PolskaSzykuje się przełom w polskiej polityce?

Szykuje się przełom w polskiej polityce?

Chyba żadne inne słowo nie zrobiło tak oszałamiającej kariery w roku 2009, jak parytet. Pomysł określania procentowego udziału kobiet na liście wyborczej (kwoty - np. 40%), lub parytetu (czyli równego udziału kandydatów obojga płci - 50/50) nie jest nowy. Zwolenniczki tego sposobu dochodzenia do sprawiedliwości, uważają, że nadszedł czas, aby wdrożyć go w praktyce. Jedno jest pewne - udział Polek w polityce jest zbyt mały. Czy wprowadzenie parytetu płci może zmienić tę sytuację? Czy parytet jest takim cudownym lekarstwem, które da szansę, że do władzy dojdą "kobiety-pistolety", a uchroni od "kobiet-pasztetów"? Okazało się, że parytet płci ma tylu samo zwolenników, co przeciwników i to zarówno wśród kobiet, jak i mężczyzn.

Szykuje się przełom w polskiej polityce?
Źródło zdjęć: © PAP

Codziennie przez dwa tygodnie prezentujemy kolejne z najpopularniejszych słów mijającego roku.

Przeczytaj inne hasła !

Komu i po co potrzebny jest parytet?

Zwolenniczki wprowadzenia parytetu twierdzą, że ostatnie 20 lat pokazało, że mężczyźni nie rozwiązują problemów kobiet. - Mówieniem o dyskryminacji kobiet nie udało się, niestety, zmienić przede wszystkim mentalności mężczyzn. Tylko parytetjest w stanie przyspieszyć zmiany świadomości - twierdzi Teresa Kamińska b. szefowa gabinetu premiera Jerzego Buzka, prezes Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, współorganizatorka Kongresu Kobiet Polskich. Rzeczywistość pokazuje jednoznacznie - w polskim parlamencie mamy 80% mężczyzn, a w Senacie 92%. Jednym słowem kobiet, jak na lekarstwo.

Według przedstawicielek Kongresu Kobiet Polskich, wprowadzenie parytetu na listach wyborczych pozwoli na zwrócenie uwagi na kwestie dotąd marginalizowane, które bezpośrednio wpływają na sytuację kobiet w Polsce. – Problemy takie jak zdrowie reprodukcyjne, opieka okołoporodowa, przemoc, polityka prorodzinna, kwestie alimentów obecnie spychane są na dalszy plan. Dzięki reprezentacji kobiet w strukturach rządowych i samorządowych znajdą się w głównym nurcie problemów politycznych – twierdzi Henryka Bochniarz.

Polki chcą iść do polityki, ale czują się wykluczone. Nie godzą się, by ich obecność na listach wyborczych zależała tylko od woli partyjnych liderów. Dlatego walczą o ustawowy parytet, który ma to zmienić. Parytetów płci w polityce nie wymyśliły polskie feministki. W połowie państw światakobiety mają zagwarantowane miejsca na listach wyborczych. Polki chcą dołączyć do nich, bo czują się dyskryminowane, niedoceniane i traktowane gorzej niż mężczyźni. "Polki o kwestii równouprawnienia kobiet i promowania udziału kobiet w polityce dyskutowały już od pierwszych lat po upadku komunizmu" - pisała Joanna Piotrowska w raporcie "20 lat - 20 zmian. Kobiety w Polsce w okresie transformacji ustrojowej 1989-2009". Powstające wówczas organizacje kobiece i grupy nieformalne, kwestie zwiększenia udziału kobiet w polityce uważały za podstawowy cel. Sposobem na osiągnięcie tego miał być parytet lub kwota.

Rok 2001 okazał się przełomowym. Wtedy to w sejmie udział kobiet wzrósł z 13% do 20%, a w senacie z 12% do 23%. Niestety, to jedyna taka kadencja po 1989 roku. Obecnie na 460 posłów w sejmie jest tylko 94 kobiety, a w senacie na 100 panów jest ich tylko 8.

Polki wzięły sprawy w swoje ręce i w czerwcu 2009 r., odbył się Kongres Kobiet Polskich. Do sali Kongresowej w Pałacu Kultury i Nauki przybyło ok. 5 tysięcy Polek, na czele z pierwszymi damami: Marią Kaczyńską i Jolantą Kwaśniewską. Dwudniowe spotkania zakończyło uzgodnieniem dwóch głównych postulatów: wprowadzenie parytetu tak, by 50% miejsc na listach wyborczych do sejmu i na wszystkich szczeblach samorządu było zarezerwowanych tylko dla kobiet. Ma to doprowadzić do aktywizacji kobiet. Drugi postulat, to powołanie niezależnego rzecznika ds. kobiet i równości. Kto jest za, a kto przeciw?

Prezydent Lech Kaczyńskizadeklarował, że będzie wspierał uczestniczki Kongresu Kobiet, które domagają się zagwarantowania dla nich połowy miejsc na listach wyborczych. Uważa, że przejściowe rozwiązanie prawne, jaką jest ustawa o parytetach, może proces ten wspomagać. Prezydent zapewnił, że nie zawetuje ustawy o parytetach, uważa jednak, że warto starannie rozważyć, czy powinien to być udział 50–procentowy, czy też nieco niższy, np. 33–procentowy. Prezydent dostrzegł też potrzebę istnienia urzędu Rzecznika ds. Kobiet i Równości. Uważa, że powinien on być usytuowany w strukturach władzy wykonawczej.

Premier Donald Tusk w swoim, trzygodzinnym exposé nie poświęcił w ogóle miejsca sprawom kobiet. Jednak poproszony o komentarz do wyników jednego z sondażu prezydenckiego, według którego Jolanta Kwaśniewska w II turze wyborów pokonałaby ewentualnych kontrkandydatów, powiedział: "w obliczu tych wyników absolutnie nie można lekceważyć pojawiających się coraz intensywniej sygnałów, że kobiety w Polsce nie chcą już być dłużej pasywne. Obecność kobiet w życiu publicznym, w polityce, w życiu gospodarczym musi być większa".

Premier nie opowiedział się za wprowadzeniem ustawowo obowiązkowych parytetów, jednak zadeklarował podczas spotkania z kobietami po Kongresie, że w najbliższych wyborach parlamentarnych PO odda połowę miejsc na listach kobietom. Jednak jest przeciwny powołaniu Rzecznika ds. Kobiet i Równości, bo nie chce powoływać kolejnego urzędu.

Tusk zapowiedział też, że jeśli do Sejmu RP trafi ustawa o parytecie, będzie ją wspierał. Jednak zaznaczył, że wolałby, żeby partie same zobowiązały się do przestrzegania parytetów na listach wyborczych. Rzecznik rządu zapewnił, że Platforma już teraz układa listy z zachowaniem parytetu. - Na każdej liście wyborczej w pierwszej trójce musi być kobieta - podkreślił Graś. – Inicjatywa premiera jest świetna, bo promuje kobiety, ale nie zastąpi ustawowego parytetu - powiedziała Bożena Wawrzewska, szefowa biura Kongresu. - Jeśli szefem PO nie będzie Donald Tusk, tylko np. Julia Pitera, która jest przeciwniczką parytetu, to zaraz wykurzy kobiety z pierwszych miejsc na listach – stwierdziła.

Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski mimo, że jak twierdzi jest konserwatystą, to docenia rolę kobiet i absolutnie zgadza się, że jest ich za mało w polityce. Jednak uważa, że powinny zmieniać tę sytuację w sposób ewolucyjny, a nie za pomocą ustawowego parytetu. Zadeklarował jednak wszelką pomoc w procesie legislacyjnym. Obiecał, iż dołoży wszelkich starań, by przygotowywana przez Kongres Kobiet inicjatywa obywatelska jak najszybciej ujrzała światło dzienne. Jednocześnie wyraził wątpliwość, czy parytety są zgodne z ustawą zasadniczą. Wątpliwość tę rozwiewa konstytucjonalista prof. Piotr Winczorek. – Polska konstytucja przewiduje równość szans, a gdyby kobiet na listach znalazło się mniej więcej tyle samo co mężczyzn, te szanse byłyby bardziej wyrównane – konkluduje profesor.

Marszałek Senatu, Bogdan Borusewicz uważa, że trzeba tworzyć kobietom warunki do kariery, a nie podpierać się sztucznymi rozwiązaniami. Argumentuje to opinią kobiet, które są w senacie. - Rozmawiałem z naszymi paniami - mają podobne zdanie. Jeżeli pójdziemy w tę stronę, to oczywiście parytety trzeba wprowadzić w innych instytucjach kolegialnych, na poziomie uniwersyteckim, w radach naukowych. Jestem realistą, wiem, że w tym kierunku to pójdzie – stwierdził Borusewicz. Przemysław Gosiewski, Przewodniczący Klubu PiS przedstawiając opinię swoją oraz koleżanek klubowych stwierdził, że gdy stosowne akty prawne w sprawie parytetów i rzecznika wpłyną do sejmu, wówczas Klub PiS będzie gotów do merytorycznej dyskusji na ten temat.

* Przewodniczący Klubu PSL, Stanisław Żelichowski* natomiast jest przeciwnikiem wprowadzenia parytetów. Stwierdził, że PSL stawia przede wszystkim na skuteczność. Na listy kandydatów na posłów z ramienia PSL mogą więc dostać się tylko osoby, które przedtem przedstawią pisemne poparcie 1000 osób, niezależnie od płci i zasady parytetu.

Poparcie dla wszelkich inicjatyw ustawodawczych, mających na celu wprowadzenie parytetu na listach wyborczych, zadeklarował Przewodniczący Klubu Poselskiego Lewica Grzegorz Napieralski. Natomiast Wojciech Olejniczak na swoim blogu wyraził przekonanie, że wprowadzenie parytetów powinno być dopiero początkiem, a nie końcem dyskusji na temat dyskryminacji kobiet w Polsce. Jego zdaniem rozmowa o parytecie powinna stanowić także pretekst do dyskusji o zwiększeniu udziału kobiet w ciałach kierowniczych, o problemie nierównej płacy za taką samą pracę.

Członkinie Kongresu spotkały się także z przedstawicielem Kościoła - arcybiskupem Kazimierzem Nyczem. Arcybiskup pomysł parytetów poparł i zapewnił, że będzie głosował na kobiety – powiedziała po tym spotkaniu "Gazecie Wyborczej " Bożena Wawrzewska, szefowa biura Kongresu Kobiet Polskich.

Natomiast biskup Tadeusz Pieronek, przewodniczący Kościelnej Komisji Konkordatowej Episkopatu Polski twierdzi, że trzeba zmienić nie tyle ustawodawstwo, ile raczej mentalność społeczną. - Żyjemy w państwie demokratycznym. Każdy ma prawo kandydować do władz lokalnych, ogólnokrajowych. Kobiety nie są w tym procesie dyskryminowane. Demokracja, jaką się cieszymy, posługuje się zasadą większości, jako instrumentem wyznaczania ludzi na stanowiska. Niechże kobiety z tego instrumentu korzystają i nie próbują zastąpić go ograniczeniem wolności wyboru, którym niewątpliwie byłyby nakazy zachowania parytetu ze względu na płeć. Parytet, czy to ze względu na płeć, czy ze względu na rasę, religię, język, jawi się jako podstawowe wypaczenie zasad demokracji, którą uznaliśmy za fundament naszego bytu państwowego i która znalazła poparcie, między innymi w naszej konstytucji - mówi w rozmowie z "Tygodnikiem

W Platformie trwa spór o parytet

Wszyscy zgadzają się, że w polityce jest za mało kobiet. Wszyscy uważają, że trzeba coś z tym zrobić, ale nie koniecznie przez parytety. Ich przeciwnicy uważają, że parytety są upokarzające dla kobiet, choć przyznają, że wewnętrzny parytet w PO, skutecznie zwiększył liczbę kobiet w obecnej kadencji sejmu. Przeciw parytetom jest część kobiet w PO, a wśród nich Elżbieta Radziszewska, pełnomocnik rządu ds. równego traktowania. Jej zdaniem zamiast parytetów "trzeba iść drogą edukowania, promowania, by kobiety w siebie uwierzyły i by mężczyźni uwierzyli w kobiety".

Argument Radziszewskiej zaatakowała prof. Magdalena Środa stwierdzając, że minister Radziszewska jest za parytetem w PO, ale przeciwko parytetom w ogóle. "Czyli parytet w obrębie partii jej nie upokarza, ale poza partią - tak" - pisze w „Gazecie Wyborczej” Środa.

Zwolenniczki parytetu stanowczo domagają się parytetów - ustawowych, twardych i nie podlegających negocjacjom. Uważają, że kobiety nie są ani lepsze ani gorsze od mężczyzn, ale inne - nie tylko biologicznie, ale także społecznie. Osiągają cele innymi drogami, preferują inne metody zarządzania, mają inną hierarchię celów i wartości. Zrównoważony płciowo parlament może pracować bardziej nowocześnie i tworzyć lepsze prawo - lepsze dla obu płci i lepsze dla polskich rodzin – twierdzą zwolenniczki parytetu. Argumenty przeciwników:

- Kiedyś byłam przeciw punktom za pochodzenie, teraz nie ciągnie mnie do punktów za płeć. Na listach wyborczych powinno być zapewnionych przynajmniej 50% miejsc dla ludzi kompetentnych, przydatnych w parlamencie. Niezależnie od płci. (Maria Czubaszek)

- Parytety to skrajna niesprawiedliwość. Jeżeli 50% miejsc rezerwuje się dla kobiet, to oznacza, iż o obsadzie stanowisk nie decydują kompetencje, zasługi, umiejętności, tylko płeć. Rządzić mają osoby kompetentne i uczciwe, ich płeć nie gra tu żadnej roli. Zwolennicy parytetów traktują kobiety i mężczyzn po prostu jako abstrakcyjne, pozbawione charakteru jednostki, jak obojętne trybiki wielkiej maszyny. Tak jakby płeć nie niosła w sobie osobnej wrażliwości, osobnych doświadczeń, szczególnych zalet. W ich oczach kobiecość i męskość nic nie znaczą; wszystko zostaje sprowadzone do walki o władzę. (Paweł Lisicki "Rzeczpospolita")

- Wprowadzenie przymusowego parytetu nie rozwiąże problemu niedoreprezentacji kobiet w polityce, dopóki nie wymyśli się skutecznego sposobu wymuszenia na kobietach aby się do polityki garnęły, a na wyborcach aby na kobiety głosowali. Wpychanie na siłę, pod przymusem, naprawdę upokarza wpychanego.
A jak wyglądają parytety u samej ministry Środy, bo gdzie jak gdzie ale u pełnomocniczki ds. równego statusu, walczącej właśnie o wprowadzenie parytetów ustawą, z pewnością jest wszystkiego po równo. No, prawie po równo. 17 kobiet, 3 facetów. Medice cura te ipsum. (Kataryna)

- Parytety prowadzą do na listach znajdą się osoby przypadkowe, brane z łapanki, aby spełnić wymóg parytetu. Podstawowym problemem nie jest bowiem to, że mężczyźni nie chcą kobiet w partiach, tylko to, że kobiety nie chcą w nich działać. Nic kobietom nie przyjdzie z tego, jeśli z łapanki do Sejmu czy rad wejdą kolejne Begerowe, Szczypińskie czy Lewandowskie. Albo, nie daj Boże, jeszcze jedna Rokita. (blog - Intel-e-gent)

- Nie uważam, że mężczyźni lepiej dbają o interes kobiet. Ale prawda jest taka, że politycy winni dbać o interes obywateli bez względu na płeć, prawda? Jeżeli ktoś idzie do władzy pod sztandarem reprezentowania praw kobiet, to raczej moich głosów nie zdobędzie (tak jak nie zdobędzie ich ktoś walczący o prawa katolików, gejów, mężczyzn, górali, hydraulików itp). (blog - wesoly_terrorysta)

Projekt ustawy o parytecie jest gotowy

Projekt ustawy o parytetach, która ma zmienić trzy ordynacje wyborcze – do Sejmu RP, Parlamentu Europejskiego oraz rad gmin, powiatów i sejmików wojewódzkich jest już gotowy. Parytet nie obejmie wyborów do senatu i do rad gmin do 20 tys. mieszkańców, bo tam jest ordynacja większościowa. Autorzy projektu proponują, by „liczba kobiet na listach nie mogła być mniejsza niż liczba mężczyzn.” Aby projekt trafił do Sejmu potrzebne jest 100 tys. podpisów. Akcja zbierania podpisów ma trwać do 22 grudnia 2009 roku. Zaangażowali się w nią także mężczyźni, którym zależy na zmianie oblicza polskiej polityki.

Jacek Żakowski, który brał udział w tej akcji, powiedział, że "parytety w polityce są czymś bardzo ważnym". - Nie dlatego, żeby jakoś usztywniać procedury wyborcze, tylko dlatego, że musimy nadgonić bardzo poważne zapóźnienia kulturowe, które ma Polska - dodał. Gdy będzie więcej nowych kobiet w polityce, "będzie mniej starych mężczyzn - tych, którzy zepsuli polską politykę i w dalszym ciągu ją psują". Jak podkreślił, cywilizacyjnie kobiety gonią mężczyzn, natomiast kulturowo zmiana nie jest wystarczająco szybka. - Kobiety zarabiają coraz więcej, zajmują kierownicze stanowiska w przemyśle, rządzą w domach, a w polityce są ciągle przez mężczyzn stopowane. Trzeba to szybko wyrównać, bo inaczej powstanie taka dziwna sytuacja, że kobiety, które dużo lepiej sobie radzą we współczesnym świecie, są co raz lepiej wykształcone i lepiej przystosowują się do nowej rzeczywistości, nie będą miały wystarczającej reprezentacji politycznej.

Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy parytetu wytoczyli potężne działa. Dyskusja objęła prawie wszystkie środowiska. Ciekawy będzie rezultat tej akcji. Biorąc pod uwagę determinację środowisk kobiecych, być może już wkrótce światło dzienne ujrzy nowa ustawa zapewniająca parytet. Jednak dopiero najbliższe wybory dadzą odpowiedź na pytanie kto miał rację. Czy kobiety rzeczywiście garną się do polityki i tylko brakowało im parytetu, aby dorwać się do władzy. Czy też rację mieli ci, którzy krytykowali ten pomysł. Czas pokaże jak walka płci na politycznej arenie przebiegnie. Oby trup gęsto się nie słał, a przy życiu pozostali ludzie rozumni, kompetentni i mający na uwadze dobro wszystkich Polaków, niezależnie od płci.

Małgorzata Jaworska, Wirtualna Polska
Tekst przygotowany na podstawie: materiałów Kongresu Kobiet Polski, wikipedia.pl, ngo.pl, gazeta.pl, Przewodnik Katolicki, "Rzeczpospolita", blogi internetowe.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
kobietapłećsejm
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)