Afera podkarpacka. Policjanci stracili pracę, ale nie wysokie emerytury
Afera podkarpacka. Byli funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego na Podkarpaciu podejrzani o przyjmowanie łapówek w formie usług prostytutek w zamian za ochronę seksbiznesu. Mężczyźni stracili pracę, ale nie olbrzymie emerytury.
Proces funkcjonariuszy z zarzutami o korupcję ma toczyć się przed Sądem Okręgowym w Tarnowie.
Jak ustaliła "Rzeczpospolita", mimo że żaden z oskarżonych mężczyzn nie pracuje już w policji, to w dalszym ciągu przysługują im wysokie resortowe emerytury. Mogą je stracić dopiero po prawomocnym skazaniu.
Komenda Główna Policji i CBŚP w rozmowie z dziennikiem przekazała, że funkcjonariusze zostali zwolnieni ze służby na podstawie art. 41 ustawy o Policji ze względu na tzw. oczywistość czynu. Jak się okazuje, zwolnienie oskarżonych o korupcję nie wpływa na ich finanse. KGP podkreśla, że o odebraniu świadczenia emerytalnego decyduje Zakład Emerytalno-Rentowy MSWiA po uzyskaniu prawomocnego wyroku skazującego z sądu.
Byli policjanci stracą więc emerytury, dopiero gdy zostaną skazani. O jakich kwotach mowa? Oskarżeni otrzymują świadczenia w wysokości od 6,5 tys. do 13 tys. zł miesięcznie.
Incydent w MEN. Joanna Scheuring-Wilegus: nie miałabym oporów, by taki napis wykonać
Afera podkarpacka. Proces może trwać latami
Proces przeciwko byłym funkcjonariuszom może trwać latami. Znaczna część dowodów znajduje się bowiem w aktach niejawnych. W związku z tym wokandy muszą być prowadzone w specjalnej sali.
Na ławie oskarżonych zasiądą: Krzysztof B. - były szef zarządu CBŚP w Rzeszowie, któremu podlegali: Daniel Ś. (naczelnik wydziału do zwalczania przestępczości ekonomicznej), Damian W. (naczelnik wydziału do zwalczania przestępczości narkotykowej), Piotr J. (naczelnik przemyskiego wydziału zarządu CBŚP z Rzeszowa). Zarzuty postawiono ponadto Ryszardowi J., czyli szefowi policyjnego Biura Spraw Wewnętrznych, a także Robertowi P., byłemu szefowi delegatury CBA w Rzeszowie.
To część sprawy dotyczącej agencji towarzyskich braci Jewgienija i Aleksieja R. z Ukrainy, którzy przez blisko 20 lat prowadzili agencje towarzystwie w Rzeszowie i okolicach.
Źródło: "Rzeczpospolita"