"Rejestr ciąż" zostaje. Już nie jest elementem piekła kobiet [OPINIA]
Gdy rząd Prawa i Sprawiedliwości wdrażał unijne zalecenia o "rejestrze ciąż", ówczesna opozycja gardłowała, że to atak na ciężarne i dowód na masową inwigilację obywatelek. Dziś ci gardłujący są u władzy. I mówią już, że rejestr jest potrzebny i że wprowadzone przepisy pomagają kobietom, zamiast szkodzić - pisze Patryk Słowik dla Wirtualnej Polski.
Ach, cóż to była za jazda bez trzymanki. Politycy Koalicji Obywatelskiej wymyślili, że zły pisowski rząd chce jeszcze bardziej obrzydzić życie kobietom, jeszcze większe piekło im zgotować, więc wprowadza "rejestr ciąż". Po to, by prokuratorzy wiedzieli, która kobieta była w ciąży i być przestała, za co powinna być ścigana. Po to, by nie dało się tak łatwo dokonać aborcji. Po to, by przestraszyć biedne, stłamszone kobiety.
"Rejestr ciąż!!!! To są źli ludzie. Nie dość im zła które spotyka kobiety przez wyrok pseudoTK. Teraz zaczynają gnębienie i zastraszanie" - pisała na Twitterze posłanka Barbara Nowacka, gdy była w opozycji.
Dziś Nowacka jest ministrą edukacji narodowej. A Ministerstwo Zdrowia właśnie przekazało w odpowiedzi na pytania red. Katarzyny Nocuń z Polskiej Agencji Prasowej, że "rejestr ciąż" zostaje, bo jest potrzebny i ciężarnym pomaga, a nie szkodzi.
Polityczny spin
Żebyśmy dobrze się rozumieli: uważam, że Prawo i Sprawiedliwość wyrządziło wiele krzywdy kobietom. Decyzja Trybunału Konstytucyjnego, zaostrzająca przepisy aborcyjne, w praktyce inspirowana przez polityków PiS-u, była czystym złem. Choćby dlatego, że skazywała wiele kobiet na heroizm i rodzenie dzieci np. z masywnym wodogłowiem, które nie miały szans na normalne życie.
Jednocześnie nie zrobiono nic, by tym kobietom pomóc - skończyło się na jedynie zapowiedziach wsparcia hospicjów perinatologicznych oraz zwiększeniu opieki psychologicznej i psychiatrycznej dla kobiet. Politycy PiS-u i orzekający w trybunale przedstawili sytuację osób doświadczających najtrudniejszych sytuacji w życiu, jakby dana kobieta zaszła w ciążę i nagle jej się "odwidziało". To było złe i podłe.
Czytaj również: Polityka bez ciepłej (ani zimnej) wody w kranie [OPINIA]
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ale z tym "rejestrem ciąż", rzekomo zagrażającym kobietom, to było straszne kłamstwo. Typowy spin polityczny, niestety chętnie podchwycony przez media niechętne PiS-owi. W efekcie dobre rozwiązanie oceniano jako fatalne. I tak, jak było 298336 powodów do krytykowania rządu PiS-u, tak w pewnym momencie dokonano najgłupszego wyboru i zaczęto krytykować za jedną z niewielu rzeczy, które zrobiono dobrze.
Ochrona kobiet
Ten cały mityczny "rejestr ciąż" to tak naprawdę rozszerzenie informacji gromadzonych w Systemie Informacji Medycznej o to, czy pacjentka znajduje się w ciąży. Wprowadzenie takiego rozwiązania sugerowała Polsce Komisja Europejska. A chodzi o to, by podczas udzielania świadczeń zdrowotnych osoba ich udzielająca wiedziała możliwie najwięcej o stanie zdrowia pacjentki i np. nie podała nieprzytomnej kobiecie, która zasłabła na ulicy i została przywieziona do szpitala, niewskazanego do zażywania podczas trwania ciąży leku. Ot, cały "rejestr ciąż".
Wielu ekspertów, gdy poprzedni rząd wprowadzał te przepisy, chwaliło tę inicjatywę. Michał Bulsa, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Szczecinie oraz specjalista położnictwa i ginekologii, mówił w rozmowie z Wirtualną Polską, że "każda gromadzona informacja na temat pacjenta, np. jaką ktoś ma grupę krwi, czy ma stymulator w ciele lub też czy jest w ciąży, jest bardzo cenna". Lekarz podkreślał, że "daje to możliwość zapoznania się z nią nawet, gdy pacjent jest nieprzytomny".
- Obecnie mamy do czynienia z telemedycyną. Kiedy w natłoku pracy i procedur lekarz, przez przypadek, nie zapyta, czy pacjentka jest w ciąży, system mógłby go sam o tym poinformować. To byłby bezpiecznik dla pacjenta - wskazał Bulsa.
Zaznaczył przy tym, że rejestr jest tylko narzędziem, a ono może być wykorzystywane dobrze bądź źle.
- Jak siekiera - możemy nią ściąć drzewo, a możemy zabić człowieka. Wszystko zależy od tego, jak dane narzędzie będziemy chcieli wykorzystać. Ja znajduję dobre zastosowania rejestru - mówił.
Ale to polityków ówczesnej opozycji i jej zwolenników nie przekonywało. Twierdzili, że prokuratorzy będą wyciągać dane z rejestru i że o to chodzi w nowych przepisach. Dziś wiemy, że nie było ani jednego takiego przypadku, a przynajmniej do dziś nikt o żadnym takim zdarzeniu nie poinformował.
Zdrowy rozsądek w polityce
Rok temu po raz ostatni napisałem w obronie "rejestru ciąż". Zostałem wtedy zwyzywany od najgorszych przez zwolenników obecnej władzy. W podobnej sytuacji było wielu dziennikarzy specjalizujących się w tematyce medycznej, lekarzy, ekspertów od informatyzacji systemu ochrony zdrowia - wszystkich zapisano do PiS-u, bo popierali rozwiązanie wdrażane przez rząd Mateusza Morawieckiego. Jeden z często wypowiadających się w mediach lekarzy powiedział mi, że w temacie "rejestru ciąż" nie chce już zabierać głosu, bo po każdej wypowiedzi setki ludzi wylewają na niego pomyje w internecie.
Politycy oraz zwolennicy ówczesnej opozycji lansowali się wówczas na haśle o piekle kobiet, mówili i pisali, że rejestr to masowa inwigilacja, pomoc prokuratorom we wsadzaniu ciężarnych do więzienia.
Władza się zmieniła. Ci, którzy widzieli piekło kobiet w rejestrze, dziś są w rządzie uznającym, że "rejestr ciąż" jest potrzebny. Właściwie nikomu już ten rejestr, rzekomo tak straszny, nie przeszkadza. Niemal nikt już nie pamięta, co było rok temu.
Polityka wygrała i ze zdrowiem, i ze zdrowym rozsądkiem, i z przyzwoitością. Tyle dobrego, że po złości nie zlikwidowano "rejestru ciąż".
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Czytaj również: Po co nam polskie media, skoro mamy Google i Metę? [OPINIA]