Decyzja Warszawy rozwścieczyła Moskwę. "Śmierdzące szczury"

Moskwa reaguje na przejęcie przez władze Warszawy budynku należącego do rosyjskiej ambasady. Polskę zaatakował były prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew. "To państwo dla nas nie powinno istnieć, dopóki są tam absolutni rusofobowie u władzy" - stwierdził propagandysta Kremla.

Decyzja Warszawy rozwścieczyła Moskwę. Miedwiediew atakuje Polskę
Decyzja Warszawy rozwścieczyła Moskwę. Miedwiediew atakuje Polskę
Źródło zdjęć: © East News | Predrag Milosavljevic
Radosław Opas

Wiele informacji podawanych przez rosyjskie media lub przedstawicieli władzy to element propagandy. Takie doniesienia są częścią wojny informacyjnej prowadzonej przez Federację Rosyjską.

W sobotę rano przed budynkiem przy ul. Kieleckiej 45 w Warszawie, gdzie mieściła się rosyjska szkoła średnia, pojawili się urzędnicy stołecznego ratusza w asyście policjantów. W 2016 roku zapadł wyrok w sprawie zwrotu budynku dla miasta Warszawy, jednak do tej pory rosyjska ambasada ignorowała orzeczenie sądu. Władze stolicy zdecydowały więc o eksmisji.

Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych w oficjalnym stanowisku nazwało działania warszawskich władz "inwazją" i zapowiedziało "ostrą reakcję". Polskę zaatakował też Dmitrij Miedwiediew.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Nie widzę żadnego sensu w utrzymywaniu stosunków dyplomatycznych z Polską. To państwo dla nas nie powinno istnieć, dopóki są tam absolutni rusofobowie u władzy, a polscy najemnicy znajdują się w Ukrainie. Ci ostatni muszą być bezlitośnie eksterminowani jak śmierdzące szczury" - napisał rosyjski propagandysta na Twitterze.

"Musieliśmy użyć siły". Władze Warszawy wyjaśniają

W sobotę wieczorem wiceprezydent Warszawy Tomasz Bratek potwierdził, że władze miasta weszły w posiadanie, w drodze czynności komorniczych, nieruchomości przy ulicy Kieleckiej 45. Podkreślił, że zrealizowano tym samym wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie, który nakazywał Federacji Rosyjskiej wydanie tej nieruchomości.

Bratek wyjaśnił, że czynności odbywały się od godzin porannych do godzin popołudniowych. - W ich trakcie musieliśmy użyć siły, żeby wejść na teren, na którym znajdują się dwa budynki. Na początku strona rosyjska odmówiła otwarcia bramy i furtek. Musieliśmy wezwać ślusarza, który z pomocą narzędzi wprowadził nas na teren tej posesji. Ślusarz pomógł też sforsować drzwi wejściowe - powiedział.

Wiceprezydent stolicy zaznaczył, że wedle oświadczenia strony rosyjskiej mieszkało tam 27 osób, które dobrowolnie opuściły nieruchomość i otrzymały zapewnienie, że wszystkie rzeczy do nich należące i stanowiące również wyposażenie szkoły zostaną im przez miasto przekazane.

Czytaj też:

Wybrane dla Ciebie