Cztery wnioski na bazie sprawy Marcina Romanowskiego [OPINIA]

Tekturowe standardy, według których rozliczenia mają być przede wszystkim szybkie, a nie skuteczne. A eksperci mają sprzyjać, nie zaś szukać dziury w całym. To powoduje, że kręcimy się w kółko, zamiast zmieniać Polskę na lepsze.

Marcin Romanowski
Marcin Romanowski
Źródło zdjęć: © PAP | Waldemar Deska
Patryk Słowik

17.07.2024 | aktual.: 17.07.2024 08:13

Poseł Suwerennej Polski Marcin Romanowski równie widowiskowo został zatrzymany przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, jak i widowiskowo po niewiele ponad dobie wyszedł na wolność, bo prokuratorzy nie doczytali międzynarodowych przepisów.

W efekcie Prokuratura Krajowa, w której nad sprawą siedzą ponoć najwybitniejsi śledczy, jakimi dysponuje polskie państwo, zupełnie się skompromitowała. A Romanowski, nad którym ciąży widmo poważnych zarzutów za bezprawne rozdzielanie środków z Funduszu Sprawiedliwości, triumfuje i zapowiada, że pociągnie do odpowiedzialności karnej tych, którzy przyłożyli rękę do jego zatrzymania.

Wniosek pierwszy: jakość, nie tempo

Prokuratura wyłożyła się na kwestii immunitetu Romanowskiego. Uchylono bowiem w Sejmie ten krajowy, ale - jak się okazało - Romanowski jako polski delegat do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy ma "dodatkowy", międzynarodowy immunitet.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Rodzimi śledczy uważali, że nie ma on zastosowania do krajowych uczynków popełnionych bez związku z działalnością w Radzie Europy. Na nieszczęście prokuratury do innego wniosku doszli w samej Radzie Europy. Przewodniczący Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy w piśmie do marszałka Sejmu Szymona Hołowni wskazał, że Romanowskiemu immunitet przysługuje. I do czasu jego ewentualnego uchylenia - co mogłoby nastąpić we wrześniu 2024 r. - należy zawiesić postępowanie sądowe. Stołeczny sąd rejonowy w błyskawicznym trybie Romanowskiego więc wypuścił na wolność.

I tu zaznaczmy: ta kwestia nic nam nie mówi o tym, czy Marcin Romanowski jest winny zarzucanych mu przez prokuraturę, a dotyczących nieprawidłowości przy rozdzielaniu środków z Funduszu Sprawiedliwości, czynów, czy też jest niewinny. Mówi nam natomiast, że rozliczanie polityków uprzednio rządzących powinno być przeprowadzane mądrze, zgodnie z prawem i procedurami, a nie łamiąc międzynarodowe standardy.

Dobrze by zatem było, gdyby błąd prokuratury uświadomił wszystkim, że pośpiech jest wskazany jedynie przy łapaniu pcheł, a dobre rozliczenia złej władzy to rozliczenia skuteczne i sprawiedliwe, nie zaś podyktowane żądaniami szybkiego i bezwzględnego działania publikowanymi w mediach społecznościowych.

Tutaj zadziałano, jak widać, za szybko. W efekcie ośmieszono rozliczenia ludzi związanych z Prawem i Sprawiedliwością. Pewne jest to, że sprawa Romanowskiego będzie wracała przy każdej kolejnej decyzji i każdym działaniu, choćby było to działanie potrzebne i słuszne.

Wniosek drugi: budowa autorytetów

My w Polsce naprawdę moglibyśmy mieć ładne rzeczy oraz budować wspólnie dobrobyt, tylko musielibyśmy zacząć słuchać mądrych ludzi, a nie tych, którzy mówią nam to, co chcemy usłyszeć.

Sprawa międzynarodowego immunitetu delegatów do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy jest bardzo skomplikowana, nawet dla prawników. Przepisy są bowiem napisane w sposób mało klarowny, wiele kwestii opiera się na dodatkowych dokumentach oraz utartej praktyce Rady Europy oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.

W Polsce ekspertów, którzy by to ogarniali, mamy zaledwie kilkoro, być może, w porywach, do kilkunastu. W sprawie Romanowskiego głos zabrała dwójka: prof. Ireneusz Kamiński, były sędzia ad hoc Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, związany z Helsińską Fundacją Praw Człowieka, oraz radczyni prawna Agata Bzdyń, która w trybunale przepracowała kilka lat i specjalizuje się w zagadnieniach związanych z orzecznictwem ETPCz.

Oboje nie mieli najmniejszych wątpliwości: Romanowski ma "dodatkowy" immunitet, a polska prokuratura popełniła błąd, nie wnioskując o jego uchylenie.

Szkopuł w tym, że śledczy ani prokurator generalny Adam Bodnar, który osobiście włączył się w sprawę posła Romanowskiego, nie byli zainteresowani opiniami prawdziwych fachowców. Te bowiem komplikowały plan, a nie upraszczały jego realizację. Zlecono więc sporządzenie dwóch opinii prawnych, które - cóż za zdziwienie - wykazały, że prokuratura działa świetnie.

Zapewniona była też szeroka osłona medialna. W Twitterze działała m.in. prokurator stołecznej prokuratury rejonowej Ewa Wrzosek, która jako dowód w sprawie przedstawiła fragment uzasadnienia jednego z orzeczeń Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (Rada Europy i jej Zgromadzenie Parlamentarne nie ma nic wspólnego z UE i TS UE).

W telewizji perorował zaś prof. Wojciech Sadurski z Uniwersytetu w Sydney. Opowiadał, że jeśli prawnik Romanowskiego wyśle pismo w sprawie "dodatkowego" immunitetu jego klienta do Rady Europy, będą się w Strasburgu pokładać ze śmiechu. No cóż, tak się złożyło, że się nie pokładali, tylko uznali, że polskie władze łamią międzynarodowe gwarancje przysługujące politykowi opozycji.

Nie przeszkodzi to jednak już niebawem prokurator Wrzosek, prof. Sadurskiemu oraz wielu innym ludziom z tytułami i stanowiskami wypowiadać się publicznie na tematy, o których nie mają pojęcia.

A podstawowy kłopot - nas wszystkich - polega na tym, że my jako społeczeństwo nie szukamy mądrych opinii prawdziwych ekspertów. Chcemy opinii zgodnych z naszymi poglądami, choćby były one wygłaszane przez ludzi niemających pojęcia o sprawie. Gorzej, że z podobnego założenia wychodzą organy państwa. Te powinny być szczególnie zainteresowane opiniami wskazującymi, co należy poprawić, bo tylko to prowadzi do rozwoju.

Wniosek trzeci: schowany za immunitetem

Gdy Marcin Romanowski wyszedł z sądu po uznaniu, że nie ma podstaw do tymczasowego aresztowania, triumfował. Ale prawda jest taka, że po prostu udało mu się skutecznie schować za immunitetem, którego - wskutek nieudolności prokuratury - mu nie uchylono. Warto więc przypomnieć, że raptem w październiku 2022 r. Zbigniew Ziobro przekonywał, że jego partia - do której przecież należał i nadal należy Marcin Romanowski - jest za radykalnym ograniczeniem immunitetów.

- Powinno się wyeliminować, o ile się da, immunitety z polskiego życia publicznego. To patologia - grzmiał Ziobro w Polsat News.

W listopadzie 2022 r. Prawo i Sprawiedliwość wniosło nawet do Sejmu projekt nowelizacji konstytucji, który przewidywał zniesienie immunitetów formalnych posłom, senatorom i sędziom.

"Doświadczenie funkcjonowania parlamentu obecnej i poprzednich kadencji oraz szeroko rozumianej władzy sądowniczej wykazało, że instytucja immunitetu jest nadużywana do unikania odpowiedzialności karnej za czyny niektórych posłów i senatorów czy też przedstawicieli władzy sądowniczej, mieszczące się często w kategorii przestępczości pospolitej" - wskazywała ówczesna partia władzy. Prawa jednak nie zmieniono.

Czy jednak ktoś, kto był tak przeciwny "chowaniu się" za immunitetami przez polityków powinien dziś chować się za immunitetem, by nie być traktowanym przez prokuraturę i sąd tak, jak byłby traktowany każdy inny podejrzany niebędący politykiem? Czy nie uczciwiej byłoby powiedzieć "jestem niewinny i dowiodę swojej niewinności, zamiast korzystać z immunitetu, który - dopiero co mówiłem - powinien zostać generalnie zniesiony"?

Wniosek czwarty: aresztowy atawizm

Tak się składa, że o nadużywaniu tymczasowego aresztowania oraz nierozumieniu przez część społeczeństwa, że areszt to nie jest kara za przestępstwo, piszę od lat. W 2018 r., jeszcze jako dziennikarz "Dziennika Gazety Prawnej", byłem współautorem dużego raportu o niewłaściwych przepisach oraz złej praktyce stosowania tymczasowego aresztowania, patologicznym modelu zatrzymań i realnego pozbawiania wolności oraz godności. Przy pomocy ekspertów nawet zaproponowaliśmy konkretne zmiany legislacyjne.

Niestety, ci, którzy mogli to zmienić - a był to wówczas Zbigniew Ziobro, Marcin Romanowski i ich koleżanki oraz koledzy - uznali nasz raport za obronę przestępców i po pośmianiu się z nas wrócili do rozdzielania pieniędzy dla najróżniejszych organizacji. Niekiedy rzucali populistycznymi hasłami, że "więzienie to nie sanatorium", "bandyci muszą odczuć konsekwencje swoich czynów" albo grozili palcem sędziom, którzy nie zgadzali się na tymczasowe aresztowanie w jakiejś głośnej medialnie sprawie.

Mówiąc więc szczerze: czy Romanowski by siedział w areszcie, czy nie, jest mi wszystko jedno. W końcu, jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.

Gdy jednak czytałem i słuchałem w ostatnich dniach polityków obozu władzy oraz ich sympatyków, czemu w ich ocenie miałoby służyć aresztowanie Romanowskiego, przecierałem oczy ze zdumienia. "Jak posiedzi, to zmięknie". "Chwilę posiedzi i zacznie sypać". "Tydzień w celi, dwa spotkania z nowymi kolegami spod celi i do wszystkiego się przyzna".

Czyli środek zapobiegawczy, którego zadaniem jest zapewnić prawidłowy tok postępowania, miałby stać się karą oraz "zachętą" do obciążenia siebie oraz znajomych. Przeciwko takiemu podejściu do aresztu trzeba protestować, nawet jeśli dotyczy to polityka z opcji, która swoim podejściem do aresztów zupełnie się kompromitowała. To podejście jest bowiem nagminnie stosowane w stosunku do zwyczajnych obywateli. A wartość zbieranych w taki sposób dowodów bywa niewielka.

Jednocześnie chcę wierzyć, że w końcu w Polsce któraś władza - oby to była ta, bo po prostu byłoby najszybciej - zmieni przepisy oraz praktykę stosowania aresztów, tak by nie zamykać masowo ludzi bez wyroku na długie lata. To jedna z największych bolączek polskiego wymiaru sprawiedliwości. A tak się składa, że każda partia, gdy jest w opozycji, o tym mówi, gdy zaś dochodzi do władzy - odpalony zostaje protokół "jestem szeryfem".

Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2599)