Pokazowe egzekucje. Brutalna relacja wagnerowca
Były najemnik i jeden z dowódców w grupie Wagnera mówi, że brutalność, której był świadkiem w Ukrainie, ostatecznie skłoniła go do ucieczki. 26-letni Andriej Miedwiediew przebywa obecnie w Norwegii, do której udało mu się uciec 13 stycznia. - Bojownicy często byli wysyłani do bitwy bez ukierunkowania, a firma traktowała niechętnych rekrutów bezlitośnie - mówi były wagnerowiec.
- Zbierali tych, którzy nie chcieli walczyć i strzelali do nich na oczach nowo przybyłych. (...) Przyprowadzili dwóch więźniów, którzy odmówili pójścia do walki, zastrzelili ich na oczach wszystkich i zakopali bezpośrednio w okopach wykopanych przez stażystów - opisuje A. Miedwiediew.
26-latek wcześniej służył w rosyjskim wojsku. Dołączył do grupy Wagnera jako ochotnik. Wjechał do Ukrainy niecałe 10 dni po podpisaniu kontraktu w lipcu 2022 r., służąc w pobliżu Bachmutu, miasta frontowego w obwodzie donieckim. Grupa najemników okazała się kluczowym graczem w rosyjskiej inwazji.
A. Miedwiediew powiedział, że podlegał bezpośrednio założycielom grupy, Dmitrijowi Utkinowi i Jewgienijowi Prigożynowi, którego określa mianem "diabła".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Potężna eksplozja pod Bachmutem. Rosyjska 2S9 Nona zrównana z ziemią
Żołnierze zamieniali się w mięso armatnie
A. Miedwiediew rozmawiał z CNN w Oslo. Do Norwegii trafił po ucieczce, podczas której, jak mówi, uniknął aresztowania "co najmniej 10 razy". Twierdzi, że przedostał się do Norwegii przez zamarznięte jezioro - używając białego kamuflażu, aby pozostać niezauważonym.
W rozmowie z CNN stwierdził, że już szóstego dnia pobytu w Ukrainie wiedział, że nie chce wracać na kolejną misję. Był - jak to określa - świadkiem, tego, jak "żołnierze zamieniają się w mięso armatnie".
Początkowo dowodził 10 najemnikami. Później ta liczba wzrosła, gdy na front dojechali skazańcy. - W końcu miałem pod dowództwem wielu ludzi - powiedział. - Nie mogłem policzyć, ile. To ciągle się zmieniało. Trupy, więcej więźniów, więcej trupów, więcej więźniów - wylicza. A. Miedwiediew ocenił, że grupie Wagnera brakowało strategii taktycznej, a żołnierze wymyślali plany na bieżąco.
- Nie było prawdziwej taktyki. Nie było żadnych konkretnych rozkazów, jak powinniśmy się zachowywać. Po prostu wymyślaliśmy to na bieżąco - opowiada. Rodzinom najemników wmówiono, że jeśli ich bliscy polegną na froncie, to w ramach zadośćuczynienia otrzymają równowartość ok. 5 milionów rubli.
- Ale w rzeczywistości nikt nie chciał płacić takich pieniędzy - twierdzi A. Miedwiediew. Ocenia, że wielu Rosjan, którzy zginęli, walcząc w Ukrainie, "właśnie uznano za zaginionych". A to dawało władzom możliwość odmowy wypłaty pieniędzy.
CNN skontaktował się z Jewgienijem Prigożynem w tej sprawie. Ten oburzył się, stwierdzając, że "do tej pory w grupie Wagnera nie odnotowano ani jednego przypadku niewypłacenia świadczeń".
Miedwiediew walczy o sprawiedliwość?
Jak podkreśla A. Miedwiediew przekazuje teraz te wszystkie informacje, ponieważ chce pomóc "postawić Prigożyna i prezydenta Rosji Władimira Putina przed wymiarem sprawiedliwości".
- Prędzej czy później propaganda w Rosji przestanie działać, ludzie powstaną i wszyscy nasi przywódcy… będą do wzięcia. A potem pojawi się nowy przywódca - mówi 26-latek.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski