Strzelanina w Tulsie. Chciał zemścić się na lekarzu
- Celem napastnika, który w środę zabił z broni palnej cztery osoby w szpitalu Saint Francis w Tulsie w amerykańskim stanie Oklahoma, był lekarz, który niedawno operował mu kręgosłup - poinformował w czwartek szef policji w Tulsie Wendell Franklin.
02.06.2022 20:57
Podczas konferencji prasowej Franklin wyjaśnił, że napastnik, zidentyfikowany jako Michael Lewis i wcześniej opisywany przez policję jako czarnoskóry mężczyzna w wieku od 35 do 40 lat, kupił karabin typu AR-15 na kilka godzin przed atakiem na szpital.
Zemsta za ból kręgosłupa
Zabójca przeszedł niedawno operację kręgosłupa i rzekomo wielokrotnie dzwonił do kliniki, skarżąc się na ból. Obwiniał o to doktora Prestona Phillipsa, który przeprowadził zabieg i jest jedną z ofiar środowego ataku.
- Mamy również list podejrzanego, z którego jasno wynika, że przybył on z zamiarem zabicia doktora Phillipsa i każdego, kto stanie mu na drodze - mówił Franklin. - Obwiniał doktora Phillipsa za utrzymujący się ból po operacji.
Miejsce "katastrofy"
Według szefa policji w Tulsie napastnik miał przy sobie oprócz karabinu także pistolet i prawdopodobnie użył obu broni podczas ataku, w którym zginęło w sumie dwóch lekarzy i dwie inne osoby.
Franklin mówił też, że ciała ofiar ataku, podobnie jak i napastnika, który popełnił samobójstwo, znaleziono na drugim piętrze szpitala, gdzie znajduje się klinika ortopedyczna. - Strzały w budynku zaprowadziły funkcjonariuszy na drugie piętro - wyjaśnił szef miejscowej policji.
Kapitan policji w Tulsie Richard Meulenberg ujawnił także, iż w strzelaninie wiele osób zostało rannych, a cały kompleks medyczny jest miejscem "katastrofy". Funkcjonariusze nie ujawniają jednak dokładnej liczby osób, które w czasie ataku doznały obrażeń.
Do środowej strzelaniny doszło osiem dni po masakrze w Uvalde w Teksasie, gdzie zginęło 19 uczniów i dwie nauczycielki oraz 18 dni po ataku z bronią palną na supermarket w Buffalo w stanie Nowy Jork z 10 ofiarami śmiertelnymi.
Czytaj też: Makabra w szkole w Teksasie. Szokujące ustalenia śledczych: "dzieci dzwoniły przez godzinę"