Gorzkie słowa ukraińskiego generała. Tak mówi o kontrofensywie
To nie jest show oglądane przez cały świat, na które można stawiać zakłady. Każdy metr, który zdobywamy, to krew naszych żołnierzy. Dlatego irytuje mnie, gdy słyszę, że kontrofensywa idzie za wolno - mówił naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy gen. Wałerij Załużny w wywiadzie dla "Washington Post".
"Aby ukraińska kontrofensywa postępowała szybciej, potrzebujemy więcej broni. Każdej i jak najszybciej. Podczas gdy państwa zachodnie nigdy nie rozpoczęłyby ofensywy bez przewagi w powietrzu, Ukraina wciąż nie otrzymała nowoczesnych myśliwców. Oczekuje się jednak, że szybko odbije okupowane terytoria. A myśliwce F-16, które obiecano ukraińskiemu wojsku niedawno, raczej nie dotrą przed jesienią" - powiedział ukraiński dowódca.
Podkreślił, że dowodzone przez niego wojska codziennie posuwają się naprzód - nawet jeśli jest to tylko 500 metrów.
Tylko dlatego, że nie ma decyzji, każdego dnia ginie wielu ludzi
Załużny powiedział, że często rozmawia z generałem Markiem Milleyem, przewodniczącym Kolegium Połączonych Szefów Sztabów, który całkowicie popiera go w jego wysiłkach zmierzających do uzyskiwania jak najwięcej uzbrojenia od Zachodu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jedno z największych zagrożeń dla żołnierzy. Odbijają ulicę po ulicy, dom po domu
- Ale to nie Milley decyduje o tym, czy dostaniemy samoloty, czy nie. Chodzi o to, że podczas podejmowania tej decyzji (...) każdego dnia ginie wielu ludzi - bardzo wielu. Tylko dlatego, że żadna decyzja nie została jeszcze podjęta - zaznaczył.
Leopardy nie dla celebrytów
Przed rozpoczęciem kontrnatarcia Ukraina otrzymała zachodnie czołgi, w tym niemieckie Leopardy. Załużny przyznał, że kilka z nich zostało już zniszczonych, dodał jednak, że "nie dostaliśmy Leopardów, by jeździć w paradach lub by politycy lub celebryci robili sobie z nimi zdjęcia". - Przyjechały tu na wojnę. A Leopard na polu bitwy jest celem - podkreślił.
Jak twierdzą analitycy, Ukraina nie rozpoczęła jeszcze kontrofensywy na pełną skalę. Ukraińskie wojsko wciąż stara się wybadać słabe punkty w rosyjskiej obronie. Załużny wskazuje tu na doktrynę NATO, "podobną do rosyjskiej" - zakładającą, że aby rozpocząć naziemne operacje o dużym zasięgu, należy mieć przewagę w powietrzu.
Potrzebujemy samolotów
- Liczba samolotów NATO stacjonujących w pobliżu naszych zachodnich granic jest dwa razy większa niż liczba rosyjskich samolotów niszczących nasze pozycje. Dlaczego nie możemy użyć przynajmniej jednej trzeciej z nich? - zapytał Załużny, dodając, że rosyjska flota powietrzna ma znacznie lepsze radary i zasięg pocisków, a ukraińskie samoloty nie mogą z nimi konkurować. W rezultacie żołnierze na ziemi są łatwym celem ataków.
- Nie potrzebuję 120 samolotów. Nie zamierzam zagrażać całemu światu. Wystarczyłaby bardzo ograniczona liczba. Ale są one potrzebne. (...) To tak, jakbyśmy teraz przeszli do ofensywy z łukami i strzałami - powiedział ukraiński dowódca.
Czy mamy się poddać szantażowi?
Generał ostrzegł, że jednym z najgorszych scenariuszy, które należy brać pod uwagę, jest groźba użycia przez Putina broni jądrowej. To jednak nie powstrzyma prób odzyskania kontroli nad Zaporoską Elektrownią Jądrową.
- Wykonujemy naszą pracę. Otrzymujemy ostrzeżenia: "Bójcie się ataku nuklearnego". Czy powinniśmy się poddać? - pyta generał Załużny.
Źródło: Washington Post
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski