Beskidy. Ponad 600 wypadków od początku sezonu
Drobne urazy, stłuczenia, groźne sytuacje na stoku i poza nim – to był kolejny niespokojny weekend w Beskidach. GOPRowcy interweniowali ponad 50 razy.
Pogoda sprzyja, warunki narciarskie są dobre, to i ruch jest spory. Większość ośrodków, mimo pandemii koronawirusa, funkcjonuje dobrze. Narciarze stęsknieni zimowego szaleństwa, pojawiają się na stokach w każdej wolnej chwili. Najwięcej jest ich w weekendy.
Ratownicy Grupy Beskidzkiej GOPR w minioną sobotę i niedzielę interweniowali 55 razy. Do siedmiu wypadków doszło poza stokami. "W rejonie Przełęczy Brona ratownicy z Markowych Szczawin udzielili pomocy mężczyźnie, który w wyniku upadku doznał bolesnego urazu barku. Na Małej Czantorii paralotniarz krótko po starcie zahaczył o drzewo i spadł na ziemię, doznając urazu kręgosłupa, miednicy oraz ogólnych potłuczeń. Dzięki lotnej pogodzie w obu przypadkach skorzystano z pomocy śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego" – informują goprowcy.
W tym sezonie, do wypadków poza stokami doszło już ponad 120 razy. Najtragiczniejszy zdarzył się w połowie lutego na Hali Miziowej. 34-letni narciarz wypadł z trasy i uderzył w drzewo. Niestety nie udało się go uratować.
Ratownicy przypominają, by wybierając się w góry – zarówno na szlak, jak i na stok, pamiętać o zachowaniu podstawowych zasad bezpieczeństwa, odpowiednim ubiorze oraz naładowanym telefonie. To wszystko może uratować nam życie.