Pozycje Rosjan w ogniu. Płoną jedna za drugą
W ciągu ostatnich dni rosyjskie wojska skoncentrowały swoje działania na kontynuowaniu ofensywy i zmasowanym ostrzale ukraińskich pozycji w obwodzie donieckim. Ale ukraińskie wojska coraz częściej prowadzą działania odwetowe i partyzanckie, próbując siać spustoszenie w szeregach przeciwnika. – Jeśli Putin zarządził tzw. pauzę operacyjną, to jest idealny moment dla Ukrainy, by uderzać w linie komunikacyjne, zaopatrzenie i wysyłać wojska na tyły wroga – mówią nam eksperci.
09.07.2022 | aktual.: 09.07.2022 07:36
Jak informują analitycy Ośrodka Studiów Wschodnich, w ciągu ostatnich dni ukraińskie Siły Zbrojne przeprowadziły ostrzały składów amunicji na tyłach rosyjskich wojsk, m.in. w obwodach: chersońskim, donieckim, ługańskim, mikołajowskim, charkowskim oraz w Melitopolu niedaleko Zaporoża. Miałoby to świadczyć o skutecznym wykorzystaniu zachodnich systemów artyleryjskich.
Ale ukraiński ruch oporu zaczął działać już znacznie wcześniej. Po tym, jak Rosjanie zajęli na przełomie lutego i marca w większości tereny obwodu chersońskiego, Ukraińcy zaczęli likwidować kolaborantów i atakować rosyjskie patrole. W okupowanych miejscowościach masowo pojawiły się antyrosyjskie ulotki, wzywające Rosjan do opuszczenia Ukrainy pod groźbą śmierci.
Skuteczne okazuje się być przekazywanie przez lokalnych mieszkańców partyzantom informacji o składach amunicji, trasach przemieszczania się i miejscach pobytu rosyjskich wojskowych.
"Ataki na składy amunicji i magazyny paliw"
Zdaniem gen. Stanisława Kozieja, byłego szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, działania partyzanckie to jeden z ważniejszych elementów strategii działań wojennych każdego kraju, który uczestniczy w konflikcie.
- Mam jednak wrażenie, że Ukraińcy partyzancki ruch oporu zaczęli trochę później. Dlaczego? Nie byli przygotowani na zajęcie tak dużej części terytorium na południu Ukrainy. Gdyby brali to pod uwagę, to tego typu działania - nieregularne na tyłach agresora - powinny się rozpocząć wcześniej. One mają bardzo dużą rolę do odegrania. Zwłaszcza, kiedy linie komunikacyjne, logistyczne Rosjan są rozciągnięte i kiedy muszą z terytorium swojego kraju zaopatrywać wojska – mówi Wirtualnej Polsce.
I - jak podkreśla - podczas obecnego konfliktu trzeba rozróżnić dwa rodzaje partyzanckich działań. - Pierwsze z nich to działania, które prowadzą wojska specjalne na tyłach przeciwnika. To profesjonaliści, którzy są rzucani na głębokie tyły, oni działają też na terytorium Rosji. To ich zasługą są ataki na magazyny amunicji czy bazy paliw. Drugie to działania na własnym terytorium. Tam działają partyzanci głównie na południowej flance w rejonach Melitopola, Zaporoża i Chersonia – mówi nam gen. Koziej.
Przypomnijmy, że ruch partyzancki na terenach okupowanych to nie spontaniczna działalność rozproszonych pojedynczych osób lub grup, ale zorganizowana sieć komórek dywersyjnych, których członków zaczęto szkolić jeszcze przed wybuchem wojny.
"Siły specjalne wspierają partyzantów"
W lipcu 2021 roku ukraiński parlament przyjął ustawę "O podstawach oporu narodowego". Na podstawie przepisów, główną rolę w organizowaniu, przygotowywaniu, wspieraniu i wykonywaniu zadań ruchu oporu odgrywają Siły Operacji Specjalnych Sił Zbrojnych Ukrainy, a ich dowódca kieruje ruchem oporu.
Zdaniem dr Macieja Milczanowskiego, działania partyzanckie są kluczem w sytuacji, kiedy przewaga militarna jest nadal po stronie Rosji.
- One się bardzo dobrze sprawdzają. Czy to przy pomocy artylerii dalekiego zasięgu, np. HIMARS-ów, czy też przy pomocy rebelianckich działań. Mieliśmy wysadzania torów, pociągów z zaopatrzeniem i składów amunicji. Myślę, że Ukraińcy ćwiczyli i przygotowywali się do tego. Już w pierwszych dniach wojny mieliśmy okazję zobaczyć działania na zapleczu rosyjskiej armii – mówi WP dr Milczanowski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Instytutu Nauk o Polityce Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Jak informował dziennik "Polska The Times", eksperci oceniają, że ukraiński ruch oporu składa się w 60 proc. z żołnierzy sił specjalnych i w 40 proc. z ludzi, którzy zdecydowali się na współpracę ze służbami specjalnymi, podpisując kontrakty. Ale na papierze są to cywile i nie wszystkich udało się odpowiednio przeszkolić. To często zwykli mieszkańcy, prowadzący zwykłe życie i współpracujący wyłącznie ze sztabem w Kijowie.
- Bazą rekrutacyjną dla ruchu oporu są wojska obrony terytorialnej. Jeżeli są werbowani w formule rezerwowej armii, to szybciej wejdą na front. Ale jeżeli w formule terytorialnej, to mają trudniej. Dlatego, że wszyscy mieszkańcy wsi czy miasteczek znają tych ludzi i wiedzą, jakie funkcje pełnią. A okupantowi łatwiej jest wyłapywać żołnierzy albo ich bliskich i w ten sposób ich szantażować. Lepszą formułą jest oparcie grup oporu na wyspecjalizowanych formacjach wojsk specjalnych, które skuteczniej będą przeprowadzać ataki, zasadzki – ocenia gen. Koziej.
Południowa flanka kluczowa?
Jego zdaniem, ukraiński ruch oporu lepiej się sprawdza na tyłach wroga, aniżeli blisko linii frontu.
- W Donbasie jest duże nasycenie żołnierzy, którzy prowadzą ciągły ostrzał artyleryjski. Ukraińcom trudniej jest tam prowadzić jakiekolwiek działania. Duża część tego terytorium była już wcześniej zajęta przez prorosyjskie siły i funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Skuteczniej jest im prowadzić działania na południowej flance – mówi nam gen. Koziej.
W podobnym tonie wypowiada się dr Milczanowski. - Niestety nadal przewaga po stronie Rosji jest bardzo duża i jej możliwości wojskowe są znacznie większe aniżeli Ukrainy. A dodatkowo Putin odgraża się, że jeszcze nie zaczął prowadzenia optymalnej wojny. Widać na Kremlu determinację do dalszego niszczenia Ukrainy. To dlatego ukraiński ruch oporu powinien wykorzystać teraz tzw. pauzę operacyjną i przenikać na tyły wroga. Przerywać łańcuchy dostaw i uderzać w logistykę – komentuje dr Milczanowski.
Skuteczne działania ukraińskiego podziemia wywołują wściekłość Rosjan, którzy stosują zaostrzone środki bezpieczeństwa. Rosyjskie służby stale monitorują wiadomości w internecie, wprowadzają kontrolę paszportową, godziny policyjne, przeszukują telefony mieszkańców, przekupują ludzi.
- Putina najbardziej drażnią działania partyzanckie na południu kraju. Dla Rosji ważniejsze od opanowania całego Donbasu będzie utrzymanie południowej flanki. Dlatego, że jest tam pomost na Krym, a więc strategiczny punkt na mapie. Rosja po przystąpieniu Szwecji i Finlandii do NATO i utracie Bałtyku musi mieć region, w którym Flota Czarnomorska będzie dominującą siłą. Nie zapominajmy, że na Krymie Putin trzyma broń atomową. To właśnie na południe przeniesie się środek ciężkości wojennych działań – podsumowuje gen. Koziej.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski