Śrubokrętem i nożem zabił księdza - posiedzi 25 lat
Na 25 lat więzienia skazał Sąd Okręgowy w Białymstoku 23-letniego Artura Klencnera, oskarżonego o zabójstwo księdza w Miłkowicach Maćkach (Podlaskie). Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator domagał się dożywocia.
11.02.2010 16:37
54-letni ksiądz Tadeusz Krakówko, proboszcz parafii w Miłkowicach Maćkach, został zamordowany 1 marca ubiegłego roku na plebanii, gdzie mieszkał. Zabójstwo miało motyw rabunkowy. Sprawca zabrał co najmniej 8,3 tys. zł. Duchowny zmarł od wielu ciosów nożem, wcześniej był raniony zaostrzonym śrubokrętem.
Sąd zezwolił mediom na publikowanie danych osobowych i wizerunku Artura Klencnera. W ramach złożonego w procesie powództwa cywilnego skazany ma też zapłacić bliskim księdza 100 tys. zł z odsetkami jako zadośćuczynienia.
Klencner na pomysł napadu na duchownego, którego znał, bo był parafianinem, w przeszłości ministrantem, wpadł po wypiciu alkoholu. Szukał możliwości zakupu kolejnego. Jak powiedziała w uzasadnieniu wyroku sędzia Marzenna Roleder, mówił o "obrobieniu księdza". Wziął ze sobą zaostrzony śrubokręt, którym miał duchownego zastraszyć.
Na plebanię poszedł z kolegą Robertem T. Pretekstem do wejścia do środka była rozmowa o unieważnieniu jego małżeństwa. Ksiądz otworzył, ale zdziwił się, że wizyta jest tak późna.
Po kilku minutach Klencner wyciągnął zaostrzony śrubokręt, który miał ze sobą, i grożąc nim, nakazał księdzu położenie się na ziemi. W tym czasie drugi z napastników uciekł z plebanii, przestraszany tym, co może się wydarzyć. Artur K. z portfela duchownego zabrał pieniądze (około tysiąca złotych) i zapytał o więcej. Niezadowolony z odpowiedzi, zadał cios śrubokrętem w plecy. Wtedy ksiądz Krakówko dał mu z sejfu na piętrze kopertę z pieniędzmi. Według ustaleń prokuratury, w sumie było to ok. 8 tys. zł i kilka cennych monet.
Śmiertelne ciosy padły w kuchni. Wcześniej Artur Klencner kazał duchownemu wyjąć z szuflady i podać mu kuchenny nóż, potem zgasił światło i zadał dziewięć ciosów w klatkę piersiową. Po zabójstwie sprawca zamknął plebanię i umówił się na spotkanie ze znajomymi. Tam przy alkoholu powiedział im, co zrobił, ale nikt nie zawiadomił policji. Wszyscy zostali zatrzymani dwa dni później.
Sędzia: kara nie może być odwetem
Sędzia Roleder powiedziała w uzasadnieniu, że Klencner podjął decyzję o zabójstwie w trakcie rozboju, gdy zdał sobie sprawę, że nie jest w stanie skutecznie zatrzeć śladów, bo ofiara go rozpozna. Ale, jak mówiła, choć sprawca zasługuje na karę surową, to nie może być ona "odwetem".
Mówiła, że Artur Klencner jest młody, dotąd karany jedynie za prowadzenie samochodu w stanie po alkoholu. Sędzia Roleder powiedziała, że biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, sąd nie mógł podjąć decyzji o karze eliminacyjnej, a taką byłoby dożywocie.
- Nikt nie jest w stanie dzisiaj powiedzieć, jakim człowiekiem będzie oskarżony za 15 lat. To tyle, żeby mógł się starać o dobrodziejstwo przedterminowego zwolnienia - dodała sędzia.
Cztery kolejne osoby, znajomi skazanego, oskarżeni m.in. o niepowiadomienie organów ścigania o zabójstwie, pomoc przy zacieraniu śladów i paserstwo (m.in. korzystały ze skradzionych pieniędzy), sąd skazał na kary od 1,5 roku do 6 miesięcy więzienia, dla trzech kary warunkowo zawieszając na 3-5 lat.
Robert T., który poszedł z Klencnerem na plebanię, ale uciekł stamtąd, został skazany na rok więzienia, bo sąd wziął pod uwagę m.in. jego znacznie mniejszą rolę w przestępstwie i "mankamenty psychiczne".
Siostra księdza Krakówko, która była w procesie oskarżycielem posiłkowym, powiedziała po wyjściu z sali rozpraw, że jest wręcz oburzona wysokością kary (podobnie jak prokurator, chciała dożywocia). Jej zdaniem, przeciwnie do opinii sądu, zbrodnia została dokonana ze szczególnym okrucieństwem.