Polityka bez ciepłej (ani zimnej) wody w kranie [OPINIA]
Opłaty za wodę mają być skonstruowane tak, by zachęcić do jej oszczędzania - zapowiedział nową ustawę wiceminister infrastruktury. Prosta analiza wskazuje, że wiele milionów Polaków zapłaci więcej. A przecież chwilę temu przez Polskę przetoczyła się fala podwyżek za wodę i ścieki. I to pomimo tego, że rząd jeszcze w kwietniu 2024 r. obiecywał, że żadnych podwyżek nie będzie.
Gdy rządzący mówią, że chcą doprowadzić do oszczędniejszego gospodarowania wodą, to mam dziwne przeczucie, że nie chodzi wcale o ekologię, lecz że czas przygotować się na kolejne podniesienie cen.
Tym bardziej że założenia projektu, o których mówił w rozmowie z Polską Agencją Prasową Przemysław Koperski, wiceminister infrastruktury, sugerują, że naprawdę Polacy zaczną oszczędzać wodę. Tyle że z musu.
Oszczędne gospodarowanie wodą
Założenie najnowszej ustawy, nad której projektem trwają już prace, jest takie, że pierwszy metr sześcienny wody na osobę w gospodarstwie domowym ma kosztować 1 zł, drugi i trzeci mają być trochę tańsze, niż są obecnie, a wszystko, co powyżej trzeciego - sporo droższe niż teraz.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gen. Skrzypczak ostrzega ws. F-16. "Będą obiektami polowań Rosji"
- Jeżeli ktoś zużywa powyżej trzech metrów sześciennych na osobę, musi być przygotowany na wyższe rachunki, bo cały system musi się bilansować. Ci, którzy nie podchodzą w sposób oszczędny do korzystania ze wspólnych zasobów wodnych, będą musieli zapłacić więcej. 3 metry na osobę to standard, w którym każdy może komfortowo funkcjonować - wskazał wiceminister Koperski.
A zatem ci, którzy zużywają powyżej trzech metrów sześciennych wody miesięcznie, mają się przygotować na wyższe rachunki.
Polacy leją wodę
Gdy przeczytałem wypowiedź wiceministra Koperskiego, zacząłem się zastanawiać, jakie jest średnie zużycie wody w Polsce na osobę. Ze słów przedstawiciela rządu można by odnieść wrażenie, że musi to być sporo poniżej trzech metrów sześciennych miesięcznie, skoro powyżej trzech to już nieoszczędne korzystanie z zasobów, które powinno skutkować wyższymi rachunkami.
Najnowsze wiarygodne dane o zużyciu wody, jakie znalazłem, pochodzą z opracowania Głównego Urzędu Statystycznego za 2022 r. Wynika z niego, że w 2022 r. zużycie wody na jednego mieszkańca wynosiło 34 metry sześcienne rocznie, zaś w przypadku mieszkańców miast - 35,5 metry sześcienne (czyli niespełna 3 metry sześcienne miesięcznie).
Statystyki istotnie zaniżały województwa podkarpackie, świętokrzyskie i małopolskie. W Wielkopolskiem, Mazowieckiem i Łódzkiem zużycie przekraczało 37 metrów sześciennych, czyli już w 2022 r. średnie zużycie w tych województwach było powyżej progu proponowanego obecnie przez Ministerstwo Infrastruktury.
Nowszych danych nie ma (to znaczy są, ale najczęściej pochodzą z wątpliwej jakości źródeł), ale z opracowań GUS wiadomo, że z roku na rok średnie zużycie rośnie - średnio o 0,3 metra sześciennego rocznie. Można więc przyjąć, że obecnie - w 2024 r. - już średnia dla korzystających z wody w miastach jest powyżej ministerialnej granicy opłacalności.
Przykładowo w styczniu 2023 r. Wodociągi Warszawskie za reprezentatywny przykład zużycia przez mieszkańców Warszawy i okolicznych miejscowości uznały zużycie na poziomie 3,89 metra sześciennego na osobę miesięcznie.
"W branży wodociągowej szacujemy, że to średnie zużycie w Polsce [w większych miastach – red.] zawiera się w przedziale od trzech do siedmiu metrów sześciennych na miesiąc, na jedną osobę" – informowała w 2022 r. Radio Białystok ekspertka tamtejszych wodociągów.
Spółki wodociągowe szacują, że od 2/3 do 70 proc. wody Polacy zużywają na higienę.
Czkawka po wodzie
Jeżeli rządowi naprawdę by chodziło o oszczędność wody i promowanie ekologicznych postaw, to próg podniesienia cen by ustawiono trochę powyżej średniego zużycia, a nie poniżej. Skoro zaś przeciętny Polak w ocenie rządzących powinien płacić za wodę więcej, bo zużywa jej zbyt wiele, chyba chodzi tu o pieniądze, a nie o zasady.
Kto wie, być może zaraz nie będzie się już mówiło o podwyżkach cen żywności, tylko o walce z otyłością. Prąd nie drożeje, tylko rządzący dbają o przyrost naturalny w narodzie. Ceny paliw? Oczywista dbałość o planetę - lepiej iść gdzieś pieszo niż jechać samochodem. Politycy umieją lać wodę i pokazywać szklankę do połowy pełną, a nie pustą, wszyscy to wiemy doskonale.
Ogólnie w ostatnich tygodniach woda odbija się rządzącym czkawką. Warto bowiem przypomnieć, że jeszcze w kwietniu minister infrastruktury Dariusz Klimczak obiecywał w Sejmie, że nie będzie podwyżek opłat za wodę i że to kłamstwa rozsiewane przez Prawo i Sprawiedliwość.
Od lipca w wielu miejscowościach jednak opłaty wzrosły, często o kilkadziesiąt procent.
Klimczak - pytany o to w Radiu ZET - stwierdził zaś, że kto wytyka mu kłamstwo, wpisuje się w pisowską narrację. A tak w ogóle to za rządów PiS-u w dwóch miejscowościach podwyżki były wyższe, niż są teraz.
Dla jasności sprawa podnoszenia opłat za wodę i odbiór ścieków nie jest tak jednowymiarowa. W uproszczeniu procedury wyglądają tak, że lokalni dostawcy zbiorowego zaopatrzenia w wodę i odprowadzania ścieków ustalają, ile powinni pobierać od ludzi za to pieniędzy, i proszą o akceptację wniosku Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie o zatwierdzenie tzw. taryfy. Wody Polskie mogą albo się zgodzić na nowe opłaty, albo nie. Zgoda zazwyczaj oznacza, że więcej zapłaci zwykły obywatel. Brak zgody - że do zaopatrzenia w wodę i odprowadzanie ścieków dokładać muszą jednostki samorządu terytorialnego, czyli w praktyce gminy.
Za rządów PiS Wody Polskie co do zasady nie zgadzały się na podnoszenie opłat. W efekcie koszty ponosiły gminy i spółki komunalne. Dzisiejsza fala podwyżek to efekt tego, że obecnie rządzący przestali blokować gminy w zmianach taryf. Być może słusznie. Co nie zmienia faktu, że przedstawiciel rządu w kwietniu kłamał.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski