei", Siergiej Dorenko. - Inna sprawa, czy eksperci MAK są w stanie przeprowadzić profesjonalne śledztwo - mówi ten znany w Rosji publicysta - Nie ma wątpliwości, że radziecki MAK przeprowadziłby bardzo rzetelną analizę katastrofy, ale od tego czasu zdolności analityczne komisji uległy degradacji. Polacy powinni jednak zrozumieć najważniejsze: dostaliście maksimum. Chcieliśmy jak najlepiej.
W Polsce wiele kontrowersji wzbudziła informacja o wykrytych promilach we krwi gen. Andrzeja Błasika. Siergiej Dorienko dziwi się tym reakcjom. - Co w tym złego? To normalne, że naczelnik wypił sobie koniaczku, a potem poszedł do kabiny pilotów. Jest w tym coś bardzo nam, Rosjanom, bliskiego.
Politolodzy wątpią, że opublikowanie raportu wpłynie na relacje między Moskwą a Warszawą. Ich zdaniem na Kremlu panuje zrozumienie dla ostrych reakcji polskiego rządu w tej sprawie. Zdaniem Rosjan wynikają one z wewnętrznych uwarunkowań. "Zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego chcą koniecznie obarczyć winą za katastrofę Moskwę i Donalda Tuska" - napisał Dmitrij Babicz.
Pawłowski i Dorienko pytani o ocenę ewentualnego udziału w śledztwie strony amerykańskiej, są w tej sprawie jednoznaczni. - To nie zostałoby pozytywnie przyjęte w Moskwie - mówi Pawłowski. - Tego typu działania nie mają nic wspólnego z oficjalnym śledztwem. Dziwacznych teorii powstało już wiele - w polskiej prasie pojawiły się doniesienia o generatorze mgły pod Smoleńskiem. To nie ma nic wspólnego z rzetelną analizą - dodaje.
- Udział Amerykanów w śledztwie obrażałby zarówno Rosjan, jak i Polaków - mówi Dorienko. - Znaczyłoby to bowiem, że jesteśmy jak dzieci, które czekają, na to, co powie tata. Pomoc Amerykanów poniża Polaków. Dlatego Moskwa powinna obronić Warszawę, zabraniając tego typu praktyk - podkreśla.
Katarzyna Kwiatkowska dla Wirtualnej Polski