Spędziła w Rosji wiele lat. Zdradza sekret miłości Rosjan do Putina

Spędziła w Rosji wiele lat. Zdradza sekret miłości Rosjan do Putina

Władimir Putin
Władimir Putin
Źródło zdjęć: © Getty Images | Contributor#8523328
Żaneta Gotowalska-Wróblewska
24.08.2022 12:00, aktualizacja: 24.08.2022 15:09

- Motywy "miłości" do Władimira Putina są bardzo różne. Na pewno nie brakuje szczerego uwielbienia. Jego skrajnym przejawem jest sekta wielbiąca Putina jako kolejne wcielenie apostoła Pawła. Na drugim krańcu jest fatalistyczne przekonanie, że z "Kremlem nie wygrasz" i nie ma co się wychylać - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Barbara Włodarczyk, ekspertka od tematyki rosyjskiej, nagradzana dziennikarka i autorka książek o kraju Władimira Putina. Nawiązała też do ostatniej serii ataków na Krymie - według niej eksplozje na półwyspie najmocniej musiały zaboleć Putina. - Wczasowicze z Moskwy czy Petersburga zobaczyli na własne oczy, że wojna jest bliżej niż myśleli - dodaje.

Żaneta Gotowalska: W maju według słynnego (niezależnego od władz, mającego status zagranicznego agenta) Centrum Lewady już ponad 80 proc. Rosjan popierało wojnę w Ukrainie. Świat oburzał się i zdumiewał, że tak dali sobie zrobić wodę z mózgu. Jakie nastroje panują obecnie wśród społeczeństwa?

Barbara Włodarczyk*: Pod koniec lipca wskaźnik poparcia Władimira Putina wynosił 83 procent. Na stałym poziomie utrzymuje się też akceptacja dla tzw. "operacji specjalnej". Aprobuje ją ponad 70 proc. ankietowanych.

W sierpniu wydarzyło się jednak coś, co zachodni komentatorzy odebrali jako nadzieję na zmianę nastawienia Rosjan do wojny. Na anektowanym Krymie doszło do serii eksplozji w obiektach wojskowych. Internet zalały filmiki przerażonych rosyjskich turystów. Jedna z kobiet stoi na tle kłębów dymu i krzyczy: "Musimy stąd zwiewać!". Nagle okazało się, że Krym, którego aneksja dowartościowała Rosjan, bo stała się symbolem szybkiego zwycięstwa, wcale nie jest tak bezpieczny, jak przekonują władze.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wczasowicze z Moskwy czy Petersburga zobaczyli na własne oczy, że wojna jest bliżej niż myśleli. W pierwszej chwili wybuchła ogromna panika, ale nie liczyłabym na drastyczne otrzeźwienie Rosjan. Krymskie kafejki i deptaki znów tętnią życiem. Wystarczy przejrzeć rosyjskie portale społecznościowe.

Na kim robi największe wrażenie to, co dzieje się na Krymie?

Eksplozje na półwyspie najmocniej musiały zaboleć Putina. Hasło "Krym nasz" było przecież odbierane w Rosji jako triumf Władimira Władimrowicza, który nie bał się przeciwstawić Zachodowi i zaczął obudowywać imperium. Aneksję poparli nawet przedstawiciele opozycji z Aleksiejem Nawalnym włącznie.

Na własne oczy widziałam, jaką euforię wywołało zagarnięcie półwyspu. Rodzice nadawali wtedy swoim dzieciom imiona sławiące Krym – np. Sewastopol. Upojenie aneksją, którą nazywa się tam aktem sprawiedliwości dziejowej, było narkotykiem pozwalającym zapomnieć o utracie wpływów Rosji po upadku Związku Radzieckiego.

Mówi się, że Rosjanie nie są w stanie powstrzymać wojny z Ukrainą, bo rosyjskie społeczeństwo podzieliło się na popleczników polityki Władimira Putina i na tych, którzy nie wiedzą jaka jest sytuacja albo dla własnego bezpieczeństwa tylko zasłaniają się niewiedzą. Jak zwykli Rosjanie patrzą na to, co dzieje się u ich sąsiada?

Większość Rosjan milcząco przyzwala na agresję albo jest im ona obojętna. W sposób alegoryczny obrazuje to nagranie z miasta Kotłas w obwodzie archangielskim. Na zdjęciach widzimy pożar w bloku mieszkalnym. Ogień trawi już cały budynek. Tymczasem na podwórku, jak gdyby nigdy nic, matka buja na huśtawce kilkuletnią dziewczynkę, a na ławkach spokojnie siedzą młodzi ludzie.

W Rosji, zwłaszcza na prowincji, bardzo silna jest wiara w przeznaczenie, z którym nie wygrasz. W czasie reporterskich wędrówek od Kaliningradu po granice z Chinami wiele razy słyszałam fatalistyczne wyrażenie: "Sud’ba", czyli "Los tak chciał". Taka postawa rodzi niemoc. Zwłaszcza, gdy występuje w parze z kultem cierpienia.


Rosjanie często powtarzają, że przeszli łagry i represje, a w czasie wojny rzucano ich do walki nawet bez broni. Dlatego są zahartowani jak żaden inny naród. "To co dla ludzi z Zachodu jest śmiertelne, dla nas - normalne" – mówią. O tym, że sami też byli sprawcami cierpienia innych narodów mało kto wspomina. Moskwa potrzebuje heroicznej historii, a nie brudnej.

Kremlowska propaganda od rana do wieczora sączy przekaz, że Rosja wyzwala Ukrainę i mieszkających tam Rosjan spod jarzma "banderowsko-faszystowskich" władz. Że gdyby Moskwa nie rozpoczęła tzw. operacji specjalnej, to Kijów wspierany przez NATO zaatakowałyby pierwszy. Putin przedstawiany jest jako obrońca interesów ojczyzny i tradycyjnych wartości, które Zachód chce zniszczyć, by narzucić swoje porządki.

Jeden z bohaterów mojej książki ("Szalona miłość. Chce takiego jak Putin") – dwudziestosiedmioletni Żenia z Moskwy - jeszcze przed agresją na Ukrainę powiedział mi tak: "Putin jest jak niedźwiedź. Srogi, silny, odważny i nikomu nie odda tajgi. Świat powinien szanować Rosję". A zgodnie z rosyjskim powiedzeniem, szanowani są tylko ci, których się boją. Dlatego Moskwa ciągle straszy. Jak nie wojną atomową, to blokadą surowców. Ostatnio pojawiły się pogróżki, że "Kijów zadrży" w odwecie za śmierć córki twórcy ideologii "rosyjskiego świata" - Aleksandra Dugina.

Jak wygląda podejście Rosjan do uczestniczenia ich bliskich w wojnie z Ukrainą? Czy jest, jak w przekazach, że chcą, by uczestniczyli w walkach i są dumni z mordowania i gwałcenia?

Po pierwsze, Moskwa nie publikuje pełnych danych na temat żołnierzy, którzy zginęli podczas agresji na Ukrainę. Jeden z szefów komisji wojskowej, indagowany o to przez dziennikarza, stwierdził, że takie pytanie jest "nieprzyzwoite".

Po drugie, według oficjalnej narracji Rosja nie zabija cywilów i nie niszczy miast. Przeprowadza jedynie "precyzyjne" ataki na obiekty wojskowe.

Po trzecie, rosyjscy żołnierze przedstawiani są jako bohaterowie, którzy nie tylko bronią interesów "mateczki" Rosji, ale i zbawiają świat. A to wymaga ofiar. Matka 21-letniego czołgisty, który zginął w pierwszym dniu inwazji, z dumą opowiadała "Komsomolskiej Prawdzie", że jej syn wypełniał dług wobec ojczyzny. Ojciec innego żołnierza, który brał udział w inwazji, stwierdził jeszcze dobitniej, że chłopak "walczył z faszyzmem jak jego dziadkowie". Notabene za odszkodowanie wypłacone po śmierci syna kupił ładę, czym pochwalił się w telewizji.

Krytyczne wypowiedzi rodzin Rosjan, zabitych w czasie agresji, z trudem przebijają się przez cenzurę. Władze zakneblowały wszystkie niezależne media. Mimo, że młodzież szybko nauczyła się obchodzić ograniczenia, a dziesiątki opozycyjnych dziennikarzy publikują audycje chociażby na YouTube, to internet przegrywa z telewizorem.

Bo w tv przekaz jest prosty i jasny, natomiast w sieci pojawia się dużo sprzecznych informacji i ten szum wprowadza dysonans, burzy spokój. M.in. z tego powodu mało kto słucha politologa Stanisława Biełkowskiego, który twierdzi, że: "Rosjanie będą z siebie zmywać krew dziesięcioleciami".

Czy społeczeństwo rosyjskie kocha Putina?

O tym właśnie opowiada moja książka: "Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin". Zainspirował mnie dowcip, który usłyszałam w Moskwie: Francuz ma żonę i kochankę, kocha kochankę. Żyd ma żonę i kochankę, kocha mamę, Rosjanin ma żonę i kochankę, kocha Putina.


Motywy tej "miłości" są bardzo różne. Na pewno nie brakuje szczerego uwielbienia. Jego skrajnym przejawem jest sekta wielbiąca Putina jako kolejne wcielenie apostoła Pawła. Robiłam o tym telewizyjny reportaż. Na drugim krańcu jest fatalistyczne przekonanie, że z "Kremlem nie wygrasz" i nie ma co się wychylać.

Najwięcej zwolenników Putina spotkałam na tzw. głubince (rosyjskiej prowincji - red.), którą uważam za kwintesencję Rosji. Z dala od politycznej gorączki najważniejsze jest jedno: "Oby tylko nie było gorzej". Jak po upadku Związku Radzieckiego, kiedy ludzie miesiącami nie dostawali pensji, a trzycyfrowa inflacja zżerała oszczędności całego życia. Emerytka z Syberii powiedziała mi dobitnie: "Nie chcemy żadnych więcej rewolucji!". Mocno zapadły mi też w pamięć słowa rolnika spod Tweru: "Jeśli nie szanujesz cara, to znaczy, że nie szanujesz kraju, którym on rządzi".

Propaganda pomaga.

Na pewno pomaga w tym telewizja, w której (z małymi wyjątkami) występuje codziennie. Widz ma przeświadczenie, że jak "car ojczulek" wszystko kontroluje i o wszystkich się troszczy. Tym bardziej, że przez wiele lat sprzyjała mu koniunktura na ropę i gaz. Wzrost realnych dochodów przesłonił stopniowe tłumienie demokracji – przejmowanie przez władze telewizji i rozgłośni, aresztowania opozycji, a nawet polityczne zabójstwa.

Najbardziej liczyło się odczucie, że Putin nie pozwala obrażać Rosji. Takie przekonanie panuje do dzisiaj, bo większość społeczeństwa wciąż zdaje się nie dostrzegać, że ich "car ojczulek" ciągnie kraj na dno.

Skąd biorą takie poglądy?

Z tęsknoty za imperium, z którym liczył się świat. Po upadku ZSRR Moskwa utraciła 1/3 terytorium i dawne wpływy. Putin niesłychanie rozbudził poczucie patriotyzmu, skonsolidował społeczeństwo wokół rzekomego zagrożenia ze strony Zachodu i perfekcyjnie wykorzystał rozczarowanie rządami demokratów, którzy w latach 90. nie zdołali spełnić ogromnych oczekiwań.

Kiedy waliło się sowieckie imperium, Rosjanie wierzyli, że lada moment zaczną żyć tak samo, jak na "pięknie pachnącym, kolorowym" Zachodzie, zwłaszcza w USA, uchodzące wówczas za niedościgniony wzór. Tak się nie stało. Gospodarka Rosji wciąż jest ponad 10 razy mniejsza niż amerykańska. Fascynacja przemieniła się we wrogość. Lew Gudkow twierdzi, że świadomość niepowodzenia zrodziła chęć odwetu i agresję. "Człowiek putinowski to człowiek obrażony i mściwy" – mówi. Do czego prowadzi idea "oblężonej twierdzy" widzieliśmy w Buczy czy Mariupolu.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Czy kiedy Rosjanie słuchają wypowiedzi takich osób jak Margarita Simonyan oraz Władimir Sołowjow, nie uważają, że to już naprawdę szaleńcze odloty?

Programy tych propagandystów biją rekordy oglądalności. A ich wypowiedzi – rekordy arogancji. 58-letni Sołowiow porównał napaść na Ukrainę do odrobaczania kota! Prezydenta Zełenskiego nazywa "swołoczą" i "banderowcem", o Amerykanach mówi, że to kretyni i stale grozi NATO. Na przykład tak: "Nigdzie się przed nami nie ukryjecie. Mamy wystarczająco dużo głowic, by każdy dostał to, na co zasłużył. Każdy!"

Wtóruje mu 41-letnia szefowa anglojęzycznego kanału RT – Simonian, która stwierdziła: "Najbardziej realistyczną drogą jest III wojna światowa, a znając nas i naszego przywódcę, Władimira Władimirowicza Putina (…) nie ma szans, żebyśmy się poddali (…) i tak wszyscy kiedyś umrzemy". "Ale my pójdziemy do nieba, a oni po prostu znikną" – zareagował Sołowiow. Było to nawiązanie do słów Putina, który jeszcze przed agresją zapewniał, że gdyby doszło do wojny nuklearnej, to Rosjanie jako męczennicy trafią do raju.


Kult samopoświęcenia jest równie widoczny jak kult siły. Wpaja się go nawet dzieciom. W Wołgogradzie chór kadetów nagrał teledysk pod pomnikiem upamiętniającym walkę z faszystami. Najmłodsze maluchy miały po kilka lat, ale śpiewały z ogromnym zaangażowaniem: "Jeśli głównodowodzący wezwie nas do ostatniego boju, tu wujku Wowa, jesteśmy z tobą". Dodam, że od września tego roku w ramach wychowania patriotycznego we wszystkich szkoły każdy tydzień zaczynać się będzie od wciągnięcia na maszt flagi Rosji.

Czy Rosjanie nie boją się, że cała sytuacja wokół Ukrainy i reakcji świata odbiera im Zachód, odsuwa od mediów społecznościowych i współczesnego życia?

Część młodzieży, głównie z dużych miast, ma oczywiście świadomość, że Rosja odwraca się od Europy i zmierza w kierunku Wschodu. Najmniejszym problemem jest dostęp do mediów społecznościowych, bo obchodzenie ograniczeń okazało się niezwykle proste. Gorzej z dostępem do nowych technologii. Młodzi ludzie z Moskwy czy Petersburga upodobali sobie zwłaszcza iPhony. Po nowe modele zawsze ustawiały się kolejki. Kiedy miała ruszyć sprzedaż serii Xs Max, ludzie koczowali pod salonem przez tydzień. Teraz będą musieli zadowolić się chińskimi albo rodzimymi smartfonami.

Rosja jest dziś najbardziej obłożonym sankcjami krajem świata. Większość społeczeństwa powiela jednak oficjalną narrację, że jest to cena za niezginanie karku przed Ameryką, która ma odciągać Ukrainę od Moskwy. W internecie krąży nagranie blogerki z Samary – Sztefan. Dziewczyna ostentacyjnie pali i drze swój paszport, bo - jak mówi - jest to dokument "przesiąknięty zachodnim duchem". Na koniec dodaje: "Poczekam aż cały świat stanie się Rosją".

Znamienne są też słowa Simonian: "Niektórzy żałują, że ich dzieci nie mogą studiować na Zachodzie. Że nowy wspaniały świat nie będzie już dla nich otwarty (…) Ludzie, cieszcie się, bo ten nowy wspaniały świat zmierza do piekła". Hasła: "Jesteśmy najlepsi" i "nikt nas nie będzie pouczał" są bardzo nośne, ponieważ stanowią lekarstwo na kompleksy. Odwołują się do poczucia dumy z faktu, że mają największy terytorialnie kraj z 11 strefami czasowymi i całą tablicą Mendelejewa. Kremlowska propaganda skutecznie przekonuje ich, że Europa bez rosyjskich surowców umrze z zimna i jeszcze przyjdzie do Moskwy po prośbie. Na to właśnie liczy Putin.

Jak Rosjanie odnoszą się do sytuacji w związku z bojkotem Rosji na arenie międzynarodowej?

Najbardziej zabolało chyba sekowanie sportowców, bo ich sukcesy dowartościowywały Rosjan. Sport zawsze był ważnym polem rywalizacji Moskwy z Zachodem. W Rosji jednym z kinowych hitów ostatnich lat stał się film: "Dwiżenie w wierch". Opowiada o radzieckich koszykarzach, którzy pokonali drużynę USA na igrzyskach w Monachium. Zrobili to w ciągu trzech ostatnich sekund. Film powstał ku pokrzepieniu serc. Na zasadzie: "Jeszcze pokażemy".

Taka buńczuczna postawa od dawna budzi postrach. Jest częścią imperialnych marzeń o "wielkiej Rosji". Niestety, wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo będzie dominować. Nie wierzę też, że w najbliższym czasie zmieni się nastawienie większości Rosjan do agresji na Ukrainę. Obym się myliła. Opozycyjny pisarz Wiktor Jerofiejew powiedział mi kiedyś, że Rosja jeszcze długo będzie męczyć siebie i świat, bo jest absolutnie nieprzewidywalna. Nieprzewidywalna w najgorszym tego słowa znaczeniu.

Czy powinno się zakazać wiz do Unii Europejskiej i na Zachód?

Dla turystów – tak. Przemawia do mnie argument premier Estonii, że podróżowanie i spędzanie beztroskich wakacji przez obywateli państwa, które zgotowało swoim sąsiadom piekło, jest nieetyczne. Sama zerwałam kontakty z Rosjanami próbującymi usprawiedliwiać agresję. Mam jednak problem z całkowitym zakazem wiz.

Nie wolno zapominać, że tysiące osób, mimo groźby drakońskich kar, publicznie potępia inwazję. Znany rockmen – Jurij Szewczuk na jednym z koncertów wołał ze sceny: "Teraz w Ukrainie zabijają ludzi. Po co? Tam giną nasi chłopcy. Jaki w tym cel? Realizacja napoleońskich planów naszego kolejnego Cezara?".

Inna legenda rosyjskiego rocka – Andriej Makarewicz już w 2014 po aneksji Krymu napisał piosenkę "Mój kraj oszalał". Czy takim artystom powinno blokować się wjazd do Europy? Im się i tak dostaje od swoich. Makarewicza okrzyknięto wrogiem ludu i faszystą. Pojawiły się nawet żądania, by skonfiskować mu mienie i odebrać obywatelstwo. Niewpuszczanie takich ludzi do UE to woda na młyn kremlowskiej propagandy.

*Barbara Włodarczyk - dziennikarka i autorka książek; po studiach dziennikarskich podjęła pracę w redakcji publicystyki międzynarodowej TVP. W latach 2004–2009 była korespondentką TVP w Moskwie. W ramach cyklu "Szerokie tory" zrealizowała ponad 100 reportaży poświęconych życiu mieszkańców byłego ZSRR. Cykl nagrodzony został między innymi Grand Press i The International Chicago Televisions Awards w kategorii filmów dokumentalnych. Jest autorką książek o Rosji - "Nie ma jednej Rosji" oraz "Szalona miłość. Chcę takiego jak Putin".

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także