Siły Putina rozgromione, flota bezradna. Ta bitwa obnażyła wszystko
Bitwa o Wyspę Węży obnażyła słabość rosyjskiego lotnictwa i floty. Armia Władimira Putina okazała się zupełnie nieprzygotowana do prowadzenia nowoczesnej wojny. Zwłaszcza nie popisały się siły powietrzne, które nie były w stanie zapewnić panowania na niebie.
Bitwa o Wyspę Węży trwała od pierwszych minut rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Niewielki skrawek skały został zajęty przez Rosjan już 24 lutego, po silnym ostrzale artyleryjskim. Początkowo świat przypuszczał, że obrońcy zginęli. Wkrótce okazało się, że trafili do niewoli. Po miesiącu, 24 kwietnia, zostali wymienieni za rosyjskich jeńców. Na Ukrainie przywitano ich jak bohaterów.
W tym czasie Rosjanie umieścili na wyspie swoje instalacje wojskowe - samobieżny system przeciwlotniczy 9K33M3 Osa-AKM, wyposażony w sześciopociskową wyrzutnię o zasięgu ognia 10 km i radar kontroli przestrzeni powietrznej o zasięgu 20 km. Rosjanie byli przekonani, że dzięki temu będą mogli odstraszać ukraińskie lotnictwo i zapewnić osłonę okrętom operującym w okolicy. Przeliczyli się.
- Ten obszar jest prawdopodobnie dosyć dobrze kontrolowany przez systemy radarowe NATO - mówi Jakub Link-Lenczowski, wydawca magazynu MilMag. - Obecnie większość operacji Federacji Rosyjskiej, w tym lotniczych, skoncentrowanych jest w rejonie Mikołajewa lub Donbasu. Z Krymu prowadzone są loty patrolowe nad Morzem Czarnym i prawdopodobnie lotnictwo wspiera siły rosyjskie na południu Ukrainy. Wyspa Węży wydaje się być obszarem nie do utrzymania przez obydwie strony - twierdzi ekspert.
Bitwa, która obnażyła braki Rosjan
Ukraińcy dość szybko podciągnęli artylerię rakietową i - co zaskakujące - samobieżną haubicę Bogdana, którą dostarczono na niewielką wysepkę u ujścia Dunaju, skąd regularnie ostrzeliwali okupowaną wyspę. Wszystko to pod nosem rosyjskiego lotnictwa, które nie potrafiło nawet zlokalizować ukraińskich stanowisk.
- Jak dotąd walka o Wyspę Węży, choć jest niewielkim wycinkiem tej wojny, świetnie pokazuje braki Rosjan, które Ukraińcy bezlitośnie wykorzystują - mówi publicysta, Marcin Niedbała.
- Od początku było wiadomo, że aby zająć tę wyspę i ją utrzymać, należy zaangażować sporo środków. Chodzi o to, aby temu małemu garnizonowi, położonemu na bardzo nieprzyjaznym terenie, zapewnić odpowiednie wsparcie oraz świadomość sytuacyjną, której Rosjanom nad Morzem Czarnym jednak brakuje - dodaje.
Haubica Bogdana odegrała dużą rolę w wyzwoleniu Wyspy Węży
Bezradna flota
W kolejnych tygodniach, niemal bez żadnego oporu ze strony Rosjan, wyspa była bombardowana przez artylerię i lotnictwo. To ostanie pojawiło się, kiedy drony zniszczyły zestaw Osa-AKM. Ukraińcy nie ryzykowali i uderzyli dopiero, kiedy okupanci pozostali bez ochrony przeciwlotniczej. W dodatku w nocy, kiedy Rosjanie latają bardzo rzadko - brakuje im wyposażenia do nocnych lotów, a piloci nie są powszechnie szkoleni do tego typu operacji.
Ukraińcy bez problemów zniszczyli stację radiolokacyjną, przystań i barkę desantową projektu 11770 typu Sarna, na której zatonął nowy zestaw przeciwlotniczy, którego jeszcze nie zdążyli wyładować.
Rosyjska Flota Czarnomorska poniosła spore straty w starciu z ukraińskim lotnictwem. Bayraktary upolowały dwa kutry szturmowe typu Raptor i śmigłowiec transportowy Mi-8/17.
Rosjanie kilka razy próbowali wzmocnić siły na wyspie. Udało się to dopiero w ostatniej dekadzie maja. W międzyczasie w pobliżu wyspy został trafiony krążownik rakietowy "Moskwa", holownik "Wasilij Biech" i okręt patrolowy "Wasilij Bykow". Dwa pierwsze zatonęły, ostatni został uszkodzony. Rosyjskie lotnictwo ponownie nie pojawiło się w rejonie operacji.
Przeciwlotnicza parodia
Rosyjskie systemy przeciwlotnicze okazały się mało skuteczne wobec ostrzału artylerii rakietowej i niewielkich bezzałogowców. W czerwcu dostarczyli na wyspę system przeciwlotniczy krótkiego zasięgu Pancyr, który miał powstrzymać bezkarne dotychczas Bayraktary. Pojawił się także radar dalekiego zasięgu.
Ukraińcy nadal ostrzeliwali wyspę przy pomocy artylerii, kierowanej przez bezzałogowce. Rosjanie nie byli w stanie pozbyć się dronów wciąż obserwujących wyspę. W końcu 21 czerwca Ukraińcy ponownie uderzyli z powietrza.
"W kontynuacji operacji mającej na celu pokonanie wrogich jednostek na Wyspie Węży, trafiono system rakiet przeciwlotniczych Pancyr S1, stację radarową i sprzęt samochodowy. Ostateczne wyniki są badane" – pisał w komunikacie Sztab Generalny. Dzieła zniszczenia ponownie dokonały Bayraktary, które uderzyły po wyeliminowaniu Pancyra przez Bogdanę. Prawdopodobnie wówczas Rosjanie stwierdzili, że utrzymywanie kontyngentu na wyspie nie ma najmniejszego sensu.
- Brak reakcji rosyjskiego lotnictwa na ogień ukraińskich haubic prowadzony z delty Dunaju również świadczy o tym, że ten rejon nadal nie jest w pełni kontrolowany przez Rosjan. Wydaje się, że rosyjskie myśliwce cierpią na brak wsparcia ze strony maszyn AEW&C, takich jak A-50, co tworzy dziury w rosyjskiej świadomości sytuacyjnej - tłumaczy Niedbała.
Ukraińcy zniszczyli cztery rosyjskie systemy przeciwlotnicze, dwie stacje radarowe, nie ponosząc żadnych strat. Okazało się, że Rosjanie są w zasadzie bezbronni przeciwko ukraińskim środkom walki elektronicznej. Mimo że kilkakrotnie Kreml mówił o panowaniu na ukraińskim niebie, Ukraińcy swobodnie obserwowali, jak rosyjskie lotnictwo nieskutecznie próbowało zniszczyć pozostawiony na wyspie sprzęt.
- Wyspa Węży pokazuje również, jak wrażliwe są naziemne środki przeciwlotnicze krótkiego zasięgu, jeśli nie dysponują parasolem obronnym wyższej warstwy - średniego zasięgu, odpowiednio nowoczesnymi sensorami wczesnego ostrzegania oraz w idealnych warunkach - wsparciem własnego lotnictwa - wyjaśnia Niedbała.
- Wrażliwość ta została uwypuklona przez nieprzyjazny teren i niewielkie wymiary Wyspy Węży. Również deklaratywne zdolności Pancyrów i Torów dotyczące ich zdolności do przechwytywania amunicji artyleryjskiej (RAM) zostały boleśnie zweryfikowane - dodaje publicysta.
Lotnicza niemoc
Od początku wojny Rosjanie nie potrafili zneutralizować ukraińskiej obrony przeciwlotniczej. Do tego stopnia, że po tygodniu walk ograniczyli wykonywanie lotów bojowych nad terytorium Ukrainy. Bombardowania prowadzono znad Białorusi, Rosji i Morza Czarnego.
Rosjanie zaczęli latać w nocy, co przy niskim wyszkoleniu i braku sprzętu spowodowało, że samoloty pojawiały się niezwykle rzadko. W dzień Rosjanie latają nisko i jedynie parami, tak aby ograniczyć możliwość wykrycia. Nad Ukrainą również nie pojawiają się bombowce. Tupolewy Tu-95 i Tu-160 odpalały pociski na cele w okolicach Doniecka niemal znad Rostowa nad Donem.
To jeden z powodów, dlaczego Rosjanie nie zapewnili odpowiedniego parasola powietrznego nad Wyspą Węży. Leży ona zbyt blisko brzegu, na którym rozlokowane są ukraińskie systemy przeciwlotnicze średniego zasięgu. Każdy lot rosyjskiego samolotu w rejonie wyspy mógł skończyć się zestrzeleniem.
Wszystko dlatego, że Rosjanie nie posiadają odpowiednich sił SEAD, czyli jednostek zdolnych do niszczenia radarów i środków przeciwlotniczych przeciwnika. W dodatku systemy przeciwlotnicze nie spełniły oczekiwań.
- Jeszcze dokładnie nie wiemy, co zawiodło. Czy było to zlekceważenie przeciwnika, niewłaściwa taktyka, brak odpowiedniego zaopatrzenia w amunicję czy faktycznie techniczne niedostatki tych systemów. Zapewne wszystkie powyższe czynniki złożyły się po trochu na fiasko - konstatuje Niedbała.
Dla Wirtualnej Polski Sławek Zagórski
Czytaj też: Pozycje Rosjan w ogniu. Płoną jedna za drugą