PolitykaTo niedopuszczalne, a Andrzej Duda jest w gorszej sytuacji niż prezydent Burundi – politycy oburzeni po publikacji WP

To niedopuszczalne, a Andrzej Duda jest w gorszej sytuacji niż prezydent Burundi – politycy oburzeni po publikacji WP

Wojskowe samoloty to nie taksówki. Nie utrzymujemy sił zbrojnych po to, by woziły polityków z pracy do domu - tak politycy opozycji komentują loty premier i prezydenta do Krakowa wojskowym samolotem Casa, co ujawniła Wirtualna Polska. PiS odpowiada, że likwidacja po katastrofie smoleńskiej 36. pułku lotniczego była "aberracją", a Andrzej Duda - inaczej niż prezydent Burundi - nie ma swojego samolotu. Gen. Roman Polko przyznaje, że politycy lubią latać, ale "po cichu", a nad nim się pastwili, gdy jako wiceszef BBN użył śmigłowca.

Wirtualna Polska ujawniła, że Andrzej Duda i Beata Szydło latają z Warszawy na weekend do Krakowa nie tylko rządowymi Embraerami, ale też wojskowymi samolotami Casa, które na co dzień stacjonują w krakowskiej 8. bazie lotnictwa transportowego. Pisaliśmy o tym tu. Transportowe samoloty są wykorzystywane nie tylko do celów militarnych - transportują krew, organy do przeszczepów, na zlecenie MSWiA przewożą zatrzymanych, a także Polaków deportowanych z Wielkiej Brytanii.

Były wiceminister obrony w rządzie PO-PSL Czesław Mroczek ocenia w rozmowie z WP, że taka sytuacja jest "niedopuszczalna".

- Nie utrzymujemy sił zbrojnych po to, by woziły polityków z pracy do domu i z powrotem. Nie można statków powietrznych traktować jak taksówki. Wojsko zamienia się w przedsiębiorstwo taksówkowe - zaznacza poseł Platformy.

Według niego korzystanie przez premier i prezydenta z wojskowych samolotów może świadczyć o zwiększonym zapotrzebowaniu na przeloty najważniejszych osób w państwie, skoro rządowe Embraery "przestały wystarczać".

Mroczek zaznacza, że w poprzedniej kadencji kancelarie prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu nie wykorzystywały wszystkich przysługujących im godzin lotu Embraerami.

"Wojsko nie może zastępować korporacji taksówkowej"

Wykorzystywanie wojskowych maszyn podobnie ocenia były wiceminister obrony w rządzie SLD Janusz Zemke. - To nieporozumienie. Wojskowe samoloty nie powinny być traktowane jak taksówki, a wojsko nie może zastępować korporacji taksówkowej - przekonuje.

Europoseł SLD zwraca uwagę, że do tej pory samoloty Casa wykorzystywano przez polityków w wyjątkowych sytuacjach. Na przykład, gdy trzeba było polecieć w rejon konfliktu zbrojnego. - Te samoloty, w przeciwieństwie do cywilnych, mogą lądować na lotniskach wojskowych i mają system obrony pasywnej - wyjaśnia Zemke.

Trzy samoloty i trzy załogi w gotowości

Wtóruje mu były szef MON w rządzie PO-PSL Tomasz Siemoniak. - Jak byłem ministrem w ciągu 4 lat, nie licząc Afganistanu, były trzy takie loty - zaznacza.

Poseł PO zwraca też uwagę, że zgodnie z instrukcją HEAD [zawierającą procedury dotyczące lotów z najważniejszymi osobami w państwie - red.] w przypadku lotu Casą ze stolicy do Krakowa do dyspozycji w tym samym czasie powinny być trzy samoloty i trzy załogi. - Dwie w Warszawie na wypadek awarii, a trzeci czeka w Krakowie - wyjaśnia Siemoniak.

Inaczej - jak podkreśla - wygląda sytuacja w przypadku korzystania przez polityków z wyczarterowanych od LOT-u Embraerów, które stacjonują w Warszawie. - Jako rezerwowy może być użyty liniowy samolot LOT-u. Tam są piloci z LOT-u i mogą natychmiast podstawić załogę, bo mają swoje rezerwy - przekonuje poseł.

"Jak raz poleciałem, to nadgorliwi urzędnicy zaczęli się nade mną pastwić"

Na inny aspekt zwraca uwagę generał Roman Polko, który za poprzednich rządów PiS był wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.

- Będąc w BBN obserwowałem pewną nieśmiałość polityków w podejściu do lotów. Na dachu BBN jest lądowisko dla helikopterów, ale z niego nie korzystano w obawie, że dziennikarze to nakręcą. Jak raz sam poleciałem, to nadgorliwi urzędnicy zaczęli się nade mną pastwić i pytali, jak mogłem dokonać takiego nadużycia - śmieje się Polko.

Jego zdaniem politycy uważają, że z transportu lotniczego można korzystać po cichu, a nie otwarcie, w obawie, że media to pokażą.

Były dowódca GROM stwierdza, że błąd popełnił rząd Donalda Tuska, likwidując po katastrofie smoleńskiej 36. pułk lotnictwa transportowego odpowiedzialny za przewożenie VIP-ów.

Podobnie uważa Janusz Zemke. - 36. pułk powinno się odtworzyć, bo decyzja o jego likwidacji była błędem. Trzeba było zmienić dowództwo pułku i procedury, a nie likwidować całą jednostkę - przekonuje.

"Nawet Burundi ma samolot dla swojego prezydenta, a Polska nie ma"

Tego samego zdania jest szef sejmowej komisji obrony Michał Jach (PiS), który podkreśla w rozmowie z WP, że tylko odtworzenie jednostki do transportu VIP-ów "gwarantuje odpowiedni poziom bezpieczeństwa najważniejszych osób w państwie". - Decyzja o rozwiązaniu 36. pułku to była aberracja. Ktoś nabroił, a zrzucono winę na jednostkę - ocenia poseł.

Jach, odnosząc się do zarzutów polityków opozycji, zauważa, że politycy zawsze "mogli latać i latali Casami". - Nie ma w nich dobrych warunków do pracy na przykład dla prezydenta, ale w poprzednich latach politycy też z nich korzystali - mówi szef komisji obrony.

Zdaniem Jacha politycy Platformy nie powinni się w ogóle wypowiadać na temat transportu lotniczego VIP-ów, bo przez 8 lat rządów nie kupili samolotów. - Polska jako duży kraj nie miała samolotów dla VIP-ów. Nawet Burundi ma samolot dla swojego prezydenta, a Polska nie ma - wytyka poseł PiS.

Andrzej DudaBeata Szydłoembraer
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (549)