Samotność Polski na scenie międzynarodowej [OPINIA]
Jeżeli Rosja prowadzi działania hybrydowe w całej Europie, to dlaczego tylko Polska zamyka rosyjski konsulat? - pyta w opinii dla Wirtualnej Polski prof. Jacek Czaputowicz, były szef Ministerstwa Spraw Zagranicznych.
28.10.2024 | aktual.: 28.10.2024 12:13
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Rosja prowadzi działania hybrydowe w Polsce i Europie. Minister Sikorski podał przykłady wysadzenia składu amunicji w Czechach oraz zamach na byłego rosyjskiego oficera wywiadu Sergieja Skripala w Wielkiej Brytanii. W tej ostatniej sprawie Polska uczestniczyła w koordynowaniu odpowiedzi sojuszników. Ostatecznie 27 państw wydaliło rosyjskich dyplomatów, w tym czterech - Polska.
Jeżeli Rosja prowadzi działania hybrydowe w całej Europie, to dlaczego tylko Polska zamyka rosyjski konsulat? Radosław Sikorski wyjaśnił, że była to odpowiedź na działania obywatela Ukrainy, zatrzymanego w styczniu br., który zamierzał podpalić fabrykę farby. Minister Sikorski zagroził też Rosji, że Polska również może eskalować. Podręcznikowa sekwencja wydarzeń w konflikcie to: zamkniecie konsulatu, wydalenie ambasadora, zerwanie stosunków dyplomatycznych, wojna. Na jakim etapie się zatrzymamy?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trudno się oprzeć wrażeniu, że działania te miały zamknąć dyskusję na temat polskiej polityki zagranicznej, wywołaną faktem niezaproszenia Polski na spotkanie liderów państw zachodnich w Berlinie.
Dlaczego Polska była nieobecna w Berlinie
Po wyborach 15 października 2023 roku zostały rozbudzone nadzieje, że Polska będzie grała w wyższej lidze. Spotkanie w Berlinie rzeczywiście mogło odbyć się w formule Trójkąt Weimarski plus USA i Wielka Brytania. Tak się jednak nie stało, a gospodarz, kanclerz Olaf Scholz, wskazał nam miejsce w szeregu.
Donald Tusk lubi mówić, że lepiej być przy stole, niż w menu. W menu, póki co, nie jesteśmy, jednak przy stole też nie jesteśmy, choć tematyka spotkania – wojna w Ukrainie – uzasadniałaby zaproszenie Polski. Co zatem poszło nie tak?
Stosunek do Ukrainy
Wojna w Ukrainie miała skutkować przesunięciem punktu ciężkości NATO na Wschód. Powszechnie uznano, że Polska trafnie zdefiniowała zagrożenie ze strony Rosji i słusznie protestowała przeciwko uzależnianiu energetycznemu Europy poprzez budowę gazociągu Nord Stream.
Jeszcze niedawno Ursula von der Leyen mówiła, że Polska i Europa Środkowa ostrzegała przed zamiarami Putina i trzeba było wsłuchiwać się w ten głos. Udzieliliśmy Ukrainie poważnej pomocy wojskowej i przyjęliśmy pod nasze dachy setki tysięcy ukraińskich uchodźców. Cieszyły nas opinie, że staliśmy się wzorem dla świata.
Ten kapitał moralny zaprzepaściliśmy. Pod koniec rządów Prawa i Sprawiedliwości zaczęliśmy wystawiać Ukrainie rachunki za udzielone poparcie i domagać się wdzięczności. Zablokowaliśmy ukraińskie zboże na granicy i działalność ukraińskich firm transportowych. Obecny rząd kontynuuje tę politykę. Donald Tusk, Władysław Kosiniak-Kamysz i Radosław Sikorski publicznie szantażują Ukrainę niewpuszczeniem jej do Unii Europejskiej, zanim ta nie dokona ekshumacji Polaków na Wołyniu i nie rozliczy się ze swojej przeszłości.
Tymczasem w spotkaniu w Berlinie uczestniczyły państwa, które, choć również dążą do realizacji swoich interesów, starają się jednak unikać zarzutu o działania wątpliwe etycznie czy stawianie interesu własnego przed dobrem wspólnym. Polska przypomina raczej Bułgarię, która uzależnia zgodę na członkostwo Macedonii Północnej w Unii Europejskiej od uznania praw mniejszości bułgarskiej i zmiany konstytucji. Z tym zastrzeżeniem, że sytuacja Ukrainy jest nieporównywalnie trudniejsza, ponieważ jej państwowość jest poważnie zagrożona.
Ukraina nie chce, by Polska decydowała o jej przyszłości. Tak należy rozumieć nieprzekazanie Polsce tajnych załączników do planu pokojowego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. Nie zawsze rozumiemy, że klucz do pozycji Polski w polityce międzynarodowej leży także w Kijowie.
Spory wewnętrzne
Kto powinien reprezentować Polskę na spotkaniu w Berlinie? Politykę zagraniczną prowadzi zarówno rząd, jak i prezydent, którzy obecnie wywodzą się z różnych obozów politycznych. Joe Biden znalazł salomonowe rozwiązanie zapraszając do Białego Domu zarówno prezydenta Dudę jak i premiera Tuska. Trudno jednak oczekiwać, że na zdjęciu liderów świata zachodniego pojawiliby się obaj polscy politycy. Pominięcie Polski pozwoliło też uniknąć zarzutów o ingerencję w sprawy wewnętrzne naszego kraju.
"Gazeta Wyborcza" pisała, że niewiele mógł zrobić polski ambasador w Berlinie Jan Tombiński. Nie jest to jednak precyzyjne, ponieważ Tombiński nie jest ambasadorem, lecz chargé d’affaires, osobą kierującą placówką na czas nieobecności ambasadora. Jego możliwości działania są więc znacząco mniejsze.
Do współpracy z Polską mogą też zniechęcać wypowiedzi ministra Sikorskiego i jego konfrontacyjny sposób bycia. Potrząsanie szabelką podoba się w kraju, budzi jednak obawy za granicą. Opinie ministra na temat wysłania wojsk NATO na Ukrainę, zestrzeliwania przez Polskę rosyjskich pocisków w przestrzeni powietrznej naszego sąsiada, czy odsyłania Ukraińców w wieku poborowym do kraju, nie są powszechnie podzielane.
Konflikt na Bliskim Wschodzie
W Berlinie rozmawiano także na temat konfliktu na Bliskim Wschodzie. Minęły czasy, kiedy w Warszawie, jak podczas konferencji bliskowschodniej w lutym 2019 roku i w ramach Procesu Warszawskiego, dyskutowano na temat bezpieczeństwa w tym regionie. I kiedy Polska organizowała w sierpniu 2019 roku debatę Rady Bezpieczeństwa ONZ na temat bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie.
Warto pamiętać, że polityka zagraniczna to system naczyń połączonych. Działania w wymiarze globalnym, mają także konsekwencje w wymiarze regionalnym, jak choćby w postaci zwiększenia amerykańskiej obecności wojskowej w naszym kraju.
Dziś rzuca się w oczy samotność Polski na scenie międzynarodowej. Gdy działamy samodzielnie, jak w wypadku zamknięcia rosyjskiego konsulatu w Poznaniu, nie możemy oczekiwać, że inni będą nas zapraszać do inicjatyw wielostronnych. Nie jesteśmy postrzegani jako państwo równe tym, które spotkały się w Berlinie. Nie powinniśmy jednak dostarczać pretekstów do pomijania Polski, gdy dyskutuje się o sprawach dla nas ważnych.
Prof. Jacek Czaputowicz dla Wirtualnej Polski
Autor był zastępcą szefa służby cywilnej, dyrektorem KSAP, dyrektorem Akademii Dyplomatycznej oraz ministrem spraw zagranicznych. Obecnie jest profesorem na Uniwersytecie Warszawskim.