To nie jest sprawa do rozgrywania [OPINIA]
Emocje społeczne, jakie wywołała sprawa pani Joanny, są ogromne. Aborcja dzieli społeczeństwo, a wyrok Trybunału Konstytucyjnego sprawił, że część opinii publicznej - i to wcale niemała - ma poczucie krzywdy i upokorzenia. To zrozumiałe uczucia, ale nie usprawiedliwiają manipulacji ani politycznego rozgrywania tej sprawy - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz Terlikowski.
Nie jest tajemnicą, jakie jest moje podejście do aborcji. Ono nie zmienia się od lat. Nie jest też tajemnicą, że ta sprawa dzieli Polaków. I to także jest bezsporne. Cała reszta już taka oczywista nie jest.
Policja ujawniła (do sposobu i tego, jak to się stało, wrócę później) cały szereg informacji, które - choć nie wyjaśniają wszystkiego - rzucają nowe światło na tę sprawę. Lekarka, którą oskarżano o cały szereg nadużyć, w rozmowie z Onetem także wskazała na wiele wcześniej nieobecnych w debacie kwestii.
Efekt? Trudno już mówić o tej sprawie jako związanej wyłącznie z aborcją. To zdarzenie o wiele bardziej skomplikowane. Nie jest związane tylko z kwestią obowiązującego w Polsce prawa aborcyjnego ani tylko z bezdusznością policji czy nadgorliwością lekarki.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzeba pamiętać, że w tej sprawie nigdy nie poznamy wszystkich okoliczności, bo te chronione są przez tajemnicę lekarską.
To, co obecnie wiemy, pozwala jednak powiedzieć, że w tej historii poza - tu będę ostrożny - nadgorliwością i bezdusznością policji (akurat te zarzuty nie zostały wyjaśnione przez KGP), poza aborcją, możemy mieć także depresję i liczne okoliczności osobiste. Dziś pani Joanna zaprzecza relacjom o jakichkolwiek myślach samobójczych.
Ujawnione nagrania pozwalają mi postawić tezę, że - wbrew twierdzeniom części radykalnych środowisk feministycznych - wcale nie jest tak, że dla każdej kobiety aborcja jest OK. Może ona - przynajmniej u części - wywoływać rozmaite efekty psychologiczne. To nie jest po prostu zabieg. Może mieć skutki uboczne, także dla psychiki.
Wszystkie te elementy - twierdzenia lekarki o myślach samobójczych i problemach psychicznych oraz niejawne diagnozy lekarskie - sprawiają, że tą sprawą zwyczajnie nie wolno i nie należy grać, ani tym bardziej nią manipulować.
Dlaczego? Bo tak się składa, że wywołując ogromne emocje społeczne - podkreślam, że zrozumiałe - i kierując gigantyczny hejt wobec lekarki i służb, które się tą sprawą zajmowały, ryzykuje się - by posłużyć się terminem chętnie używanym przez drugą stronę - "efektem mrożącym".
Następnym razem lekarz psychiatra, który dowie się, że jego pacjentka ma myśli samobójcze, albo chce popełnić samobójstwo (a sprawa będzie miała jakiś podtekst światopoglądowy), dziesięć razy zastanowi się, czy kilka miesięcy później nie zostanie czarnym bohaterem mediów.
A jeśli będzie po pracy - tak, jak było tym razem - to nie będzie w ogóle odbierał telefonów, bo po co się narażać? Czy to przesadzona możliwość? Jeśli choć w jednym przypadku lekarz albo dyspozytor zawaha się w takiej sprawie, a w efekcie ktoś popełni samobójstwo, to odpowiedzialność - przynajmniej częściowa - za to będzie spoczywać na tych, którzy zdecydowali się przedstawić zmanipulowany, niepełny i podgrzewający emocje obraz tej sprawy.
Ale - tu pozostanę symetrystą - to nie jest tak, że w tej sprawie nic się nie da zarzucić policji.
Konferencja prasowa wcale nie wyjaśniła, czy wszystkie czynności odbywały się z należytym poszanowaniem godności pacjentki i czy policjanci - co ma szczególne znaczenie w przypadku myśli czy prób samobójczych - zachowali się z należytą empatią i szacunkiem, czy byli w stanie odpowiednio potraktować panią Joannę.
To wszystko nadal są sprawy otwarte.
Istotne wątpliwości budzi także ujawnianie przez policję tak dużej liczby wrażliwych informacji. Policja, która upublicznia rozmowy dyspozytorów i lekarki, wchodzi w prywatne sprawy kobiety, ujawnia niezwykle osobiste dane - by bronić własnych działań, prostować manipulacje, które się pojawiły - też, moim zdaniem, przekracza granice.
Można zrozumieć jej intencje, ale metoda oznacza niebezpieczne balansowanie na granicy zasady, że cel uświęca środki. Nie uświęca, a to postępowanie może mieć także dramatyczne skutki.
Lekarz czy ktokolwiek inny zgłaszający sprawę na pogotowie, czy do policji, nie może mieć w sobie obawy, że jeśli sprawa stanie się medialna, to w czasie konferencji prasowej treść jego zgłoszenia zostanie ujawniona, pokazana. Rozbrajanie bomb politycznych (nawet jeśli widać, że ta dramatyczna sprawa jest rozgrywana) nie może się dokonywać kosztem ofiar, pacjentów, osób, które są bohaterami.
I na koniec wielki apel do polityków.
Mam świadomość, że wkraczamy w okres wyborczy. Wiem, że sprawy światopoglądowe polaryzują i pozwalają wywołać emocje wyborcze, ale w tak delikatnych sprawach należy, jak ognia, wystrzegać się przedwczesnych diagnoz i oskarżeń, czy rozgrywania ludzkich tragedii i skomplikowanych kwestii do kampanii wyborczej.
Zyski polityczne, a te są niewątpliwe, nie powinny przesłaniać odpowiedzialnym politykom faktu, że w ten sposób mogą oni zaszkodzić konkretnym osobom i zbudować jeszcze wyższy mur między Polakami o różnych poglądach. A do tego - bez odpowiedniej wiedzy - narażają siebie i innych na uczestnictwo w nie zawsze uczciwych grach.
Dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski, publicysta i dziennikarz RMF FM