Tajemnicza śmierć 33‑latki z Top Model. Znamy szczegóły sekcji zwłok
Śledczy nadal nie wiedzą, co przyczyniło się do śmierci Pauliny Lerch i jej męża. Prokuratura odmówiła nam odpowiedzi na pytanie, czy śledztwo nadal prowadzone jest w sprawie zabójstwa. Znajomi Pauliny zapewniają, że małżeństwo łączyło silne uczucie. - Nie wierzę, żeby mąż mógł ją zabić - mówi nam Daria, znajoma zmarłej kobiety.
Przeprowadzona w poniedziałek sekcja zwłok Pauliny i Sławomira nie wykazała, co było przyczyną śmierci uczestniczki Top Model i jej męża. Śledczy zlecili dodatkowe badania. W rozmowie z Wirtualną Polską służby informują, że na ciałach ofiar nie stwierdzono ran postrzałowych, a znaleziony przy nich rewolwer mógł nie mieć nic wspólnego ze sprawą. Co więcej, dowiedzieliśmy się także, że w czasie sekcji nie stwierdzono żadnych ran kłutych, które mogłyby powstać np. na skutek ugodzenia nożem.
Prokuratura podkreśla, że ustalenie przyczyny śmierci już na wstępie było trudne ze względu na znaczny stopień rozkładu zwłok. Stąd pierwsze, błędne przekazy o ranach postrzałowych.
Te informacje całkowicie zmieniają wcześniejsze założenia śledczych, którzy na wstępie wykluczyli udział osób trzecich i przyjęli, że mąż zastrzelił żonę, a następnie siebie. Prokurator Małgorzata Dotka w rozmowie z Wirtualną Polską odmawia informacji na temat tego, czy śledztwo nadal toczy się w kierunku zabójstwa - tak jak początkowo nas informowano. - Nie odpowiem na to pytanie, to jest drugi dzień śledztwa. Prowadzimy kolejne czynności - usłyszeliśmy.
Nie uzyskaliśmy także informacji o kolejnych działaniach śledczych w tej sprawie. Wiadomo jedynie, że na wyniki badań zleconych w czasie sekcji trzeba będzie poczekać nawet kilka tygodni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Nigdy nie widziałam jej roztrzęsionej, zapłakanej"
Jak ustaliła Wirtualna Polska, Paulina Lerch prowadziła w Mosinie zakład kosmetyczny, w którym zatrudniała dwie kosmetyczki. Zarówno one, jak i klientki salonu nie mogą otrząsnąć się po tragedii.
Pani Daria mówi Wirtualnej Polsce, że Paulina nie ukrywała, iż jej mąż był zamieszany w przestępstwa narkotykowe. Małżeństwo miało być jednak zgodne i szczęśliwe. - Paulina była zawsze uśmiechnięta, życzliwa. Spełniała się w pracy, a o mężu nie mówiła za wiele, ale jak mówiła, to dobrze - dodaje.
Z relacji koleżanki wynika, że mąż Pauliny miał o nią dbać, wspierać w jej biznesie, a między nimi "widać było uczucie". Sławomir L. miał także wytatuować sobie napis "Żyrafka" - tak miał nazywać swoją żonę.
- Na pewno nie widziałam jej nigdy roztrzęsionej, zapłakanej czy takiej nieswojej. Sławek nie wyglądał ani na narkomana, ani na gangstera. Sąsiedzi go lubili. W ostatnich dniach Paula tryskała energią. Nie wierzę, żeby on miał ją zabić - podsumowuje.
Opuścił areszt tuż przed tragedią
Sławomir L. był powiązany z wielkopolskimi gangsterami, grupami przestępczymi, odpowiadającymi za handel narkotykami na terenie województwa i nie tylko. L. W środowisku gangsterów miał być nazywany "Klaksonem". W tym roku na skutek szeroko zakrojonych działań doszło do jego zatrzymania. Prokuratura przedstawiła mu zarzut posiadania i sprzedaży środków odurzających lub substancji psychotropowych.
Operację ws. wewnątrzwspólnotowego przemytu narkotyków policjanci przeprowadzili w kwietniu i maju tego roku. W trakcie działań przejęli prawie 60 kilogramów różnorodnych narkotyków i zlikwidowali tzw. magazyn narkotykowy.
Aresztowali ponad 30 osób, z czego 14 decyzją sądu, na wniosek Prokuratury Rejonowej w Szamotułach, zostało tymczasowo aresztowanych. Jedną z tych osób był właśnie Sławomir L.
W sierpniu mężczyzna opuścił areszt. Zaraz potem doszło do tragedii.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski