Seksafera z udziałem funkcjonariuszy CBŚP i CBA. Sprawa trafi do innego sądu?
Do Sądu Najwyższego trafił wniosek o przeniesienie sprawy dotyczącej seksafery podkarpackiej do innego sądu. Rzeszowski sąd okręgowy tłumaczy ten krok "dobrem wymiaru sprawiedliwości".
Sprawa seksafery podkarpackiej dotyczy funkcjonariuszy Centralnego Biura Śledczego Policji oraz Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Śledczy ustalili, że mężczyźni mieli roztoczyć parasol ochronny nad braćmi Aleksiejem i Jewgenijem R., którzy w 2018 roku zostali skazani za sutenerstwo, handel ludźmi i korupcję.
Oskarżeni w związku z seksaferą podkarpacką to:
- Krzysztof B., były naczelnik CBŚP w Rzeszowie,
- Daniel Ś., były naczelnik Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Ekonomicznej CBŚP w Rzeszowie,
- Damian W., były naczelnik Wydziału do Zwalczania Zorganizowanej Przestępczości Narkotykowej CBŚP w Rzeszowie,
- Piotr J., były naczelnik przemyskiego oddziału CBŚP w Rzeszowie,
- Ryszard J., kierownik rzeszowskiego oddziału Biura Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji,
- Robert P., kierownik delegatury CBA w Rzeszowie.
"Prokuratura zarzuciła byłym funkcjonariuszom m.in. przyjmowanie łapówek i korzyści osobistych, przekraczanie uprawnień lub niedopełnianie obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowych, ujawniania informacji służbowych objętych tajemnicą. Większość zarzutów dotyczy lat 2014-2016, jednak czyny zarzucane Danielowi Ś. sięgają roku 2000" - podaje Polska Agencja Prasowa.
Jakby tego było mało, zatrudnione w agencjach towarzyskich kobiety miały "płacić" funkcjonariuszom stosunkami płciowymi oraz tańcami erotycznymi. Do tego dochodzą oferty imprez z udziałem prostytutek, darmowy alkohol i jedzenie.
"Według ustaleń, Robert P. nie brał udziału w opisanych imprezach. Jednak jako dyrektor CBA w Rzeszowie przekazywał policjantom, że do jego delegatury wpływają materiały o przestępczej działalności Daniela Ś." - pisze PAP.
Z kolei Ryszard J. miał posiadać informacje o przestępczej działalności Daniela Ś., ale zaniechał działań w tej sprawie, a tym samym dopuścił się niedopełnienia obowiązków, aby chronić własnych kolegów.
Sprawę trzeba przekazać w inne miejsce "dla dobra wymiaru sprawiedliwości"
W środę, 18 sierpnia, sędzia Tomasz Mucha z Sądu Okręgowego w Rzeszowie poinformował, że poproszono Sąd Najwyższy o przeniesienie sprawy do innego równorzędnego sądu. Dlaczego? "Dla dobra wymiaru sprawiedliwości". Nie padły jednak żadne szczegółowe argumenty.
Wiele dokumentów, które znalazły się w aktach seksafery podkarpackiej, ma adnotacje "ściśle tajne". W sumie liczą sobie one kilkanaście tomów. Sam akt oskarżenia ma prawie 800 stron, z czego większość, bo aż 633, została utajniona
Oskarżonym grozi do 10 lat pozbawienia wolności.