"Szaleńczy atak" turystów na żmije. Ratownicy załamują ręce
Turyści w mediach społecznościowych ostrzegają się przed "plagą żmij", a ratownicy ostrzegają przed... "szaleńczym atakiem" na gady. - Piechurzy walczą ze żmijami tym, co mają w ręce. Zdarzało się, że chcieli je spłoszyć, rzucając w nie butelkami, czy uderzając kijkami trekkingowymi - relacjonuje Wirtualnej Polsce leśnik, Wiesław Dziki.
Na facebookowej grupie zrzeszającej fanów bieszczadzkiej turystyki pojawiły się zdjęcia przedstawiające żmije wygrzewające się na szlakach. Ich nagromadzenie jest tak duże, że piechurzy są zmuszeni schodzić ze szlaku, by bezpiecznie przejść.
Niestety, jak relacjonuje Wirtualnej Polsce leśnik, Wiesław Dziki, wielu z nich nie wie, jak zachować się w przypadku napotkania gada na swojej trasie. - Teraz w Bieszczadach trwa sezon "złotej jesieni" i wielu turystów z różnych zakątków Polski wyrusza na szlak. Jestem regularnie świadkiem krzyków i pisków, generalnie mocno irracjonalnego zachowania - relacjonuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Nagranie rozpaliło sieć. Warszawska policja w akcji. "Boją się"
Wiele żmij ginie w trakcie ataków turystów
- Piechurzy walczą ze żmijami tym, co mają w ręce. Zdarzało się, że chcieli je spłoszyć, rzucając w nie butelkami, uderzając kijkami trekkingowymi czy kijami zebranymi w lesie. O tej porze roku żmije są już mocno ospałe, korzystają z ostatnich słonecznych dni, stąd jest ich tak dużo - dodaje.
Leśnik z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych podkreśla, że liczba ukąszeń przez żmiję zygzakowatą jest niewielka. Mimo to każdego roku wiele gadów cierpi z rąk wystraszonych turystów.
Te relację potwierdza w rozmowie z WP GOPR. Jak słyszymy, ratownicy odbierają dziesiątki zgłoszeń, w których turyści oczekują pomocy w odstraszeniu gadów. - Dzwoni do nas pani, która krzyczy, że mamy usunąć ze szlaku zaskrońca, bo ona nie przejdzie. Tłumaczymy, że to nie jest w naszej kompetencji, ale mam wrażenie, że jak grochem o ścianę. Nie ma najmniejszej edukacji w tym temacie. Jesteśmy załamani, że ludzie blokują linię alarmową, bo boją się węża - opisuje Waldemar Ostrowski.
- Nie jestem w stanie dokładnie oszacować liczby takich zgłoszeń, ale najwięcej jest ich wiosną, gdy zwierzęta są mocno aktywne i pobudzone, no i teraz jesienią, gdy są nieco ospałe i wylegują się w widocznych miejscach. Na pewno jest to skala niepokojąca, tym bardziej, że wiele zwierząt zostaje rannych lub nawet ginie w trakcie takiego szaleńczego ataku turysty - podsumowuje.
Zagrożone dzieci i osoby starsze
Żmije zygzakowate, jeśli decydują się na ukąszenie człowieka, to zazwyczaj jest to tzw. ukąszenie suche, a więc bez wstrzyknięcia jadu. Ich jad rzadko stanowi zagrożenie dla życia dorosłego człowieka. Jest niebezpieczny dla osób starszych, dzieci, osób o osłabionej odporności i chorujących. Jednak zawsze po ukąszeniu należy skorzystać z pomocy medycznej. Leczenie polega na podaniu antytoksyny końskiej.
Leśnicy podkreślają, że żmija występuje w kilku odmianach: czarnej, szarej i brunatnej. Na grzbiecie ma wyraźny zygzak, który jest ciemniejszy od barwy podstawowej. Osiąga długość ok. 80 cm. Ma płaską głowę o trójkątnym zarysie, która jest wyraźnie oddzielona od reszty ciała. Łuski na głowie tworzą wzór przypominający literę X, Y lub V. Ma pionowe źrenice. Chcąc wystraszyć przeciwnika, głośno syczy.
Jest gatunkiem chronionym. W celu ochrony gatunków ustanowiono szereg zakazów, takich jak zakaz umyślnego zabijania i okaleczania, zakaz chwytania, przetrzymywania, niszczenia siedlisk, schronień, a także umyślnego płoszenia i niepokojenia żmij. Złamanie tych zakazów jest traktowane jako wykroczenie. Jego popełnienie wiąże się z orzeczeniem kary aresztu lub grzywny.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski