Żniwo fentanylu. Czas na szybkie leczenie systemu [OPINIA]
Pierwszy zgon po przedawkowaniu, pierwsze obrazki "ludzi-zombie" na ulicach. Skrajnie niebezpieczne uzależnienie od fentanylu zaczyna być kłopotem w Polsce. Politycy wiedzą o ryzyku od dawna, ale niewiele robią.
Dopiero co oglądaliśmy nagranie z Poznania - dwie osoby sprawiały wrażenie niemających żadnego kontaktu z rzeczywistością. Zachowywały się jak ludzie po zażyciu bombowej mikstury, której przewodnim składnikiem jest fentanyl. Teraz dowiedzieliśmy się, że znaleziona w listopadzie zeszłego roku nieżyjąca dziewczyna zmarła przez fentanyl.
To już nie pomarańczowe, lecz czerwone sygnały alarmowe: nadciąga fala, która wielu Polaków może zmieść z planszy. A odpowiedzialne państwo musi postawić temu tamę.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czas umocnień
O fentanylu i tym, w jaki sposób jest wykorzystywany do narkotyzowania się, wiedzą już niemal wszyscy. Amerykański kryzys opioidowy, tak chętnie przedstawiany także w kulturze popularnej, w tym serialach dostępnych na platformach streamingowych, ma postać przede wszystkim fentanylu.
Gdy ktoś chce zobaczyć, jak wyglądają narkomani po jego zażyciu, wystarczy proste hasło w wyszukiwarce. Tylko ostrzegam: obrazek jest przygnębiający i - mówiąc brutalnie - można pomylić rzeczywistość z filmem o zombie.
Fentanyl w Polsce, stan na tu i teraz, nie jest ogromnym zagrożeniem. Młodzi ludzie chętniej sięgają po inne narkotyki, policja nie notuje wielu przypadków narkotyzowania się przy pomocy fentanylu (a w zasadzie, mówiąc precyzyjniej, miksu różnych substancji, wśród których jedną z nich jest fentanyl). To jednak nie oznacza, że sytuacja jest pod kontrolą.
Obrazowo mówiąc: woda w pewnej oddali już się zbiera i jest jej coraz więcej. My zaś albo możemy cieszyć się z tego, że na razie zalewa innych i nic nie robić, albo tworzyć umocnienia, aby ograniczyć powódź. Bo to, że wcześniej bądź później, przyjdzie ogromne uderzenie w Polsce, jest pewne.
Polityczny brak wyobraźni
Niestety politycy - i poprzednio rządzący, i obecnie - sprawiają wrażenie ślepych i głuchych na zagrożenie. Skąd bowiem można wziąć takie leki jak fentanyl w Polsce? Paradoksalnie nie trzeba ich kupować od dealera w ciemnej bramie. Często wystarczy... recepta.
Fentanyl jest bowiem używany jako bardzo silny lek przeciwbólowy. Sam w sobie nie jest niczym złym - ludzie w niektórych sytuacjach, przy niektórych chorobach, potrzebują czegoś uśmierzającego największy ból. Zadaniem państwa jest oddzielić przypadki używania fentanylu zgodnie z potrzebami i przeznaczeniem od używania go w celu narkotyzowania się.
Typowa ścieżka pozyskania bardzo silnych opioidów przez ludzi, którzy ich nie potrzebują, wygląda w Polsce następująco:
1) Kupienie recepty na lek w internecie - albo w tzw. receptomacie (mam na myśli ogół usług tego typu, nie jedną konkretną, której właściciel próbuje narzucić, że "Receptomat" to nazwa własna), albo w mediach społecznościowych lub poprzez forum dyskusyjne;
2) Realizacja recepty w aptece;
3) Fentanyl w ręku.
Prowizoryczna walka ze śmiercią
Cały kłopot jest w punkcie pierwszym, a nie drugim. Gdy ktoś przychodzi do apteki z receptą, farmaceuta ją realizuje. Niesłuszne są więc pojawiające się gdzieniegdzie oskarżenia kierowane pod adresem aptekarzy, że nie uniemożliwiają oni narkotyzowania się przy pomocy opioidów. Raz, że byłoby to nieskuteczne (jak nie ta apteka, to inna), a dwa - wątpliwe prawnie (przykładowo nie chciałbym, żeby farmaceuta odmówił mi wydania silnego leku opioidowego tylko z tego względu, że wyglądam jak narkoman).
Szkopuł w tym, że przeciwko rozrostowi szarej receptomatowej strefy środowiska lekarskie i aptekarskie protestują od dawna. Decydenci jednak albo nic nie robią, albo wykonują pozorowane ruchy niezmieniające rzeczywistości. Żeby nie być gołosłownym - dwa przykłady.
Naczelna Izba Lekarska przez niemal cały 2023 r. starała się zwrócić uwagę kolejnych ministrów zdrowia (było ich aż czterech - Adam Niedzielski, Katarzyna Sójka, Ewa Krajewska, Izabela Leszczyna) na kłopot z receptomatami.
W odpowiedzi minister Niedzielski przede wszystkim obrażał lekarzy, wskazując, że przecież za wypisywaniem recept za pośrednictwem receptomatów stoją lekarze. Był to argument bałamutny, bo przecież samorząd lekarski nie jest w stanie uniemożliwić prowadzenia co najmniej nieetycznej, a zapewne nielegalnej, działalności każdej jednej osobie spośród kilkudziesięciu tysięcy wypisujących na co dzień recepty. Działania dyscyplinarne może zaś podjąć zazwyczaj dopiero wtedy, gdy uzyska informację z Ministerstwa Zdrowia o nieprawidłowościach - ministerstwo zaś od co najmniej czterech lat te dane zbiera, ale do zeszłego roku ich nie udostępniało samorządowi lekarskiemu.
Za rządów Niedzielskiego co prawda wprowadzono "uszczelnienie". Jego kłopotem było to, że było całkowicie nieszczelne. Pisałem o tym w lipcu 2023 r.
"350 zł i godzina wysiłku. Tyle potrzebowaliśmy, by kupić recepty na: bardzo silny lek przeciwbólowy o działaniu uzależniającym, lek kardiologiczny, którego niewłaściwe przyjmowanie może zabić oraz lek dla cukrzyków wykupowany masowo z aptek przez chcących się odchudzić. Wszystko po rzekomym uszczelnieniu systemu przez ministra zdrowia" - tak zaczynał się zeszłoroczny tekst.
Po jego publikacji w Ministerstwie Zdrowia zrobiono tylko jedno: obrażono się na autora i stwierdzono, że złośliwie wybrałem leki, receptomaty; ogólnie - że test może i pokazał czarną stronę systemu prawdziwie, ale powinien też pokazać to, co dobre.
O zagrożeniu wielokrotnie alarmował również samorząd aptekarski. Marcin Repelewicz, prezes Dolnośląskiej Izby Aptekarskiej, już w grudniu 2021 r. (!) alarmował, że "obecny dostęp pacjentów do internetowych 'receptomatów', gdzie na podstawie wpisanej nieprawdy w formularzu, dostają receptę praktycznie na każdy lek w 5 min. zbiera swoje pokłosie". Repelewicz tę tezę przez ostatnie 2,5 roku powtórzył wielokrotnie. Podobnie jak inni farmaceuci wypowiadający się w mediach. Na problem od lat zwracał uwagę też farmaceuta Łukasz Pietrzak.
Samorząd aptekarski starał się zainteresować polityków kwestią receptomatów, tak jak samorząd lekarski - w zasadzie bezskutecznie.
Tracony czas
Dzisiaj Mateusz Morawiecki, były premier, zwraca uwagę, że trzeba walczyć z nadciągającą plagą narkotyzowania się fentanylem. Morawiecki oczywiście ma rację, że walczyć trzeba, choć prawda jest taka, że jego rząd tej walki - mimo że wizja fentanylowych żniw była już wtedy realna - nie podjął.
Nie podejmuje tej walki jednak także obecny rząd. Izabela Leszczyna jest ministrem zdrowia od grudnia 2023 r., czyli już ponad pół roku. Jak na razie nie wypowiedziano wojny ani receptomatom, ani handlowi receptami w internecie. Kupienie recepty na fentanyl zajmuje czas liczony w minutach, nawet nie godzinach.
Sprawą intensywnie powinien się zajmować Główny Inspektor Farmaceutyczny, czyli najważniejszy polski urzędnik od leków. Powinien, gdyby nie to, że od listopada 2023 r. go nie ma. Właśnie trwa trzeci już konkurs na to stanowisko. W inspektoracie jest bezkrólewie - nie ma ani głównego inspektora, ani choćby jednego jego zastępcy; wszystkim zarządza niespełniający ustawowych wymogów dla bycia inspektorem dyrektor generalny.
Gadanie i działanie
Jeśli informacja o śmierci młodej dziewczyny po zażyciu fentanylu oraz obrazki z Poznania, na których widzieliśmy "ludzi-zombie", nie otrzeźwią polityków, to nie ma dla nas ratunku. Skończy się tak, że na ulicach niektórych miast powstaną narkotykowe slumsy, gdzie ludzie będą powolnie umierać, a wszyscy inni będą te miejsca omijać szerokim łukiem.
A tych, którzy teraz wzruszają ramionami i chcą powiedzieć "a niech umierają", być może przekonam argumentem, że część zażywających fentanyl trafi do szpitali, ośrodków wsparcia - i będą zjadać te wasze ciężko wypracowane podatki, podczas gdy ci "naprawdę potrzebujący" będą stać w jeszcze dłuższej kolejce po pomoc.
Zazwyczaj nawoływania do utworzenia "eksperckich zespołów", "okrągłych stołów" itd. są pustosłowiem - tworzy się najróżniejsze gremia doradcze wtedy, gdy nie ma się nic do zaproponowania, ale chce się pokazać wagę problemu. W tym wypadku jednak trzeba i utworzyć specjalne gremium eksperckie, które wypracuje właściwe rozwiązanie (nie jest nim zakazanie sprzedaży fentanylu w ogóle, a samorządy lekarski i aptekarski mają w zasadzie gotowe rozwiązania), i szybko te rozwiązania wdrożyć.
W przeciwnym razie fentanyl zmiecie nas z planszy.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski