Robert J. zostanie uniewinniony? Dowody prokuratury mogą być niewystarczające
Dobiega końca proces apelacyjny w jednej z najbardziej zagadkowych, ale i przerażających spraw kryminalnych w historii. 31 października Sąd Apelacyjny w Krakowie ogłosi wyrok w procesie odwoławczym Roberta J., oskarżonego o brutalne zabójstwo młodej kobiety.
Brutalne oskórowanie studentki z Krakowa wstrząsnęło Polską pod koniec lat 90-tych. W tej sprawie w 2022 roku skazany został Robert J. Od tego wyroku odwołała się obrona, która domaga się jego uniewinnienia. Jak słyszymy w krakowskiej prokuraturze, werdykt uniewinniający jest mocno prawdopodobny. Obrońca oskarżonego mec. Łukasz Chojniak twierdzi, że nie ma dowodów, które łączyłyby jego klienta ze zbrodnią.
- Apelacja to akt oskarżenia wymierzony przez obronę przeciwko policji, prokuraturze i sądowi pierwszej instancji. Oskarżam te podmioty przynajmniej o odwrócenie oczu od prawdy, jak nie o celowe zaniechania, jak nie o manipulacje tym, co było w materiale dowodowym lub przymykanie oczu na to, co się działo
- mówił w swojej mowie końcowej na sali sądowej mec. Łukasz Chojniak.
Prokuratura przedstawiła nam najważniejsze dowody w sprawie, które obecnie podważa obrońca oskarżonego. Główne kontrowersje budzi uznanie za dowód włosów znalezionych w łazience oskarżonego, które połączono z Katarzyną Z., a także znalezionego w szczątkach kobiety pióra bażanta - takiego samego, jakie były w mieszkaniu oskarżonego. Według prokuratury te, jak również inne dowody, wskazują na winę oskarżonego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Obrona twierdzi, że z badania morfologicznego wcale nie wynika, czy to jest włos Roberta czy Katarzyny. Z uwagi na jego fatalny stan nie można było przeprowadzić badań DNA. Prowadząca badania analityczka stwierdziła jedynie o "prawdopodobieństwie" powiązania materiału ze studentką. Śledczym nie udało się również potwierdzić, że pióro bażanta pochodziło od tego samego ptaka, które znaleziono na zwłokach dziewczyny.
Według obrońcy oskarżonego zeznania świadków i opinia morfologiczna na temat dowodu przeciwko Robertowi J. (włos znaleziony w mieszkaniu oskarżonego, który połączono z Katarzyną Z.) "nie wytrzymują krytyki naukowej i kwestii oceny wiarygodności", a ewentualne inne dowody są "próbą zbudowania alternatywnego materiału dowodowego wobec jego braku".
Obrona podważa zeznania świadków. Chce uniewinnienia J.
Poznaliśmy także zeznania dwóch kluczowych świadków w tej sprawie - matki i córki, które początkowo występowały anonimowo, a sąd w postępowaniu odwoławczym postanowił przesłuchać je w sposób jawny. To sąsiadki Roberta J. Okazało się, że prokuratura w swoich dowodach polegała na wspomnieniach kobiety, która jako siedmiolatka miała widzieć oskarżonego w towarzystwie studentki Katarzyny Z. niedługo przed jej zaginięciem. Następnie powiedziała o tym fakcie swojej matce.
Obrońca Roberta J. mec. Łukasz Chojniak przyznaje w rozmowie z WP, że z relacji świadków wynika, że obie panie mają problem, jeśli chodzi o odtwarzanie tego, co widziały. Pojawiają się m.in. rozbieżności dotyczące koloru kurtki, plecaka i ogólnego ubioru młodej kobiety.
W odpowiedzi na te zarzuty prok. Piotr Krupiński stwierdza, że nie ma podstaw, by kwestionować zeznania świadka. W jego ocenie dziewczynka zapamiętała szczegóły tego spotkania z powodu typowej dla dziecka ciekawości świata, a także dlatego, że tamtego dnia pierwszy raz widziała J. w towarzystwie dziewczyny. Podkreśla, że kobieta przed sądem opisywała ubiór, budowę ciała, kolor i długość włosów studentki.
Zdaniem Krupińskiego, pojawiające się rozbieżności to naturalny efekt upływu czasu od opisywanych zdarzeń i nie są one istotne. Prokurator przypomniał, że proces od początku był poszlakowy, a zeznania świadków sąd ocenił jako wiarygodne.
Śledczy przypomina, że pismo ws. możliwości popełnienia zbrodni przez Roberta J. złożył na policji mężczyzna, który był partnerem jego babki. Twierdził, że Robert ćwiczył kulturystykę i obawia się, że może mu zrobić krzywdę. Wśród zeznań świadków wielokrotnie powtarzało się zdanie, że J. był osobą "budzącą lęk". Mężczyzna pracował również w Szpitalu Zakonu Bonifratrów, gdzie miał do czynienia ze zwłokami w prosektorium. Tam mógł nabyć umiejętności pomocne w oskórowaniu studentki.
Robert J. budził lęk terapeutów
Wirtualna Polska dotarła do jednego z psychologów, którzy pracowali z Robertem J. w ostatnich latach. - Sprawiał wrażenie bardzo wnikliwego obserwatora. Udowadniał, że jest inteligentny. Był pod wpływem leków psychotropowych, a jednocześnie bardzo trzeźwo patrzył na swoją sytuację. Nigdy nie zachowywał się irracjonalnie, bardzo ważył swoje wypowiedzi, każde słowo było przemyślane - mówi nam psycholog, która chce zachować anonimowość.
J. miał zdiagnozowaną schizofrenię paranoidalną, jednak w czasie pobytu w więzieniu nie cierpiał na ataki psychozy, które zdarzały mu się wcześniej.
- Miał coś takiego w sobie, że nikt nie czuł się przy nim komfortowo. Ciężko było prowadzić z nim spotkania. Na pewno nie potrafił oddać kontroli. Chciał prowadzić spotkania według własnych reguł. Chwilami poprzez swoje zachowanie budził lęk nawet u doświadczonych terapeutów - słyszymy.
Nigdy w rozmowie z psychologami Robert J. nie przyznał się do winy, ani nie wyrażał oznak poczucia winy czy żalu. Terapeuci nie dopatrzyli się u niego oznak kłamstwa, gdy mówił, że nie zabił Katarzyny Z.
Jeżeli nie Robert J., to kto? Od lat pojawia się jedno nazwisko
Kto w takim razie mógł zamordować młodą kobietę? W tej sprawie w mediach od lat pojawia się nazwisko nieżyjącego już Leszka L. To on zadzwonił na policję z informacją, że jego kolega J. mógł dokonać morderstwa studentki. Telefon wykonał chwilę po tym, jak Robert zerwał z nim znajomość, prawdopodobnie z powodu nieuregulowanych należności finansowych.
W 2000 roku policjanci wpadli do mieszkania Roberta J., przez wiele godzin je przeszukiwali. Zabezpieczyli wiele śladów, a J. przez niemal cały dzień przesłuchiwali. Jednak po badaniach okazało się, że nie znaleźli żadnych dowodów i we wrześniu 2000 roku prokuratura umorzyła postępowanie.
Śledztwo trwało jednak nadal. Po 17 latach prokuratura poleciła policji ponowne zatrzymanie Roberta J., a następnie oskarżyła go o uprowadzenie, torturowanie, zabicie i oskórowanie Katarzyny Z. W 2022 roku krakowski sąd okręgowy uznał J. za winnego zabójstwa studentki i skazał go na dożywocie.
Monika Góra, autorka książki "Kryptonim 'Skóra'", w rozmowie z Wirtualną Polską stwierdziła, że jedyną osobą, która bardziej pasuje do profilu psychologicznego niż Robert był Leszek L.
Z informacji Góry wynika, że Leszek L. był alkoholikiem, bił kobiety i był sadystą seksualnym. - Wielokrotnie dopuszczał się przemocy, po pijanemu wszczynał awantury. A przede wszystkim miał wiedzę i doświadczenie w skórowaniu i preparowaniu zwierząt. We własnym mieszkaniu przeprowadzał sekcje gadów, ich skóry i szkielety wieszał na ścianach, a wylinkami węży wyklejał okna - wymienia Góra.
Jak podkreśla, L. był współpracownikiem policji, a niektórzy twierdzą, że też informatorem. Był ekspertem policyjnym i sądowym do spraw niebezpiecznych gadów, szkolił też policjantów z zakresu nurkowania. Przyjaźnił się z wieloma wysoko postawionymi funkcjonariuszami, prokuratorami, miał znajomych w krakowskim sądzie. To mogło zaważyć na tym, że nie został dobrze sprawdzony.
Z relacji Magdaleny Góry wynika, że żaden z policjantów operacyjnych, którzy prowadzili pierwsze postępowanie do września 2000 roku nie wierzy w winę Roberta J.
Robert J.: Nie jestem bestią. Nie jestem potworem
W czasie ostatniej rozprawy sąd wysłuchał mów końcowych obu stron. Wtedy głos po raz pierwszy zabrał Robert J.
- Nie jestem Skórą. Nie jestem bestią. Nie jestem potworem. Nikogo nie zabiłem. Nikomu nie zrobiłem krzywdy. Jestem człowiekiem i obywatelem tego kraju, którego organy ścigania próbują od blisko ćwierć wieku uwikłać w sprawie zabójstwa Katarzyny Z. - mówił J., który na koniec rozprawy odczytał swoje oświadczenie.
Podkreślał, że czwartkowy wyrok to jego "ostatnia nadzieja na sprawiedliwość".
- Nigdy nie przyznałem się do zabójstwa Katarzyny Z. i nigdy się nie przyznam, bo tego nie zrobiłem. (...) Krzyczę do was: uwierzcie mi, że tego nie zrobiłem - zakończył oskarżony.
Ostateczny wyrok w sprawie zapadnie w czwartek 31 października.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski