Kwaśny owoc Zbigniewa Ziobry [OPINIA]
Politycy opozycji utyskują, że prokuratura nielegalnie zbiera dowody w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Zapomnieli już najwidoczniej, że gdy w 2016 r. Prawo i Sprawiedliwość było u władzy, przekonywali, że nieistotny jest sposób, w jaki śledczy pozyskują materiały. Istotne ich zdaniem było wyłącznie to, czy ktoś popełnił przestępstwo - pisze Patryk Słowik dla Wirtualnej Polski.
31.07.2024 | aktual.: 01.08.2024 00:37
Trudno podchodzić poważnie do zarzutów, które formułują dziś np. blisko związany z Prawem i Sprawiedliwością prezydencki doradca Stanisław Żaryn czy blisko związany ze Zbigniewem Ziobrą poseł Michał Woś. Przecież takiej Polski chcieli.
To przecież ziobryści głosowali za tym, by bandziorów wsadzać do więzienia, nie przejmując się zbytnio procedurami. Ba, wówczas twierdzili wprost, że chodzi o wsadzanie polityków Platformy Obywatelskiej.
Gdy władza się zmieniła, zmieniło się też - jak widać - przywiązanie do procedur. Teraz w ocenie ziobrystów powinny być one kluczowe, gdy w grę wchodzi wsadzanie ich, nie zaś przeciwników politycznych.
Potencjalny kłopot
"Rzeczpospolita" napisała, że podejrzany w aferze Funduszu Sprawiedliwości Tomasz M., który poszedł na współpracę z prokuraturą, nagrywał swoich kolegów z funduszu także wtedy, gdy usłyszał zarzuty i postanowił współpracować ze śledczymi.
Co najmniej jedno z nagrań zostało wręcz zarejestrowane podczas przesłuchania w prokuraturze - do Tomasza M. zadzwoniła jedna z podejrzanych urzędniczek resortu sprawiedliwości, M. rozmawiał w trybie głośnomówiącym, a prokurator następnie zapis tej rozmowy wykorzystał w ramach zgromadzonego przez prokuraturę materiału dowodowego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
I tu ustalmy fakty. Fakt pierwszy jest taki, że Tomasz M. może nagrywać swoje prywatne rozmowy. Nie jest to, samo w sobie, żadnym przestępstwem. Fakt drugi: skrajnie dyskusyjna jest teza, jakoby włączenie zapisów z nagrań Tomasza M. stanowiło kontrolę operacyjną, na którą zgodę powinien wyrazić sąd - co sugeruje "Rzeczpospolita".
Trudno nagrania podejrzanego uznać za "podsłuchy" zakładane przez organy państwa osobom podejrzewanym. Trzeba by wpierw udowodnić, że to prokurator wymusił na Tomaszu M. nagrywanie znajomych, a nie np. Tomasz M. postanowił robić to z własnej inicjatywy i następnie przekazywać śledczym nagrania, licząc, że wpłynie to na niższy wymiar kary w przyszłości.
Czytaj również: Minister powoła, minister odwoła, czyli Rada Fiskalna mniej niezależna niż planowano [OPINIA]
Fakt trzeci: dyskusyjne jest wykorzystanie części materiałów pochodzących od Tomasza M. przez prokuraturę. Jakkolwiek bowiem sam M. może nagrywać swoje rozmowy, nie oznacza to jeszcze, że prokuratura na pewno może je wszystkie wykorzystać procesowo. Przykładowo zapis nagrania telefonicznego pochodzący z przesłuchania w prokuraturze, w obecności prokuratora, mógłby (choć nie musiałby) zostać uznany przez sąd za przekroczenie granicy. Fachowcy od prawa karnego różnie to oceniają.
Tyle że sprawy tak naprawdę nie ma. W 2016 r. bowiem Zbigniew Ziobro ze swoją ekipą zadbali o to, by sądy w sprawach karnych nie zastanawiały się w ogóle nad legalnością pozyskania dowodów przez prokuraturę.
Bandziorów do więzienia
W 2016 r. ekipa Zbigniewa Ziobry zmieniała procedurę karną. Ziobryści stwierdzili bowiem, że różne przepisy wiążą ręce prokuratorom, przez co sądy niesłusznie uniewinniają winnych popełniania przestępstw.
11 marca 2016 r., podczas prac nad projektem nowelizacji kodeksu postępowania karnego, na mównicę sejmową wychodzi ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. I mówi: - Tak jest, rząd Prawa i Sprawiedliwości, rząd Zjednoczonej Prawicy stawia na obronę zwykłego obywatela przed przestępcami.
Chwilę później powtarza niemal to samo: że to właśnie ekipa Zjednoczonej Prawicy broni ludzi przed przestępcami. I przywołuje przypadek byłej posłanki Platformy Obywatelskiej Beaty Sawickiej.
"Nie może być tak, że pani Sawicka, która brała bezczelnie i cynicznie łapówkę, żądała tej łapówki, wymuszała, będzie uniewinniona" - pohukuje Ziobro i krzyczy, że koniec z Sawickimi, koniec z łapownictwem, ogólnie - koniec.
Niespełna miesiąc wcześniej, 9 lutego 2016 r., w Sejmie trwało pierwsze czytanie tego projektu. Wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł podaje przykład: "wobec Igrekowskiego zastosowano podsłuch i uzyskano materiał, w którym przyznaje się on do popełnienia danego czynu. Zastosowanie tego podsłuchu nastąpiło jednak z pewnymi uchybieniami formalnymi, np. bez potwierdzenia kontroli przez sąd. I w jakiej jesteśmy sytuacji? (...) Osoba winna, o której wiemy, że jest winna z dowodu zdobytego, jak powiadam, z naruszeniem reguł procedury, wyjdzie z tego obronną ręką, ujdzie wymiarowi sprawiedliwości".
Po czym Warchoł stawia sprawę jasno: "My się na to rozwiązanie nie godzimy! Sprawiedliwość i prawda materialna są to podstawowe zasady prawa, procesu karnego".
Ustawa została uchwalona. Artykuł 168a kodeksu postępowania karnego stanowi, że dowodu nie można uznać za niedopuszczalny wyłącznie na tej podstawie, że został uzyskany z naruszeniem przepisów postępowania lub za pomocą czynu zabronionego, chyba że dowód został uzyskany w związku z pełnieniem przez funkcjonariusza publicznego obowiązków służbowych, w wyniku: zabójstwa, umyślnego spowodowania uszczerbku na zdrowiu lub pozbawienia wolności. Innymi słowy: co do zasady niedopuszczalne dowody można wykorzystywać, by skazać. Ważna jest bowiem prawda, a nie procedury.
Większość ekspertów była temu przepisowi zdecydowanie przeciwna. Wskazywano, że państwo ma na tyle dużo narzędzi, by działać wyłącznie legalnie. A oskarżeni są przecież obywatelami i przysługują im wszelkie konstytucyjne gwarancje. Rządzący jednak uważali to za głosy w obronie przestępców.
A zatem, Zbigniewie Ziobro, Marcinie Warchole, Michale Wosiu i reszto ekipy - może skupmy się na tym, czy wasz kolega Michał Romanowski oraz szereg innych osób są winni, czy niewinni w sprawie Funduszu Sprawiedliwości? Po co gardłować o naruszeniu procedury, skoro kluczowa jest prawda materialna?
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski