"To gigantyczne pieniądze". Każda polska rodzina dopłaci 600 zł
Rząd obiecał utrzymywać kopalnie, dlatego w tym roku 10 proc. z podatku dochodowego pokryje straty deficytowych kopalń. - Przeciętną polską rodzinę kosztować będzie to 600 zł. Tymczasem zatrudnienie w górnictwie i wynagrodzenia stale rosną - komentuje Bartłomiej Derski, ekspert Wysokiego Napięcia.
W ubiegłym roku zużycie węgla kamiennego w Polsce osiągnęło poziom notowany ostatnio w 1950 r., czyli na początku największej industrializacji kraju. Trwający od kilku dekad spadkowy trend się nie zatrzymuje i wszystko wskazuje, że w 2025 r. osiągniemy mniej niż 50 mln ton zużycia, a już ok. 2040 r. będzie ono śladowe. Dla porównania w 1980 r. Polska wykorzystywała niemal 164 mln ton węgla.
Polski węgiel najdroższy
Jak tłumaczą eksperci, dalsze uzależnianie Polski od węgla i gazu będzie miało niekorzystny wpływ na bezpieczeństwo dostaw energii, a także jej ceny dla obywateli. Nie jest też tak, że kurczowe trzymanie się paliw kopalnych to coś, na czym zależy samym ludziom.
Jak wynika z niedawnego badania pracowni More In Common, 44 proc. osób w Polsce uważa, że transformacja energetyczna postępuje zbyt wolno, podczas gdy tylko 17 proc. twierdzi, że zmiany zachodzą w tempie zbyt szybkim.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz też: 1700 zł za tonę. Ale i tak ludzie odchodzą od węgla
Pomimo drastycznego corocznego spadku popytu na węgiel, rząd podpisał w 2021 r. "umowę społeczną" z centralami górniczych związków zawodowych, która gwarantuje polskiemu górnictwu dotowanie kopalń aż do 2049 r.
Jak zauważa Wysokie Napięcie, średni koszt produkcji węgla w Polsce sięga już 1000 zł za tonę. W ten sposób jest więc najwyższy na świecie.
Jeżeli chodzi o efektywność wydobycia, również wyróżniamy się w możliwie najbardziej negatywny sposób. W 2023 r. każdy górnik w Polsce wydobywał średnio 646 ton węgla kamiennego. W tym samym okresie w USA było to 5612 ton. Z kolei w Wielkiej Brytanii i Niemczech w momencie likwidacji wydobycia w ostatnich latach było to odpowiednio 2778 i 1244 tony.
Dotacyjna kroplówka
- Dotacje czysto teoretycznie, w dokumentach przesłanych do Brukseli, są określane jako "dotacje do likwidacji kopalń", jednak to bez dotacji kopalnie zlikwidowałyby się same. W rzeczywistości pieniądze podatników idą na utrzymanie kopalń, pomimo że znaczna część z nich nie jest już potrzebna, bo nie ma chętnych na odbiór węgla, zwłaszcza po tak wysokich cenach - komentuje Bartłomiej Derski, ekspert portalu wysokienapiecie.pl.
Jak podkreślała niedawno minister przemysłu Marzena Czarnecka, nie ma znaczenia, czy kopalnia będzie wydobywać węgiel. Dotację i tak będzie otrzymywać. Ten mechanizm ma już wpływ na te kopalnie, które są dochodowe, jak Lubelski Węgiel Bogdanka.
- Największa i najlepsza polska kopalnia musi ograniczać wydobycie węgla i zmniejszać zyski, ponieważ nie jest w stanie konkurować z deficytowymi kopalniami dotowanej z podatków Polskiej Grupy Górniczej. Ten sam mechanizm kanalizacji dotyczy z resztą także kopalń w ramach PGG. Część z nich mogłaby być rentowna, ale nie jest ze względu na konkurencję wewnętrzną z deficytowymi zakładami - tłumaczy Derski.
600 zł na rodzinę
Dotacje do nierentownych kopalń w zeszłym roku wyniosły 7 mld zł, a w tym roku potrzebnych jest 9 mld zł. Wszystko wskazuje na to, że w przyszłym roku przekroczą już 10-11 mld zł.
- To gigantyczne pieniądze - sięgające 600 zł w przeliczeniu na każdą polską rodzinę. Gdyby nie dopłaty do deficytowych kopalń, każda polska rodzina mogłaby otrzymywać takie pieniądze corocznie np. na święta. Można by je także zainwestować w znaczącą poprawę opieki zdrowotnej w kraju lub wzrost pensji nauczycieli. W tym ostatnim przypadku każdy z nauczycieli mógłby otrzymywać, tylko z dotacji górniczych, o 1400 zł miesięcznie więcej - wylicza Derski.
Tymczasem, pomimo znacznego spadku wydobycia, zatrudnienie w górnictwie zmienia się nieznacznie, a pensje bardzo szybko rosną. Za ostatni dostępny miesiąc, listopad 2024 r., wyniosły ponad 18 tys. zł brutto, ale o tej kwocie zdecydowała barbórka. Kolejną nagrodę górnicy dostaną już jednak w przyszłym miesiącu - 14. pensję.
- Gdyby polski rząd chciał naprawdę uzdrowić sytuację w sektorze, wynagrodzenia górników w rentownych, zdrowych kopalniach mogłyby być jeszcze wyższe, dzięki wzrostowi wydajności pracy. Dziś ta wydajność w niektórych kopalniach jest na poziomie współczesnych biedaszybów lub wybranych kopalni z XVIII wieku - zauważa ekspert portalu Wysokie Napięcie.
Jak nie węgiel, to co?
Zdaniem Derskiego musimy być gotowi na to, że zarówno inwestycje w odnawialne źródła energii, jak i utrzymanie przestarzałej infrastruktury elektrowni węglowych, generują koszty. Należy jednak zastanowić się, która droga przyniesie Polsce więcej korzyści niż strat - przede wszystkim dla obywateli i przemysłu, dla których niskie ceny energii są priorytetem.
Ceny energii elektrycznej na warszawskiej giełdzie towarowej spadły do poziomu najniższego od wielu lat. W 2024 r. kontrakt na energię na obecny rok wyceniany był średnio po 450 zł/MWh, podczas gdy w 2023 r. analogiczny kontrakt kosztował 643 zł, a w 2022 przekraczał 1112 zł. Mimo to wciąż na tle Europy polski rynek energii elektrycznej należy do droższych.
Najtańszymi są kraje z bardzo wysokim udziałem źródeł bezemisyjnych (elektrowni odnawialnych i atomowych) - Skandynawia, Finlandia, Francja oraz Hiszpania i Portugalia.
- Nasza analiza pokazała ciekawe wnioski - gdy zestawimy ceny energii elektrycznej oraz udział źródeł bezemisyjnych w produkcji tej energii w 2024 r., zobaczymy silną korelację. Krótko mówiąc, im więcej energii bezemisyjnej produkowało w 2024 r. dane państwo, tym niższe ceny energii elektrycznej były na giełdzie - wyjaśnia Derski.
To się opłaca
Ceny energii elektrycznej na rynku hurtowym przekładają się oczywiście na ceny dla odbiorców końcowych. Co prawda w byłych krajach socjalistycznych to przełożenie nie zawsze jest tak dobrze widoczne. W niektórych państwach, w tym w Polsce, stawki są istotnie ograniczane dzięki subsydiom z naszych podatków. Dzięki temu, choć nasz kraj posiada jedne z wyższych cen hurtowych, utrzymuje jedne z niższych cen dla odbiorców.
"Warto jednak podkreślić, że im większy odbiorca energii, tym wyraźniej jego rachunek końcowy zależy od ceny hurtowej. Ma to ogromne znaczenie zwłaszcza dla dużego przemysłu" - wyjaśnia portal Wysokie Napięcie. Dlatego analitycy portalu wskazują, że bez spadku cen hurtowych nie będziemy w stanie dojść do tak niskich cen dla przedsiębiorstw, jakie oferują państwa nordyckie. Tym samym nie będziemy też w stanie skutecznie budować konkurencyjności polskiego przemysłu.
- Statystki za 2024 r. wyraźnie pokazują dwie korelacje. Po pierwsze, że im więcej energii pochodzi ze źródeł bezemisyjnych, tym niższe ceny mamy na rynku hurtowym. Po drugie, im niższe ceny hurtowe, tym niższe koszty energii ponosi przemysł. Nie tylko ze względu na ekologię, ale także na konkurencyjność polskiej gospodarki, inwestycje w bezemisyjną produkcję energii elektrycznej są dla Polski niezwykle ważnym wyzwaniem na najbliższe dwie-trzy dekady. Warto, aby rząd zrobił co może, aby je przyśpieszyć - przekonuje Derski.
Skoro taniej, to czemu drożej?
Ale skoro prąd na rynku hurtowym tanieje w Polsce (i całej Europie) czwarty rok z rzędu, to dlaczego stale rozmawiamy o podwyżkach stawek na rachunkach?
Po pierwsze, stawki w sprzedaży do firm czy samorządów także od kilkudziesięciu miesięcy spadają. O podwyżkach dyskutujemy zatem jedynie w przypadku odbiorców prywatnych. Dlaczego?
- Bo tak działa ustawowe "mrożenie" cen. Zapobiegło ono drastycznym podwyżkom taryf w 2023 r., ale zapobiega także ich spadkom w 2025 r. Gdyby ceny były wyznaczane rynkowo, taryfy regulowane na ten rok byłyby już na poziomie "zamrożonych" subsydiowanych stawek, a być może nawet nieznacznie niższym - wyjaśnia Derski.
Dziś każdy aktywny niezależny sprzedawca energii dla gospodarstw domowych oferuje ceny poniżej taryfy państwowych koncernów energetycznych zatwierdzonej na 2025 r. Część ofert ma nawet stawki poniżej tych subsydiowanych "zamrożonych".
Jeszcze dwa tygodnie temu można było zagwarantować sobie stawki zakupu energii w wysokości 62 gr/kWh brutto na rok lub dwa lata do przodu (taryfa regulowana to 78 gr/kWh od października). Dziś nadal można kupić energię, nawet na wiele lat do przodu, po 70-74 gr/kWh brutto. A że ceny nawet w wieloletnich kontraktach nie są indeksowane, to ich realna wartość będzie z biegiem czasu spadać.
Szymon Bujalski, "Ziemia na Rozdrożu"