PublicystykaSmutny los Jacka Czaputowicza, czyli dlaczego fachowcy w PiS kończą tak, jak kończą

Smutny los Jacka Czaputowicza, czyli dlaczego fachowcy w PiS kończą tak, jak kończą

Jacek Czaputowicz przychodził do MSZ jako powszechnie szanowany ekspert i dyplomata. Wyjdzie jako kolejny powielacz partyjnej propagandy PiS. Jego przypadek pokazuje, że partia Kaczyńskiego jest niszczarką reputacji.

Smutny los Jacka Czaputowicza, czyli dlaczego fachowcy w PiS kończą tak, jak kończą
Źródło zdjęć: © PAP | Darek Delmanowicz
Oskar Górzyński

Donald Tusk jest reprezentantem Niemiec w Radzie Europejskiej - stwierdził w wywiadzie dla dziennika "Polska The Times" szef MSZ Jacek Czaputowicz. Gdyby taka wypowiedź z ust profesora wyszła jeszcze rok temu, mało kto by w nią uwierzył. Teraz jednak tego problemu nie ma: to już kolejna z serii mało dyplomatycznych - i mało rozsądnych - wypowiedzi czołowego polskiego dyplomaty. Wcześniej wsławił się przede wszystkim określeniem Francji jako "chorego człowieka Europy".

Dlaczego minister nieznany dotychczas z podobnych zachowań nagle zaczął mówić językiem Dominika Tarczyńskiego czy Krystyny Pawłowicz? Dlaczego będąc doświadczonym dyplomatą pozwala sobie na wypowiedzi, które dyplomatycznie przynoszą tylko straty? Odpowiedź wydaje się prosta: bo musi. Bo kiedy on lub jego resort starał się przyjąć bardziej zdroworozsądkową linię i kształtować polską politykę - jak w przypadku niemieckich reparacji, reformy sądownictwa czy Trybunału w Luksemburgu - natychmiast był sprowadzany na ziemię, nazywany eksperymentem i zmuszany do wycofania się. A ponieważ pojawiły się pogłoski o możliwym zakończeniu eksperymentu, zapewne postanowił zadbać o własną przyszłość i mówić tak, jak od niego oczekiwano.

Ścieżka, jaką przeszedł Czaputowicz podczas swojego "eksperymentu", to typowy, wielokrotnie powtarzany scenariusz za rządów PiS - szczególnie w dyplomacji. Profesjonaliści, eksperci i ludzie o samodzielnym punkcie widzenia mają tu z reguły dwie drogi: albo podporządkować się i wbrew sobie firmować złą politykę, albo odejść lub zostać wyrzuconym. Przy czym opcja nr 1 wcale nie gwarantuje utrzymania się na stanowisku, czego doświadczył już poprzednik obecnego szefa MSZ, Witold Waszczykowski. Być może tak będzie też i z Czaputowiczem.

Profesor nie jest rzecz jasna bez szans. Jednak podejrzewam, że jeśli przetrwa na stanowisku, to będzie to raczej zawdzięczać brakowi odpowiednich następców niż wierności linii politycznej partii. Co znamienne, jak przyznał potem Jarosław Kaczyński, sam Czaputowicz nie był kandydatem pierwszego wyboru; był po prostu tym, który zgodził się przyjąć ofertę PiS. A jego przypadek z pewnością nie sprawi, że chętnych do jego zastąpienia będzie więcej.

Bo kariera szanowanego niegdyś eksperta pokazuje, że każdy fachowiec w rządzie dobrej zmiany prędzej czy później stanie przed wyborem: praca albo reputacja.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)