Zmiana definicji zgwałcenia to nie gwałt na prawie, lecz potrzebna korekta [OPINIA]
Wcale nie będzie tak, że to podejrzany będzie musiał wykazać uzyskanie zgody na stosunek seksualny. Nie ma też mowy o żadnych zgodach pisemnych czy notarialnych. Zmieni się tylko i aż to, że ofiara nie będzie musiała udowodnić, że podczas zgwałcenia wystarczająco głośno krzyczała i mocno kopała.
Sejm, zdecydowaną większością głosów, przyjął proponowaną przez Lewicę nowelizację Kodeksu karnego polegającą na zmianie definicji zgwałcenia. Próba jej uchwalenia trwała od lat, ale Prawo i Sprawiedliwość, w poprzedniej kadencji, trzymało projekt ustawy w sejmowej zamrażarce.
Nowelizacja Kodeksu karnego wzbudza w internecie ogromne emocje. Powstało wokół niej wiele półprawd i oczywistych nieprawd. Warto więc zrozumieć, co tak naprawdę się zmienia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zemsta na kochanku
Artykuł 197 par. 1 Kodeksu karnego w obecnym jeszcze przez chwilę brzmieniu stanowi, że kto przemocą, groźbą bezprawną lub podstępem doprowadza inną osobę do obcowania płciowego, podlega karze pozbawienia wolności od lat dwóch do 15.
Po wejściu w życie nowelizacji - a nastąpi to po sześciu miesiącach od ogłoszenia ustawy w Dzienniku Ustaw (na razie regulacjami zajmie się Senat) - przepis będzie wyglądał tak: "Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub w inny sposób mimo braku jej zgody, podlega karze pozbawienia wolności od lat dwóch do 15".
Część polityków - w tym między innymi Sławomir Mentzen z Konfederacji oraz niektórzy posłowie Prawa i Sprawiedliwości - dopatrują się w tym przeniesienia ciężaru dowodzenia na ewentualnego sprawcę. "Lewica zaproponowała brak domniemania niewinności w sprawach o gwałt. Mężczyzna musiałby udowodnić swoją niewinność. Ciekawe jak? To jest prosta droga do złamania życia tysiącom mężczyzn. Czyste barbarzyństwo, na które nie ma miejsca w cywilizowanym systemie prawnym" - pisał Mentzen na Twitterze.
Grzegorz Lorek z PiS z kolei twierdził, że nowe prawo to prezent dla "bezwzględnych i mściwych kobiet, które będą mogły użyć tego prawa do zaatakowania byłego kochanka". Szkopuł w tym, że panowie Mentzen i Lorek nie mają racji.
Bez zgody na piśmie
Nowelizacja Kodeksu karnego w żaden sposób nie zmienia ogólnych gwarancji obywatelskich, wynikających z konstytucji i znajdujących potwierdzenie w Kodeksie postępowania karnego. Artykuł 42 ust. 3 Konstytucji RP określa, że każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem sądu. A art. 5 Kodeksu postępowania karnego to potwierdza oraz dodaje, że niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego.
Przyjęta przez Sejm nowelizacja Kodeksu karnego nie wprowadza wymogu wykazania, że posiadało się zgodę na współżycie seksualne - w jakiejkolwiek formie. Twierdzenia zaś o zgodach pisemnych czy notarialnych mają na celu wyłącznie ośmieszenie zmiany w ustawie. Tymczasem nadal zadaniem prokuratury będzie udowodnić ewentualnemu sprawcy, że tej zgody nie posiadał, i przekonać do tego sąd.
Ktoś teraz może powiedzieć: ale jaką mam pewność, że nie zostanę fałszywie pomówiony, a prokurator i sąd nie dadzą wiary osobie twierdzącej, że została przeze mnie zgwałcona?
Po pierwsze, przytłaczająca większość zdarzeń odbywa się w jakiejś sekwencji. W dotychczas prowadzonych sprawach karnych o zgwałcenie, przy obecnej jeszcze definicji, rzadko kiedy analizowany jest tylko czas samego współżycia. Często są maile, wiadomości, świadkowie. To nadal będzie brane pod uwagę przez sąd. Co jednak jeśli żadnych materiałów nie ma?
Ano, po drugie, niewiele się zmieni, bo równie dobrze dziś można by zapytać: jaką mam pewność, że prokurator i sąd nie dadzą wiary osobie twierdzącej, że jej groziłem ciężkim pobiciem, mimo że nie ma na to żadnych dowodów?
Sądy oceniają sprawy na bazie zasad doświadczenia życiowego i zgromadzonego materiału dowodowego. Nie skażą nikogo za to, że nie będzie posiadał pisemnej zgody na współżycie seksualne. A przynajmniej nie powinny - bo prawda jest taka, że sądy też się mylą, tyle że obecnie zazwyczaj na niekorzyść ofiar, a nie - sprawców.
Za cichy krzyk, za słabe kopanie
Powiedzmy sobie szczerze: nowelizacja Kodeksu karnego i zmiana definicji przestępstwa zgwałcenia byłaby zupełnie zbędna, gdyby sędziowie właściwie interpretowali obecnie obowiązujące prawo. Niestety, część wyroków dotyczących zgwałcenia woła o pomstę do nieba, a niektóre są wręcz odrażające.
W samym Sądzie Najwyższym powstały dwie linie orzecznicze. Jedna, znacznie rozsądniejsza, zakłada, że opór ofiary zgwałcenia ma wyłącznie wartość dowodową, a nie decyduje o tym, czy do zgwałcenia doszło, czy nie. Istotą zgwałcenia jest bowiem brak zgody ofiary na obcowanie płciowe, a ten brak można niejednokrotnie wywodzić nie tylko z tego, czy ktoś krzyczy, płacze, lecz także z innych okoliczności, jak choćby relacje ze sprawcą czy wcześniejsze zachowania sprawcy i ofiary.
Sąd Najwyższy w uzasadnieniu wyroku z 21 grudnia 2023 r. podkreślił, że badania prowadzone przez Karolinska Institute w Szwecji wyraźnie pokazują, że blisko 70 proc. ofiar zgwałcenia odczuwało swoisty paraliż związany z napaścią na tle seksualnym, który klasyfikowany jest jako afonia (utrata możliwości komunikacji werbalnej), mimowolny bezruch czy niewrażliwość na ból i bodźce zewnętrzne.
W samym Sądzie Najwyższym jednak zapadały też orzeczenia, z których wynikało, że opór ofiary jest niezbędny do uznania, iż doszło do zgwałcenia (przykładowo wyroki z 8 października 1997 r. oraz wciąż przywoływany przez sądy powszechne wyrok z 18 lipca 1980 r.). Podejście to opiera się na uznaniu, że niezbędne jest obiektywnie dostrzegalne dla sprawcy podjęcie oporu w czasie stosowania przemocy, gdyż tylko wtedy można przyjąć, że ofiara wyraża sprzeciw wobec takiej formy przymuszenia jej do podjęcia określonej czynności seksualnej. Innymi słowy: nie widać oporu, nie ma zgwałcenia, bo sprawca stosujący przemoc mógł nie wiedzieć, że ofiara nie chce współżyć.
Tu trzeba wspomnieć też o postanowieniu Sądu Najwyższego z 5 października 2021 r., na które zwrócił uwagę adwokat Maciej Sawiński.
Sąd zajmował się kasacją w sprawie młodej dziewczyny poniżej 15. roku życia, którą postanowił zgwałcić jej wujek. Choć słowo "zgwałcić" jest tu niewłaściwe, bo Sąd Najwyższy spostrzegł, że dziewczyna tylko płakała oraz odpychała oskarżonego. Ale płakała za cicho i odpychała w niewłaściwych momentach. Podczas gdy powinna głośno krzyczeć, bo przecież nie przez cały czas wujek całował młodą kobietę "z językiem".
"[Dziewczyna - red.] przez cały czas działania oskarżonego nie krzyknęła, aby wezwać pomoc osób leżących obok w tym samym pokoju lub w sąsiednim (gdzie spała jej matka i ojczym), pomimo iż oskarżony przecież nie całował jej cały czas 'z językiem', a także nie próbowała np. uderzyć choćby nogami w ścianę lub wręcz w oskarżonego, zejść z łóżka w czasie, gdy oskarżony opierał się na jednej ręce i zdejmował jej bieliznę, bądź też próbować przytrzymać swoją bieliznę, gdy oskarżony ją zdejmował jedną ręką, albo odpychać oskarżonego gdy miał oparcie tylko na jednej ręce" - stwierdził Sąd Najwyższy.
Dodał, że "zachowanie pokrzywdzonej, tj. odpychanie rąk oskarżonego, gdy był nad nią oparty dwoma rękami, płacz oraz słowa by ją zostawił, nie przekonuje - w zestawieniu z tymi działaniami, które w tym czasie podejmował oskarżony, w tym odwracaniem pokrzywdzonej, rozszerzaniem jej nóg, zdejmowaniem swojej bielizny, a potem bielizny pokrzywdzonej oraz dokonywaniem czynności o charakterze seksualnym - by pokrzywdzona podjęła opór przed takim zachowaniem oskarżonego".
W efekcie skończyło się na uznaniu winy wujka - ale z innego przepisu.
Łatwiej zmienić prawo niż sądy
Gdyby część sądów nie uzależniała oceny, czy do zgwałcenia doszło, czy nie doszło, od tego, czy ofiara krzyczała i się wyrywała, czy też leżała spokojnie, czy odpychała sprawcę, gdy ten opierał się na jednej ręce, czy na dwóch, zapewne nowelizacja Kodeksu karnego byłaby zupełnie zbędna.
To zresztą stwierdził niedawno rzecznik praw obywatelskich prof. Marcin Wiącek. Wskazał on bowiem, że z punktu widzenia prawa karnego zmiana definicji zgwałcenia nie jest niezbędna. To, co warto byłoby jego zdaniem rozważyć, to zmiana praktyki stosowania przepisów. Jednocześnie jednak prof. Wiącek dodał, że brak zgody będzie musiał być wykazany przez oskarżyciela. Cały czas będzie obowiązywać domniemanie niewinności.
Sęk w tym, że ciężko wyobrazić sobie skuteczniejszy sposób na zmianę sposobu orzekania przez sądy niż wskazanie wprost w przepisie, że to brak zgody jest kluczowy dla uznania, czy doszło do zgwałcenia, a nie to, czy opór stawiany sprawcy jest wystarczająco silny. Gdy bowiem nawet Sąd Najwyższy ma kłopoty z dostrzeżeniem, że naprawdę nie krzyk bądź odpychanie sprawcy we właściwym momencie są decydujące dla wystąpienia zgwałcenia, na poziomie sądów powszechnych jest i będzie jeszcze gorzej. A zadaniem państwa jest, by ofiary uszanować, a sprawców ukarać. Jeżeli tylko zmiana prawa w tym pomoże - a wiele wskazuje na to, że tak - warto to zrobić.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski