Tak Putin mści się za Chersoń. Deszcz rosyjskich pocisków
Każdego dnia na Chersoń spadają dziesiątki pocisków, ale mieszkańcy nie chcą opuszczać swoich domów. - Jak trafi w blok, to trafi. Nic nie poradzisz - mówią bez strachu przed rosyjskimi ostrzałami. Władimir Putin brutalnie mści się za odbicie miasta, ale zrobił też coś, czego ukraińskim politykom nie udało się osiągnąć przez 30 lat - zjednoczył naród Ukrainy, który jest teraz silniejszy, niż kiedykolwiek.
18.03.2023 20:39
Jesienią 2022 roku sieć i media społecznościowe zalały nagrania i zdjęcia Ukraińców radujących się po wyzwoleniu Chersonia z rąk Rosjan. Tłumy ludzi wiwatowały na ulicach, śpiewając i tańcząc. Dzisiaj zamiast głośnej muzyki, notorycznie słychać tam wybuchy i artyleryjski ostrzał. Zemsta Rosjan jest okrutna, a miasto płaci wysoką cenę za wolność.
Na rogatkach Chersonia stoi solidny punkt kontrolny. Jest zbudowany nie tylko z drewna i worków wypełnionych piaskiem, ale też betonowych płyt, z jakich buduje się drogi dojazdowe. Trasę dzielą betonowe zapory, zmuszając kierowców samochodów do jazdy zygzakiem. O ile osobówki czy niewielkie ciężarówki w miarę sobie radzą, tak prowadzący potężne ciągniki siodłowe muszą się nieźle nakręcić.
Czekamy przed punktem kontrolnym, aż ciężarówka przeciśnie się przez wąskie drogowe szykany. Ukraińcy sprawdzają tylko przyjezdnych. Wyjeżdżające samochody nie są kontrolowane. W końcu przychodzi nasza kolej. Podjeżdżamy i opuszczamy szybę. Od razu słyszymy zestaw standardowych pytań: skąd jedziemy, po co, czy mamy broń. Jeszcze tylko pobieżne sprawdzenie wnętrza, pokazanie paszportów i legitymacji prasowych. Możemy jechać.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pod ostrzałem
Chersoń jest miastem frontowym. Unoszą się nad nim kłęby dymu po kolejnym nocnym ataku. Ostrzały i alarmy przeciwlotnicze są tu codziennością. Na każdym kroku widać ślady trwających walk. Zniszczone domy, pozbawione dachów, są przykryte brezentem albo grubą folią, która co chwilę jest podrywana podmuchami wiatru wiejącego od Dniepru.
Po drugiej stronie rzeki umościła się rosyjska artyleria, która regularnie atakuje miasto. Rosjanie wystrzeliwują na Chersoń wszystko, co mają pod ręką. Spadają pociski artylerii lufowej, granaty moździerzowe czy pociski rakietowe Gradów - potomków słynnych Katiusz.
Tylko 25 lutego na miasto i najbliższe okolice spadło 78 różnego rodzaju pocisków. W wyniku ataku trzy osoby zginęły, a ranne zostały cztery. Wśród poszkodowanych było trzech ratowników medycznych, którzy udzielali pomocy innym.
Niestety, w wielu przypadkach bilans ofiar wynika z niefrasobliwości mieszkańców. Mimo rozbudowanego systemu ostrzegania i licznych schronów, które ciężko przegapić, cywile często ignorują ataki. Apele władz na nic się zdają. Uparci są szczególnie ludzie starsi, którzy nie chcą opuszczać swojego miasta.
- A gdzie będę do schronu schodzić? - odpowiada zagadnięty mężczyzna. - I tak najgorsze są odłamki. A jak trafi w blok, to trafi. Nic nie poradzisz - dodaje.
Szybko odchodzi, bo kilka minut wcześniej służby znów ogłosiły alarm. Sygnalizują to nie tylko wyjące syreny. Program przerywają wówczas stacje radiowe i telewizyjne, a specjalna aplikacja na telefon zaczyna "krzyczeć" wysokimi, modulowanymi tonami. Chwilę później w oddali słyszymy eksplozje.
Po kilku minutach od wybuchów zewsząd rozbrzmiewają syreny służb. Strażacy nawet nie mieli czasu odpocząć. Poprzedni atak skończył się zaledwie trzy godziny wcześniej. W sumie 27 lutego na miasto i okoliczne miejscowości spadło 97 pocisków. W samym Chersoniu - 21. Na szczęście nikt nie zginął.
Być Ukraińcem
Wschodnia Ukraina była wcześniej w większości rosyjskojęzyczna. Była, bo Ukraińcy w zasadzie przestali używać języka rosyjskiego. Nawet ci, którzy całe życie mówili po rosyjsku, starają się coraz częściej mówić po ukraińsku. Łatwiej mają osoby, które dotychczas posługiwały się surżykiem - mieszanką, gdzie gramatyka i wymowa są ukraińskie, a większość słownictwa wywodzi się z rosyjskiego. Używa go około 20 proc. mieszkańców całego kraju.
- Urodziłam się w Rydze - mówi Natasza, około 70-letnia energiczna kobieta, która nie może usiedzieć na miejscu. - Od dziecka mówiłam po rosyjsku, bo tak uczyli nas w szkole. Teraz już sama nie wiem, w jakim języku mówię. Po prostu po swojemu - śmieje się, biegając po mieszkaniu. Podkreśla, że jest Ukrainką, bo większość życia spędziła właśnie tutaj. Jej tata był Łotyszem, jedna babcia Polką, a druga pochodziła z północy Rosji.
Przywieźliśmy jej zapasy jedzenia, karmy dla zwierząt i leków. Tego wszystkiego brakuje zwłaszcza na prowincji i blisko frontu.
Tylko nieliczne jadłodajnie w Chersoniu podają podstawowe posiłki. W menu są m.in. bliny, ryby i zupy. No i oczywiście kawa, bez której Ukraińcy praktycznie nie są w stanie normalnie funkcjonować. Nawet w takich warunkach na ulicy widać postacie przemykające z kubkiem kawy w ręku.
Kijów czy Czernihów w większości wyszły już na prostą. Charków, Chersoń i Zaporoże nadal odczuwają skutki ograniczonych dostaw. Bardzo dużo zasobów jest kierowanych do pomocy zwykłym mieszkańcom tych miast.
"Namioty Zwycięstwa"
Do Chersonia codziennie dostarczana jest pomoc humanitarna, którą wolontariusze rozdają w kilkunastu punktach miasta. Przede wszystkim w tzw. Namiotach Zwycięstwa. Wewnątrz można się zagrzać, wypić ciepły napój, a nawet przekąsić coś drobnego.
Paczki z pomocą są wydawane codziennie w godzinach od 10.00 do 14.00. Duży zestaw spożywczy ludzie otrzymują raz w miesiącu. W workach dostają wtedy pięć kilogramów mąki, 500 gramów płatków owsianych, dwa kilogramy makaronu, litr oleju, sól, cukier, puszkę fasoli i osiem konserw mięsnych. Nie jest to zbyt wiele.
Dlatego lokalne władze apelują o ewakuację, zwłaszcza osób starszych. To głównie one zostały w mieście. Ich wyjazd znacznie ułatwiły działania służbom, przeciążonym codziennymi atakami.
Zobacz także
Ewakuacja
Obecnie bezpłatną ewakuacją z Chersonia zajmuje się inicjatywa Helping to Leave. Wolontariusze codziennie dowożą ludzi autobusem do Odessy. Kursy odbywają się dwa razy dziennie - o godzinie 8.00 i 13.00 z dworca autobusowego.
- Procedura jest prosta - mówi Irina, wolontariuszka pomagająca na dworcu. - Wystarczy napisać wiadomość na czacie na Telegramie, wypełnić krótki formularz, a potem się umówić. Każdy może za darmo wyjechać, a władze Ukrainy przydzielają lokal w bezpieczniejszej okolicy - wyjaśnia.
Na każdego ewakuowanego przypada limit bagażu. Można zabrać jedynie dwie sztuki na osobę. Dobytek całego życia trzeba pozostawić na łasce rosyjskiej artylerii. Kreml uważa, że Chersoń może być albo rosyjski, albo żaden.
- Rosjanie również proponowali ewakuację. Byli chętni? - pytamy. - Niewielu. Same Moskale - ci, którzy jeszcze przed wojną byli za Rosją - odpowiada Irina, ale nie kończy. Nagle przerywa jej starszy pan, przysłuchujący się z boku naszej rozmowie.
- A niech idą na ch** z tym swoim mirem i pomocą - grzmi, odsyłając Rosjan tam, gdzie zatopiony został krążownik "Moskwa".
Kremlowska propaganda trafia w próżnię
Kreml pod koniec lutego rozpoczął kolejną kampanię propagandową, próbując przekonać mieszkańców Chersonia, że ci, którzy skorzystali z rosyjskiej propozycji ewakuacji, przenieśli się w miejsce mlekiem i miodem płynące. Na dworcu autobusowym nadal leży tablica z rozkładem jazdy marszrutek do Kercza. Odkąd Rosjanie uciekli z miasta, busy odjeżdżają z Oleszek, leżących naprzeciw Chersonia, na lewym brzegu Dniepru.
- W 2023 roku zapewnimy nowe formy wsparcia. Są to jednorazowe płatności gotówkowe i państwowe zaświadczenia mieszkaniowe dla osób, które są zmuszone opuścić Chersoń i obwód chersoński - mówi na antenie rosyjskiej telewizji regionalna minister budownictwa, Oksana Kozlitina.
Blondynka z kaskiem na głowie odwiedza kolejne budowy i pokazuje, jaki dobrobyt czeka na opuszczających Chersoń. Wystarczy tylko przyjechać do Rosji. Na szczęście kremlowska propaganda trafia w próżnię. W większości regionu przerwy w dostawie prądu są na tyle częste, że niewiele osób ma możliwość oglądania rosyjskich kanałów.
Gdyby mogli, to i tak by tego nie robili. Nawet rosyjskojęzyczni Ukraińcy, którzy przed wojną nie zawsze czuli bliskość z Ukrainą, nie wierzą w rosyjską propagandę. Władimirowi Putinowi przez rok udało się zrobić coś, czego ukraińskim politykom nie udało się osiągnąć przez 30 lat - zjednoczył naród Ukrainy.
Zobacz także
"Niech moc będzie z wami"
- A jak to będzie po ukraińsku? - zagaduje mnie z uśmiechem żołnierz, kiedy na jednym z punktów kontrolnych odzywam się po rosyjsku. - Przepraszam, ja innostraniec - mówię, podając paszport.
- No! Żeby mi to było ostatni raz - śmieje się, machając ręką, żebym już odjeżdżał.
Kiedy wyjeżdżamy z miasta, następuje koniec alarmu przeciwlotniczego. Aplikacja głosem prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełeńskiego mówi: "Nalot się skończył. Niech moc będzie z wami".
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski