"To jak film o zombie". Wstrząsająca relacja spod Bachmutu
Walka z wagnerowcami przypomina film o zombie. Strzelamy do nich cały czas – gdy jednych "skosimy", przychodzą następni. Musimy ciągle zmieniać nasze kałasznikowy, bo się przegrzewają. A tymczasem oni idą po trupach, krok po kroku - relacjonują dziennikarzom CNN ukraińscy żołnierze, walczący pod Bachmutem.
Walk pozycyjne pod Bachmutem w obwodzie donieckim toczą się od miesięcy. Szczególnej intensywności nabrały w grudniu i styczniu, gdy Rosjanie wzmogli wysiłki, by zdobyć miasto. Główny ciężar rosyjskiej ofensywy w tym rejonie spoczywa na barkach grupy Wagnera, firmy Jewgienija Prigożyna. Większość jej żołnierzy rekrutowana jest w więzieniach i koloniach karnych. Są oni traktowani przez rosyjskie dowództwo jak "mięso armatnie" - wysyła się ich do straceńczych natarć na dobrze przygotowane ukraińskie pozycje obronne.
Dziennikarze amerykańskiej stacji CNN dotarli do ukraińskich żołnierzy - Andrija i Borysa - którzy codziennie stawiają czoła wagnerowcom na umocnionych pozycjach na południowy-zachód od Bachmutu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dramatyczna ewakuacja z Bachmutu. Rosyjska rakieta spadła tuż obok cywilów
"Walczyliśmy bez przerwy przez 10 godzin"
Andrij wspomina, że jednego dnia rosyjscy najemnicy szturmowali ich pozycje nieprzerwanie przez wiele godzin.
- Walczyliśmy około 10 godzin. Oni nie atakowali nas falami, tylko nacierali bez ustanku – nie mieliśmy chwili oddechu – relacjonuje. Zaznacza, że musieli z kolegami ciągle zmieniać kałasznikowy (AK-47), ponieważ przegrzewały się od ciągłego strzelania.
- Naszej pozycji broniło około 20 żołnierzy, a ich nacierało powiedzmy 200. Atakowali w grupach po około 10 żołnierzy. Przechodzili około 30 metrów w naszą stronę i zaczynali się okopywać. Potem wysyłali kolejną grupę, żeby zdobyła kolejne 30 metrów terenu. I tak – krok po kroku - posuwają się do przodu tracąc przy tym masę ludzi - relacjonował.
Opisywał, że dopiero jak pierwsze grupy wagnerowców są wyczerpane bądź wybite, Rosjanie wysyłają bardziej doświadczonych żołnierzy, by próbowali oskrzydlić ukraińskie pozycje.
"To jak filmy o zombie"
Andrij mówił CNN, że walka z natarciem wagnerowców była "przerażającym i surrealistycznym doświadczeniem".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Nasz kolega obsługujący ciężki karabin maszynowy nieomal oszalał od ciągłego strzelania. Opowiadał, że często jak trafiał Rosjanina, ten nie upadał od razu. Padali dopiero po jakimś czasie, może wskutek wykrwawienia - opowiadał Ukrainiec.
Sceny spod Bachmutu porównał do filmów o zombie. - Idą po trupach swoich kolegów, dosłownie je depczą - mówi. Przypuszcza, że przed atakiem "są oni faszerowani jakimiś narkotykami".
"Mieliśmy szczęście, że się wycofali"
Andrij wspomina, że tego feralnego dnia Rosjanie nieomal ich wykończyli.
- Otoczyli nas. Zaskoczyli nas z flanki. Strzelaliśmy jak szaleni - kończyła nam się amunicja i granaty. Nasza sytuacja stawała się beznadziejna - relacjonował. Koniec końców dopisało im szczęście - jednak wagnerowacy też byli zmęczeni walką i wycofali się.
Jak zaznacza CNN, opisy taktyki wagnerowców korespondują z raportami ujawnianymi przez ukraiński wywiad. Po zajęciu pozycji, najemnicy okupują się pod osłoną wsparcia artyleryjskiego. Na szczęście dla wojsk Kijowa, koordynacja pomiędzy grupą Wagnera i rosyjską armią dysponującą armatami i rakietami, często szwankuje.
Ogromne straty Rosjan
Ukraiński ekspert ds. wojskowości Ołeksandr Kowałenko twierdzi, że styczeń był dla Rosji najgorszym miesiącem inwazji na Ukrainę, jeśli chodzi o liczbę zabitych i rannych żołnierzy. - Od początku 2023 roku zginęło ponad 20 tys. najeźdźców, a łącznie z rannymi i wziętymi do niewoli straty wroga wynoszą około 60 tys. - ocenił.
Według najnowszych danych ukraińskiego Sztabu Generalnego, Rosjanie stracili już przeszło 129 tys. żołnierzy od początku inwazji.
Źródło: CNN/Unian/PAP
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski