To nie jest tekst o aborcji [OPINIA]
Surowe konsekwencje dla pseudopolicjantów, którzy gnębili pacjentkę. Sprawa lekarki, która poinformowała policję - do pilnego wyjaśnienia. Dyrektorzy szpitali, którzy dopuścili do tragicznej sytuacji i nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa pacjentom oraz pomagającym im lekarzom - do dymisji. Tak to powinno wyglądać w normalnym państwie.
Niemal wszyscy już dyskutują o prawie aborcyjnym, o Jarosławie Kaczyńskim, o Prawie i Sprawiedliwości i Konfederacji. Politycy się odpalili, bo robią - i trudno ich za to winić - politykę.
Nie zapominajmy jednak o tych, którzy odpowiadają za tragedię pacjentki opisaną we wtorek w TVN. Trzeba o nich pamiętać i trzeba szczegółowo wyjaśnić każdy aspekt sprawy, a następnie ukarać winnych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
PiS utworzy rząd z Konfederacją? Były senator partii: to nierealne
O prawie, nie o aborcji
Przypomnijmy bardzo krótko: kobieta zażyła tabletkę poronną, po czym bardzo źle się poczuła. Poinformowała o tym lekarkę. I gdy przyjechała do szpitala, czekali na nią policjanci chcący ją przesłuchać.
- Kazano mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć. Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "Czego wy ode mnie chcecie?" - stwierdziła kobieta w rozmowie z dziennikarką TVN.
Stacja opublikowała nagranie, na którym widać, że pseudopolicjant grozi lekarzowi odpowiedzialnością za zwrócenie uwagi, że kobiecie zabrano laptopa. Została też przez osoby w mundurach pozbawiona telefonu komórkowego. Sąd już stwierdził, że do zaboru sprzętu doszło nielegalnie.
I wyjaśnijmy coś wyraźnie: w tej sprawie w ogóle nie powinniśmy rozmawiać o aborcji. Jedni uważają, że jest zła zawsze, inni - że jest zła czasem, a jeszcze inni, że nie ma w niej nic złego. Przyjmuję, że ludzie różnie to oceniają. Dociera do mnie, że niektórzy nawet by kobiety karali za dokonanie aborcji. Tylko to w ogóle nie ten temat.
Pozostańmy po prostu w sferze prawa. Samodzielne przerwanie ciąży przez kobietę nie jest przestępstwem. I choćby ktoś to negatywnie oceniał pod względem moralnym, to w kwestiach prawnych sytuacja jest klarowna.
Kobieta, która pojechała do szpitala po pogorszeniu się jej zdrowia wskutek zażycia leków poronnych, nie popełniła żadnego przestępstwa. Nie miała prawa być traktowana jak przestępca. Nie wolno było zabierać jej rzeczy ani w momencie kryzysu zdrowotnego jej przesłuchiwać.
Wersja policji
Początkowe wyjaśnienia policji opublikowane po emisji reportażu, najdelikatniej mówiąc, nie trzymają się kupy.
Policjanci zostali bowiem wezwani przez lekarkę do kobiety, która ponoć chciała popełnić samobójstwo. Szybko jednak funkcjonariusze przestali zabezpieczać zdrowie kobiety, lecz zaczęli traktować ją niczym podejrzaną.
Policja przekazała, że "policjanci musieli sprawdzić, czy kobieta nie posiada przy sobie środków pochodzących z niewiadomego źródła, które po zażyciu mogłyby zagrażać jej życiu".
Tymi środkami, jak wyjaśnia policja, miały być medykamenty stosowane przy poronieniu. Kobieta odmówiła ujawnienia, w jaki sposób weszła w ich posiadanie.
Podkreślmy: policja wezwana do potencjalnej samobójczyni zaczyna ją męczyć, bo kobieta nie chce mówić, skąd wzięła leki.
Policja wskazała również, że "z uwagi na to, iż istniało podejrzenia popełnia przestępstwa w postaci udzielania kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży, poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła, zachodziła konieczność zabezpieczenia urządzeń, które kobieta używała do finalizowania transakcji zakupu tych środków (laptop, telefon)".
Robiono to w czasie interwencji medycznej - czyli zabrano rzeczy pacjentki, której zdrowie i życie było zagrożone.
Ba, policja była tak natarczywa w swych działaniach, że protestowali przeciwko temu lekarze, którzy - jak twierdzi policja - "z niewiadomych przyczyn" utrudniali wykonywanie czynności przez policję. A zatem do lekarzy wysłano dodatkowy patrol policji.
Warto zaznaczyć, że pierwszy komunikat policji został zmieniony: oświadczenie zostało znacząco skrócone, nie ma informacji o "zapłakanej, krzyczącej kobiecie" oraz o "wyczuwalnej woni alkoholu".
Nie ma też mowy o "podejrzeniu popełnienia przestępstwa w postaci udzielenia kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży poprzez środki pochodzące z nielegalnego źródła".
"W nawiązaniu do materiału telewizji TVN24 dotyczącego sytuacji sprzed 3 miesięcy, która miała miejsce w Krakowie informujemy, że interwencja Policji nastąpiła po zawiadomieniu służb przez lekarza psychiatrę o możliwej próbie samobójczej jego pacjentki i przyjęciu przez nią substancji niewiadomego pochodzenia. Interwencja była zgłoszona do miejsca zamieszkania kobiety lecz potem była kontynuowana w placówkach szpitalnych" - czytamy w drugiej wersji komunikatu.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
O pseudopolicjantach i lekarce
Nazywajmy rzeczy po imieniu. Pseudopolicjanci (bo warto odróżniać ludzi grożących pacjentce oraz lekarzom od osób, które dbają o nasze bezpieczeństwo i swoją ciężką pracą pomagają całemu społeczeństwu) torturowali psychicznie kobietę, która przyjechała do szpitala. Nie trzeba tu przeprowadzać wielkiego śledztwa - to, jak zachowywał się jeden z pseudofunkcjonariuszy, zostało nagrane i cała Polska może zobaczyć.
Karygodna jest sytuacja, w której lekarze mają trudności z pomaganiem ludziom, bo po szpitalu panoszą się pseudopolicjanci utrudniający leczenie.
I znów pozostańmy przy prawie: funkcjonariusz publiczny, który torturuje psychicznie chorego człowieka wymagającego pomocy medycznej, łamie prawo. Za takie działanie grozi odpowiedzialność karna. Miejsce takiej osoby na pewno nie jest w policji, która przecież ma dbać o bezpieczeństwo obywateli, a nie ich torturować.
Kolejna osoba: lekarka, która wezwała policję do pacjentki.
Artykuł 266 par. 1 kodeksu karnego stanowi, że kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Tu mamy niejasność: Ministerstwo Zdrowia poinformowało bowiem, że lekarka poinformowała jedynie o myślach samobójczych pacjentki. Policja przyznała zaś, że lekarka poinformowała o dokonanej aborcji.
Ta sprawa wymaga pilnego wyjaśnienia.
Zakładam, że samorząd lekarski właśnie kończy pisać zawiadomienie do rzecznika odpowiedzialności zawodowej. Nie chodzi o to, by za wszelką cenę lekarkę pogrążyć. Chodzi o to, by wszystko szczegółowo wyjaśnić i opublikować rzetelną, zweryfikowaną przez samorząd lekarski, informację.
O dyrektorach
Czy można być dyrektorem szpitala, jeśli nie panuje się nad tym, co się w nim dzieje? Co to za dyrektor, którego podwładnych, policja straszy konsekwencjami za chęć leczenia pacjentki w spokojnej atmosferze?
Czy, wreszcie, da się być dyrektorem placówki ochrony zdrowia, jeśli po budynku kręcą się usiłujący przesłuchać pacjentów wymagających interwencji medycznej pseudopolicjanci, na dodatek w zasadzie kradnący rzeczy, bo ciężko inaczej ocenić zabranie komputera i telefonu?
Wiem, że dyrektora szpitala nie ma na każdym oddziale i w każdej minucie funkcjonowania placówki, to oczywiste. Warto jednak sprawdzić, czy dyrektorzy szpitali, w których znęcano się nad pacjentką, zainterweniowali i stanowczo zaprotestowali przeciwko praktykom pseudopolicjantów u prawdziwych komendantów policji, zanim ukazał się materiał w telewizji.
Jeśli tak - kiepsko wyszło, ale dyrektorzy zrobili swoje.
Jeśli nie - przykro mi, powinna być dymisja; mimo wszystko ktoś, kto zarządza placówką ochrony zdrowia, ponosi odpowiedzialność za to, że na jej terenie dochodzi do nieludzkiego traktowania pacjentów.
Potrzeba powagi
Dla jasności: doskonale wiem, że ostatecznie nikomu nie spadnie włos z głowy; jedyną ofiarą tej sytuacji będzie kobieta, która zgłosiła się po pomoc.
Tyle że tak być nie powinno. Jeśli chcemy być poważnym państwem, musimy wyciągać poważne konsekwencje wobec ludzi, którzy powołując się na państwowy majestat, krzywdzą drugiego człowieka.
I powtarzam raz jeszcze - to nie jest rozmowa o aborcji. To rzecz o byciu człowiekiem.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl