Tatry. Fatalne skutki burzy. Naczelnik TOPR: to jest absolutnie poza naszymi doświadczeniami
- Mamy informację o kilku osobach, które nie dały znać rodzinie, gdzie są - powiedział naczelnik TOPR Jan Krzysztof. Dzień po tragedii w Tatrach, w tym m.in. na Giewoncie, ratownicy nie kończą działań. Będą szukać ludzi, którzy mogli zaginąć w górach.
- Szacujemy, że ponad 180 ratowników brało bezpośredni udział w działaniach ratowniczych - powiedział podczas piątkowej konferencji Jan Krzysztof.
Naczelnik TOPR stwierdził, że ogromną rolę w docieraniu do poszkodowanych podczas burzy w Tatrach odegrał "Sokół". - Bez naszego śmigłowca nic byśmy nie zrobili - zaznaczył. Podkreślił też znaczenie 4 jednostek lotniczych LPR, którymi transportowano rannych.
Zobacz także: Loty Pierwszej Damy. Minister prezydencki mówi, jak jest
Przyznał, że TOPR "ma informację o kilku osobach, które nie dały znać rodzinie, gdzie są". Zaznaczył przy tym, że powody mogą być różne, np. to, że w niektórych schroniskach nie ma zasięgu. Nie wiadomo, czy te osoby w ogóle wyszły w góry.
Tatry. TOPR pomagał ludziom rannym podczas burzy
Ratownicy będą sprawdzać miejsca, gdzie ewentualnie mogą znajdować się ludzie potrzebujący pomocy.
Jan Krzysztof powiedział również, że skala czwartkowej akcji w Tatrach była wyjątkowa. - To jest absolutnie poza naszymi doświadczeniami – przyznał.
Nie zgodził się również z zarzutami dotyczącymi braku alertów pogodowych przed czwartkową burzą. - Co najmniej pół godziny przed tym uderzeniem były słyszane wyładowania w dużej odległości, mamy wrażenie, że mimo to nadal były podejmowane wejścia. Zachęcam ludzi, by korzystali z aplikacji pogodowych - stwierdził.
To potwierdzili ratownicy TOPR, którzy również wypowiedzieli się na konferencji. - To (burza - red.) nie było coś takiego strasznie nagłego. Turyści często lekceważą te sygnały - stwierdził jeden z nich.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl