Trwa ładowanie...

"Rysiek zawsze mógł liczyć na dwie rzeczy: szczęście i prezesa". Ale to koniec

Zawieszenie Ryszarda Czarneckiego w PiS to początek końca jego politycznej kariery. Ta od dwudziestu lat wisiała na Jarosławie Kaczyńskim. Ale dziś prezes czuje się rozgoryczony. A nawet oszukany - mówią w partii.

"Rysiek zawsze mógł liczyć na dwie rzeczy: szczęście i prezesa". Ale to koniec"Rysiek zawsze mógł liczyć na dwie rzeczy: szczęście i prezesa". Ale to koniecŹródło: East News, fot: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
dgmarlw
dgmarlw

- Rysio zawsze spadał na cztery łapy. Może i tym razem tak będzie? - zastanawia się rozmówca z PiS. Bez przekonania.

To konsekwencja ostatnich problemów byłego europosła - z domniemanym wyłudzaniem kilometrówek z Parlamentu Europejskiego oraz zarzucanym mu udziałem w procederze korupcyjnym w uczelni Collegium Humanum. Prokuratura w Katowicach potwierdziła, że polityk z żoną usłyszeli zarzuty.

- Wczoraj na polecenie prokuratora funkcjonariusze CBA zatrzymali Ryszarda Cz. i jego żonę Emilię H., co wiązało się z przyjęciem korzyści majątkowej, oscylującej w granicy 92 tys. złotych. (..) Były europoseł powoływał się na swoje wpływy. Mówimy o działalności w Uzbekistanie. (..) Tę korzyść wręczył Paweł C., były rektor uczelni - przekazano.

dgmarlw

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Afera wokół Ryszarda Czarneckiego "Wątpię, żeby ktoś mu dorównał"

"Rysiek nie uprzedził"

- Proszę mi wierzyć lub nie, ale prezes, układając listy do Parlamentu Europejskiego, nie wiedział o sprawie kilometrówek Rysia - twierdzi w rozmowie z Wirtualną Polską jeden z rozmówców z PiS.

Przypomnijmy: unijna służba antykorupcyjna OLAF wykryła, że Czarnecki miał w przeszłości wyłudzić z PE ponad 800 tys. zł, wykazując nieprawdziwe rozliczenia przejazdów z Polski do Brukseli. W dokumentach deklarował nieistniejące pojazdy i podróże z Jasła, w którym nigdy nie mieszkał. Polska prokuratura dopiero niedawno - po zmianie władzy - postawiła mu zarzuty w tej sprawie.

dgmarlw

Gdy opisane przez media szczegóły wyszły na jaw, Jarosław Kaczyński myślał początkowo, że to żart. No bo jak można wykazywać przed Unią, że do europarlamentu przyjeżdżało się ciągnikiem i motorowerem?

Gdy okazało się, że Czarnecki podpisywał na to dokumenty, a winy nie da zrzucić się na asystentów, prezes przestał go do siebie dopuszczać - twierdzą politycy PiS. - Szef mógł poczuć się oszukany - mówi o Kaczyńskim bywalec Nowogrodzkiej.

A gdy kolejne szczegóły ujawniła w ostatnich dniach "Gazeta Wyborcza", prezes PiS - mimo że oficjalnie dystansował się od tych doniesień - ostatecznie zdał sobie sprawę, że z jego dawnym ulubieńcem jest i będzie problem.

- Rysiu nie znajdzie się już nigdy na listach wyborczych PiS - powiedział nam ważny polityk PiS.

Inni nie chcą tego przesądzać. Co dalej?

Jak słyszymy, "prezes był tą całą sytuację mocno rozczarowany". - A zwłaszcza tym, że Rysiek go nie uprzedził. Przecież mógł spodziewać się, że służby w końcu po niego przyjdą. Nawet jeśli czuje się niewinny - tłumaczy źródło z PiS.

dgmarlw

O tym jednak orzeknie sąd. Do tego czasu "nikt z PiS nie będzie wyrywać się, by bronić Czarneckiego" - słyszymy w szeregach partii. Niektórzy jednak twierdzą, że to, w jaki sposób służby zatrzymały polityka, to "skur***o".

Dostęp do ucha prezesa

Według informacji Wirtualnej Polski Jarosław Kaczyński, zanim jeszcze wypłynęły informacje o zarzutach w związku z aferą korupcyjną w Collegium Humanum, nie krył rozgoryczenia.

dgmarlw

A gdy głośno zrobiło się o związkach Ryszarda Czarneckiego z tą prywatną uczelnią - którą kierował siedzący w areszcie znajomy rektor z 80 zarzutami prokuratorskimi (m.in. za handel dyplomami na masową skalę, mobbing i molestowanie - red.) - to prezes stwierdził, że nie należy przesadzać z obroną. I skupić się "na formie" - czyli "metodach działania służb Tuska", by "odwrócić uwagę od PiS" i "przekierować narrację" (takich określeń używają nasi rozmówcy z partii).

Pretensje do rządu nie zmieniają faktu, że Kaczyński stracił zaufanie do Czarneckiego Prezes bowiem nie lubi jednego - jak coś się przed nim ukrywa, mimo że regularnie ktoś do niego z różnymi sprawami przychodzi. I nadaje na innych. - A Rysio to robił - mówi jego znajomy.

Z tego, co opowiadają nam politycy PiS, prezes od wyborów europejskich bardzo rzadko widział się z CzarneckimA właściwie w ogóle go do siebie nie dopuszczał - słyszymy.

dgmarlw

Dawny ulubieniec Kaczyńskiego stracił mandat europosła - pierwszy raz od dwóch dekad - i przestał "robić politykę". Nie miał narzędzi, nie miał dostępu do ucha prezesa, a media, których uwagi tak mocno łaknął, przestały się nim interesować. W końcu zainteresowała się nim prokuratura.

To bolesny moment dla Czarneckiego. Jeszcze niedawno nie odstępował prezesa na krok, zawsze towarzyszył mu na scenie podczas partyjnych spędów. Pierwszy wychodził do dziennikarzy z komentarzami na wieczorach wyborczych. Nawet tych, na których tak mocno pocił się z nerwów, obawiając się o to, czy dostał się do europarlamentu, czy tym razem przegrał.

- To było nawet w jakiś sposób rozczulające. I szczere. Za to Rysio budził sympatie. Również dziennikarzy - mówi nam jeden z posłów PiS.

dgmarlw

Ale "Rysio" zawsze się dostawał. Czy chodziło o gabinet prezesa, czy Sejm, czy europarlament. Nawet o włos.

Tak było do czerwca 2024 roku.

- Dlaczego Cz. nie dostał się do Brukseli akurat teraz? - pytamy jednego z polityków PiS, a ten odpowiada: - Rysio trafił na cholernie trudną listę. Jedynką był Kolargol (prezydencki minister Wojciech Kolarski - red.), a za plecami miał Malągową (Marlenę Maląg - red.). No i Kolargol mu uciął głosów, a Malągowa, wiadomo - rozbiła bank. I Rysio przegrał, tak jak dotąd wygrywał - o włos. Naprawdę mało brakowało, a by sobie to wyszarpał.

Wojciech Kolarski to prezydencki minister, a Marlena Maląg to bardzo popularna w Wielkopolsce była minister rodziny. Czarnecki trafił między nich i - mimo że prezes wspierał go na każdym kroku, wychwalając jego zalety i wzywając do głosowania - nie dał rady.

- Rysiek nie chciał kandydować z Poznania, ale jak już musiał, to walczył do końca o jedynkę na liście. Proponowano ją Saryuszowi-Wolskiemu, ale ten odmawiał, zresztą namawiany przez Ryśka, żeby upierał się przy Warszawie. No i Rysiek wylądował na dwójce, a Saryusz w Lublinie. I obaj polegli. Przez zachłanność - mówi polityk PiS.

Kolejny rozmówca, mówi, że "Rysiek zawsze mógł liczyć na dwie rzeczy: szczęście i prezesa": - Rysio po tych wyborach mógł mieć traumę. Nie dlatego, że jest bezrobotny i nie ma z czego żyć. Ma, jest milionerem, ma wielu znajomych. Ale dlatego, że on miał zawsze szczęście, a tym razem, chyba pierwszy raz, miał takiego pecha. To musi boleć.

Jarosław Kaczyński,  Marlena Maląg, Ryszard Czarnecki PAP
Jarosław Kaczyński, Marlena Maląg, Ryszard CzarneckiŹródło: PAP, fot: Bartosz Skonieczny

Inny polityk: - Ale Rysiek się nie poddał. Jest silny psychicznie, więc od razu wziął się w garść.

- A dlaczego prezes tak mocno go wspierał w kampanii? - dopytujemy.

- Bo miał wyrzuty sumienia, że wstawił go w cholernie trudnym regionie, w dodatku na dwójce, przed Marleną. A tak w ogóle to go lubił, więc czuł się w obowiązku mu pomóc - twierdzi rozmówca WP.

Na Wschodzie po królewsku

Czarneckiego nie sposób nie lubić - mówią jego znajomi. Przyjazny, misiowaty. Brat łata.

Prezes czuł do Czarneckiego sympatię - inaczej niż w latach 90. i na początku lat dwutysięcznych (dlatego Czarnecki wylądował w Samoobronie). Traktował jak kogoś, z kim można swobodnie porozmawiać, poplotkować, przed kim nie trzeba się krępować. Wysłuchiwał nowych doniesień z europarlamentu, również smaczków personalnych. Często barwnych. Wiedział dzięki temu, kto, co i z kim.

- Poza tym Rysiek się nie obrażał. Dużo znosił. I potrafił "załatwić różne rzeczy". A przynajmniej stwarzał takie wrażenie - komentują aktywność Czarneckiego jego koledzy.

Ale Czarnecki dzielił się też z prezesem swoimi pasjami - sportem i podróżami.

- Rysiek uwielbia podróżować [wydał nawet dwie książki na ten temat - przyp. red.], w partii żartowaliśmy trochę z jego miłości do Azji Środkowej i Wschodu i tego, jak był tam przyjmowany. Po królewsku! - twierdzi jeden z rozmówców.

- Uzbekistan, Kazachstan, Azerbejdżan, Armenia, Zakaukazie - on kochał tam latać. Dlatego mocno musiało go walnąć, gdy "kominiarze" [agenci służb przyp. red.] zawinęli go w czasie przesiadki z Albanii do Azerów - mówią nam politycy PiS.

Czarnecki kochał też sport - nawet kiedy nie kochali go kibice. Wielokrotnie wygwizdywany na stadionach, polityk PiS (kiedyś m.in. w ZChN i Samoobronie) parł po swoje: działał w żużlu, w PZPN, w zarządzie Polskiego Związku Piłki Siatkowej (gdzie zarabiał, mimo że przekonywał, iż udziela się tam społecznie), w Polskim Komitecie Olimpijskim.

Gdy rywalizował o prezesurę w PZPS z Sebastianem Świderskim (o jej kulisach pisaliśmy w Wirtualnej Polsce), wyprosił u prezesa Kaczyńskiego dziwaczną i nikomu niepotrzebną funkcję: "pełnomocnika PiS ds. sportu". - Liczył, że to mu pomoże. Wszyscy się z tego śmiali - wspomina znajomy Czarneckiego

Jak skończyła się ta historia - wiadomo. Szefem polskiej siatkówki jest Świderski.

Ale Czarnecki się nie zrażał. - To człowiek mocno ofensywny towarzysko - mówią politycy PiS. - Dlatego zawsze potrafił się gdzieś zakręcić - dopowiada jeden z nich.

Nie zawsze jednak polityk osiągał swoje cele. - Bardzo mocno przeżył to, że jego syn, Przemek, ani nie dostał się do Sejmu, ani do sejmiku. Dostał słabe miejsca i nie wyszło - mówi polityk PiS.

A kto zdecydował o tych słabych miejscach? - Jarosław, a kto - dopowiada nasz rozmówca.

Znajomość się kręciła

Czarnecki miał mieć do prezesa za to lekki żal. Tak twierdzą jego znajomi, choć trudno to zweryfikować - on sam nie może się wypowiadać. Z klubu PiS słyszymy, że w ostatnim czasie były europoseł najlepsze relacje na Nowogrodzkiej miał z Mariuszem Błaszczakiem.

- Ale nawet on go nie wybronił przed Jarosławem - słyszymy w partyjnej centrali.

A dlaczego nie z Morawieckim? W końcu Ryszard Czarnecki w latach 90. wciągnął byłego premiera rządu PiS do Komitetu Integracji Europejskiej. Polecał go też do rady banku BZ WBK. Później Morawiecki - w szczycie bankowej kariery - starał się wspierać jego syna. I tak ta znajomość się kręciła. - Ich znajomość nie jest już tak silna jak kiedyś. Rysiek wypadł z kręgu Mateusza - słyszymy.

Dziś znajomość jest zawieszona - tak jak "Rysiek" w PiS. Nie wiadomo, czy liderzy partii zamierzają za niego poręczać. Na razie zresztą nie muszą - prokuratura nie wystąpiła z wnioskiem o areszt.

Szkoda mi Ryśka. Wierzę, że to wszystko jest nieprawda i wyjdzie na swoje - mówi jeden z posłów PiS i kwituje: - Naprawdę go lubimy. Nawet jeśli czasem wszystkich wkurzał.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
dgmarlw
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dgmarlw
Więcej tematów

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj