Rosjanie piszą do Ukraińców. Rekordowa liczba wniosków

W styczniu Ukraina odnotowała rekordową liczbę ponad 8,5 tys. zapytań od Rosjan dotyczących zaginionych żołnierzy armii rosyjskiej. - Liczby podawane przez stronę ukraińską są w moim przeświadczeniu duże, ale nie szokujące - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską gen. Bogusław Pacek.

Mobilizacja w Moskwie. Zdjęcie archiwalne
Mobilizacja w Moskwie. Zdjęcie archiwalne
Źródło zdjęć: © Getty Images | AA/ABACA
Mateusz Czmiel

Według danych sztabu w pierwszym miesiącu 2025 roku w ramach projektu "Chcę znaleźć" wpłynęło 8548 zgłoszeń od krewnych rosyjskich wojskowych. To o 22 proc. więcej niż w grudniu i najwięcej w całej historii inicjatywy. Łącznie od początku projektu wpłynęło ponad 60 tysięcy zgłoszeń o zaginionych żołnierzach rosyjskiej armii.

Wojna informacyjna. "Szereg ubarwionych rzeczy"

Gen. Bogusław Pacek w rozmowie z Wirtualną Polską zaznacza, że trzeba z dużą ostrożnością interpretować tego typu fakty i ferować kolejne opinie ze względu na bardzo duże prawdopodobieństwo przekazywania danych, które są "zmaganiem psychologiczno-informacyjnym obydwu stron".

- Istnieje duże ryzyko błędu wynikające z tego, że zarówno strona ukraińska, jak i rosyjska podaje szereg rzeczy ubarwionych, kolorowanych albo nieprawdziwych, dotyczących tej wojny - mówi wojskowy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kule ognia w Rosji. Kolejny atak Ukrainy nocą

W komunikacie zaznaczono, że ta liczba nie obejmuje poległych i stanowi jedynie część rzeczywistej liczby zaginionych, ponieważ opiera się wyłącznie na oficjalnych wnioskach. Szacuje się, że faktyczna liczba zaginionych Rosjan może być 2-3 razy wyższa.

- Pierwsza kwestia to dezercje, a druga to poszukiwania żołnierzy, którzy przepadają na wojnie nie tylko dlatego, że uciekają z pola walki, ale ze względu na to, że gdzieś się zagubią, w wyniku prowadzonych działań wojennych, są izolowani, odcinani od pododdziałów, z którymi razem przebywali w jakimś rejonie. To jest naturalne. W czasie każdej wojny są dezerterzy, uciekinierzy, maruderzy i zaginieni, których się poszukuje - tłumaczy generał.

Zaznacza, że w przypadku strat Rosji liczby podawane przez stronę ukraińską są liczbami "dużymi, ale nie szokującymi".

- Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że po stronie rosyjskiej występują setki tysięcy, a nie dziesiątki tysięcy żołnierzy. Dlatego pewien margines właśnie maruderów, uciekinierów i zaginionych jest czymś, co wystąpić musi i występuje - dodaje.

Jak podaje "Mediazona", w 2024 roku rosyjskie jednostki wojskowe masowo składały wnioski o uznanie uczestników inwazji na Ukrainę za zaginionych lub poległych. W ten sposób dowództwo usuwało ich ze spisu osobowego, otwierając drogę do rekrutacji nowych żołnierzy.

Putin obsypuje żołnierzy i rodziny pieniędzmi

Według dziennikarzy odnaleziono ponad 6200 takich spraw, a kolejne tysiące wniosków z drugiej połowy 2024 roku zostały utajnione, co może wskazywać na ich związek z wojskowymi walczącymi w Ukrainie.

- Wszystko zależy od przyczyny, dlaczego konkretny żołnierz jest uznawany za zaginionego. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że po rosyjskiej stronie występuje bardzo duży procent żołnierzy o wyjątkowo niskim poziomie osobistej świadomości i zdolności do orientacji w nowych warunkach. Wysyłani na front żołnierze są w małym stopniu rdzennymi Rosjanami, a w dużym stopniu są to obywatele Federacji Rosyjskiej, ale etnicznie niezwiązani z tą nacją - podkreśla gen. Pacek.

Co istotne, Putin płaci żołnierzom kontraktowym i zawodowym z najróżniejszych mniejszych, odległych zakątków Rosji, a w mniejszym stopniu korzysta z rdzennych Rosjan.

- W związku z tym to, że oni są zaginieni w warunkach takiej wojny, jak obserwujemy, jest czymś o wiele bardziej prawdopodobnym niż wtedy, gdyby byli to wyszkoleni, dobrze przygotowani, na wysokim poziomie indywidualnym żołnierze - zaznacza.

Generał zwraca także uwagę, że Władimir Putin stosuje bardzo mocne - w porównaniu do innych działań wcześniej prowadzonych przez Rosję - finansowe bodźcowanie żołnierzy i ich rodzin.

- Dzisiaj nie tylko oficerowie, pułkownicy, generałowie, ale również zwykli żołnierze otrzymują bardzo poważne benefity z tytułu udziału w tej wojnie. To dotyczy także ich rodzin. Rosja wykazuje dużo większą gotowość i na dużo większym poziomie realizuje to wypłacanie pieniędzy żołnierzom rosyjskim niż Ukraina, bo być może Ukraina ma mniejsze możliwości - podkreśla gen. Pacek i dodaje, że Ukraińcy też płacą, ale "Rosjanie płacą za każdego zabitego przeciwnika, za zestrzelony samolot, za trafiony czołg i za wiele innych różnych rzeczy".

Zełenski podaje straty Ukrainy na froncie

We wtorek prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski powiedział, że od początku pełnoskalowej wojny z Rosją zginęło 45 tys. ukraińskich żołnierzy, a 390 tysięcy zostało rannych.

W kwestii strat Rosji stwierdził, że na polu bitwy zginęło około 350 tysięcy Rosjan, około 50-70 tysięcy zaginęło, a 600-700 tysięcy zostało rannych.

Odnosząc się do tych danych, gen. Bogusław Pacek stwierdził, że fakt, iż po stronie rosyjskiej jest więcej zabitych i rannych, "wynika ze specyfiki walki".

- Zawsze jest tak, że ten, który atakuje i naciera na różnych kierunkach, musi się liczyć z większymi stratami - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. Zaznacza jednak, że nie sądzi, aby ukraińskie straty były tak niskie, jakie podaje Zełenski.

- Trudno, żeby podawał duże liczby i straszył swój naród, skoro i tak dezercji w Ukrainie przybywa. Chętnych do walki w ogóle nie widać, a ci, którzy przybywają, bardzo często są pozyskiwani na drodze pospolitych łapanek, a nie typowej rekrutacji wojskowej - podsumował generał.

"To są tajne i wrażliwe informacje"

W grudniu 2024 roku wiceminister obrony Rosji Anna Cywilewa, bratanica Władimira Putina, podczas transmitowanego na żywo okrągłego stołu w Dumie Państwowej oświadczyła, że co najmniej 48 tysięcy Rosjan biorących udział w wojnie przeciwko Ukrainie figuruje jako zaginieni bez wieści.

Przewodniczący komisji Dumy ds. obrony, Andriej Kartapołow, który uczestniczył w spotkaniu, wezwał deputowanych do nieujawniania tych danych.

- To są tajne i wrażliwe informacje. Przy sporządzaniu końcowych dokumentów dopilnujcie, żeby te liczby nigdzie się nie pojawiły - powiedział.

Mateusz Czmiel, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie