Jadę autobusem. Obok targu rybnego wsiadają dwie panie. Jedna opowiada o znajomych synowej, którzy wrócili z Włoch i "nikt się nimi nie zainteresował", choć ich synek podobno miał kaszel. Druga wyciera nos. Tą samą ręką, którą trzymała chustkę, rozwija woreczek. Częstuje rozmówczynię. Ta zjada ptysia, oblizuje palce i chwyta nimi oparcie siedzenia.