Tajemnicza śmierć Pauliny i jej męża. Pirotechnicy na miejscu zdarzenia
Nadal niewiele wiadomo ws. śmierci Pauliny Lerch i jej męża. Okazuje się, jak ustalił "Fakt", że na miejscu zdarzenia pracują policjanci z grupy rozpoznania minersko-pirotechnicznego. - Pirotechnicy pojawiają się zawsze na miejscu, gdy na miejscu przestępstwa jest broń - wyjaśnił jeden z policjantów.
1 września odnaleziono zwłoki w domu w podpoznańskim Będlewie. Należały one do Sławomira L. i jego żony. Mężczyzna był znany w półświatku pod pseudonimem "Klakson". Prokuratura zarzucała udział w handlu narkotykami. Jego partnerka była uczestniczką znanego programu telewizyjnego "Top Model".
Obok zwłok pary leżał rewolwer, a dom był zamknięty od wewnątrz. Mimo to jak podają służby, na ciałach ofiar nie stwierdzono ran postrzałowych. Znaleziony przy nich rewolwer mógł nie mieć nic wspólnego ze sprawą. Co więcej, WP dowiedziała się także, że w czasie sekcji nie stwierdzono żadnych ran kłutych, które mogłyby powstać np. na skutek ugodzenia nożem.
Prokuratura podkreśla, że ustalenie przyczyny śmierci już na wstępie było trudne ze względu na znaczny stopień rozkładu zwłok. Stąd pierwsze, błędne przekazy o ranach postrzałowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Utknęła między rogatkami. Nie wiedziała, co robić. Groźny moment na przejeździe
Pirotechnicy na miejscu zdarzenia
"Fakt" ustalił, że kilka miesięcy przed tragedią doszło do niepokojącego incydentu pod domem pary. Wówczas Sławomir miał zainstalować kamery przed posesją.
Dziennikarze redakcji udali się do domu Pauliny i Sławomira. Wyszedł do nich policjant w jasnobrązowym mundurze z grupy rozpoznania minersko-pirotechnicznego. - Pirotechnicy pojawiają się zawsze na miejscu, gdy na miejscu przestępstwa jest broń - wyjaśnił jeden z funkcjonariuszy.
Jak informuje tabloid, śledczy nie chcieli ujawnić, czy chodzi o rewolwer, który znaleziono przy zwłokach, czy o innego rodzaju broń, która mogła znaleźć się w mieszkaniu.
Źródło: Fakt