Pojechałem do domu - do Anglii i okazało się, że stałem się jakby mniej Anglikiem. Zaraz po przyjeździe zjadłem chipsy z solą i octem, które są najlepsze na świecie, choć nieznane w Polsce. Chwilę później zabrakło mi jednak polskiej kiełbasy, a gdy zacząłem mówić po angielsku tak poprawnie, jak mówiłem w Polsce, miejscowi patrzyli na mnie podejrzliwie, jak na przerażającą wersję "Anglika-robota" - pisze Jamie Stokes w felietonie dla Wirtualnej Polski.