Śmierć noworodka w szpitalu. Prokuratura bada sprawę
Cesarskie cięcie wykonano dwie godziny po tym, jak stwierdzono brak czynności życiowych u dziecka. Potem noworodek miał być reanimowany przez 50 minut, ale jego życia nie udało się uratować. Teraz sprawę śmierci noworodka na oddziale szpitala w Busku-Zdroju bada prokuratura.
Jak podał lokalny dziennik "Echo Dnia", dziecko zmarło w buskim szpitalu, po porodzie w nocy z poniedziałku na wtorek. Według lokalnych mediów, które powołują się na ojca dziecka, cesarskie cięcie wykonano za późno; rodzina zarzuca lekarzom niedopełnienie obowiązków.
Narzeczony ciężarnej opowiadał gazecie, że kobieta wcześniej przez tydzień przebywała na oddziale położniczo-ginekologicznym lecznicy, skarżąc się m. in. na opuchnięte nogi. W ostatni piątek została wypisana do domu z zaleceniem zgłaszania się co dwa dni na badania kontrolne. - Od niedzieli ruchy dziecka zaczęły być coraz mniej wyczuwalne, więc w poniedziałek narzeczoną przyjęto na oddział - opowiadał. Kobiecie wykonano cesarskie cięcie, jak twierdzi jej narzeczony, dopiero po ok. dwóch godzinach od stwierdzenia braku funkcji życiowych u dziecka.
- Rodzice zgłosili tę sprawę do prokuratury, ale gdyby tak się nie stało, to sam szpital by to zrobił. Tak wyglądają procedury. Jest to bardzo przykra sytuacja i z całego serca współczuję rodzicom. Nie chcę się wypowiadać na temat czyjejkolwiek winy, sprawa zostanie zbadana i dopiero wtedy oficjalnie dowiemy się, jaka była faktyczna przyczyna śmierci noworodka - stwierdził w rozmowie z "Echem Dnia" dyrektor buskiej lecznicy Grzegorz Lasak.
Zobacz także: Sieć szpitali. Wielka reforma zdrowia rządu PiS