To nie jest takie proste. O skandalu w kobiecym boksie [OPINIA]
Włoska bokserka zeszła z ringu, a część z innych sportsmenek oskarża Algierkę Imane Khelif i Tajwankę Lin Yi-ting o to, że nie są kobietami. I że walka z nimi jest nieuczciwa. Ta sprawa, choć stawia fundamentalne pytania, na które trzeba odpowiedzieć, wcale nie jest tak oczywista, jak się wielu wydaje - pisze dla Wirtualnej Polski Tomasz P. Terlikowski.
05.08.2024 | aktual.: 05.08.2024 13:02
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Igrzyska to nie tylko czas wielkich sportowych emocji, ale także - co może zaskakiwać - zadawania bardzo trudnych etycznych, biologicznych i społecznych pytań.
Takie problemy stawia przed nami burza, jaka wybuchała w kobiecym boksie. Kontrowersje wokół startu w igrzyskach dwóch zawodniczek - pochodzącej z Algierii Imane Khelif i Tajwanki Lin Yu-ting - trwają od dawna. Przypomnijmy, że wykluczono je z mistrzostw świata, bowiem miały za wysoki poziom testosteronu (sprawa może mieć jednak podtekst polityczny w związku z konfliktem z Rosją - przyp. red.). Kontrowersje przybrały jeszcze bardziej na sile, gdy Włoszka Angela Carini poddała - po kilkudziesięciu sekundach walkę - z Algierką.
- Nie byłam w stanie dokończyć meczu, poczułam silny ból w nosie i powiedziałam sobie, że biorąc pod uwagę moje doświadczenie i dojrzałość jako kobiety, mam nadzieję, że mój naród i mój tata nie odbiorą tego źle - mówiła Carini w rozmowie z BBC.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skandal, realny problem i fałszywe informacje
Właśnie ta sytuacja wywołała gigantyczny skandal, i to nie tylko w polskiej sieci. Tu - przynajmniej w mediach społecznościowych - sprawa jest interpretowana jednoznacznie: przebrany za kobietę facet bije kobiety.
Analogiczne - choć oczywiście wyrażone o wiele ostrożniejszym językiem - wypowiedzi znaleźć można także na Zachodzie, a ich autorami są poważni politycy i urzędnicy. Głos w tej sprawie zabrała Specjalna Sprawozdawczyni ONZ ds. przemocy wobec kobiet i dziewcząt.
"Angela Carini słusznie postępowała zgodnie ze swoim instynktem i priorytetowo traktowała bezpieczeństwo fizyczne, ale ona i inne zawodniczki nie powinny były być narażone na to fizyczną i psychiczną przemoc ze względu na płeć" - napisała urzędniczka ONZ.
Zobacz także
Dobitnie wypowiedziała się w tej sprawie włoska minister rodziny i równości szans Eugenia Roccella. - To bardzo niepokojące, że dwie osoby transpłciowe, mężczyźni identyfikujący się jako kobiety, zostały dopuszczone do zawodów boksu kobiet podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu po wykluczeniu z ostatnich zawodów - uznała Roccella.
Włoska premier Georgia Meloni skomentowała to jeszcze ostrzej.
- Faktem jest, że biorąc pod uwagę poziom testosteronu we krwi algierskiego sportowca, zawody na starcie nie wydają się sprawiedliwe. Były też poruszane kwestie bezpieczeństwa i musimy zachować ostrożność, starając się nie dyskryminować, ale próbuję wyjaśnić, że niektóre skrajne posunięcia mogą mieć wpływ zwłaszcza na prawa kobiet. Uważam, że sportowcy o męskich cechach genetycznych nie powinni być dopuszczani do zawodów kobiecych i nie powinni nikogo dyskryminować, lecz chronić prawo kobiet-sportowców do tego, aby móc rywalizować na równych zasadach - powiedziała Meloni w rozmowie z "La Gazzetta dello Sport".
Te wypowiedzi, a także wcześniejsza decyzja Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu (IBA), która zdyskwalifikowała Khelif i Lin Yu-ting z powodu za wysokiego poziomu testosteronu (sprawa może mieć jednak podtekst polityczny, szefem IBA jest Umar Kremlow z Rosji, a sponsorem - Gazprom; organizacja pozostaje w sporze z Międzynarodowym Komitetem Olimpijskim - przyp. red.), pokazują, że debata jest w tej sprawie poważna i autentyczna.
Tyle że - i to trzeba powiedzieć zupełnie wprost - ona w ogóle nie dotyczy transpłciowości, uzgodnienia płci, czy dysforii. Nie ma tu też mowy o "chłopach przebranych za kobiety, którzy biją kobiety". To kwestia o wiele bardziej skomplikowana, która pokazuje, jak bardzo współczesna nauka komplikuje postrzeganie kwestii płci, i jak wielkie wyzwania stają w związku z tym przed organizacjami międzynarodowymi.
Jakie są fakty?
Kluczowe dla zrozumienia tej sprawy są fakty. A te są takie, że ani Imane Khelif, ani Lin Yu-ting nie są osobami transpłciowymi. Zacznijmy od Algierki, która urodziła się, wychowała i reprezentuje kraj, w którym tranzycja jest zakazana. Nie ma też wątpliwości, że urodziła się i została zarejestrowana jako dziewczynka, w sieci można znaleźć jej zdjęcia z dzieciństwa, a jej ojciec - to też można znaleźć - początkowo był przeciwny uprawianiu przez nią sportu, w tym boksu, bo była dziewczynką właśnie, a tego typu aktywności w społeczeństwie islamskim nie są dobrze widziane w przypadku kobiet.
Analogiczną historię, tyle że ze wzruszającym podtekstem, opowiedzieć można o Tajwance Lin Yu-ting.
Lin została zarejestrowana po narodzinach w jako dziewczynka, a w zawodach bokserskich kobiet bierze od czasu nauki w szkole średniej. W czasach, gdy zaczynała swoją karierę bokserską udział uczniów transpłciowych w zawodach sportowych był zakazany. Zgodę wydano po raz pierwszy w 2023 roku. Wzruszającym elementem tej historii jest to, że Lin, która urodziła się w 1995 roku, zaczęła boksować w wieku 13 lat, aby chronić swoją matkę przed przemocą domową.
Zobacz także
Te dane, potwierdzone oficjalnie przez urzędników zarówno Algierii, jak i Tajwanu jednoznacznie pokazują, że w tej sytuacji nie mamy do czynienia z transpłciowością, procedurą uzgodnienia płci. Nie oznacza to, że nie istnieje żaden problem.
Testy przeprowadzone przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu - niepotwierdzone przez inne źródła, a jedyne rzekome dowody są tylko po stronie IBA - miały doprowadzić do dyskwalifikacji obu zawodniczek. Powodem nie był jednak - wbrew temu, co się często sugeruje - transpłciowość, ale właśnie poziom testosteronu, a być może - bo takie informacje także się pojawiają - męski chromosom płci XY.
To pokazuje, jak komplikuje obraz rzeczywistości współczesna nauka i jak trudno jest czasem przeprowadzić pewne jasne rozróżnienia, bowiem obie zawodniczki po urodzeniu były uznane za dziewczynki.
Realne problemy
Informacji o męskich chromosomach płci nie zostały potwierdzone przez inne źródła niż Międzynarodowe Stowarzyszenie Boksu, ale jeśli zostaną one potwierdzone, to można oczywiście zadać poważne pytanie, czy osoby o niektórych męskich cechach fizycznych, a zatem silniejsze, inaczej umięśnione, powinny uczestniczyć w zawodach kobiet?
To fundamentalne pytanie, w przypadku którego mamy do czynienia z realnym konfliktem wartości: z jednej strony jest pytanie o prawa osób, których taka sytuacja dotknęła, o prawo do uprawiania przez nie sportu, ale z drugiej jest pytanie o zasadę fair play i równości w przypadku sportów siłowych.
Debata na ten temat trwa i trwać powinna, bo obie wartości, o których mowa są istotne. Nie powinno się pozwolić ani na to, by w sporcie kobiecym pojawiły się osoby, których wyposażenie genetyczne czyni je silniejszymi. Zasady i reguły trzeba jednak ustalić dla wszystkich, mając świadomość skomplikowania tej kwestii. Z jednej strony jest zasada fair play, równości szans, a z drugiej wyzwania związane z odkryciami współczesnej biologii i prawa osób, które uprawiają sport.
Debata na ten temat wymaga też ogromnego szacunku dla wszystkich, w tym dla osób z dysforią płciową, transpłciowością. Dysforia płciowa jest medycznym faktem. Bezspornym faktem. I choć toczy się poważna, medyczna dyskusja nad diagnozowaniem dysforii, nad wiekiem, w którym rozpoczynana powinna być terapia i choć niewątpliwie temat ten jest silnie uwikłany politycznie i ideologicznie, to nie ma żadnych powodów, by kwestionować zarówno istnienie dysforii, jak i transpłciowości.
Dysforia płciowa - to również ważne - jest źródłem trudnego do wyobrażenia cierpienia dla dotkniętych nią osób. Jedne z nich decydują się na procedurę uzgodnienia płci, inne nie, ale w każdym przypadku trzeba do ich drogi, życia i sytuacji podchodzić z empatią i zrozumieniem. Złośliwe, głupie, pozbawione komentarze dodają im cierpienia. I właśnie dlatego - choć akurat w tej sytuacji to nie ma miejsca, bo obie sportsmenki nie są osobami transpłciowymi - w debatach na ten temat trzeba zachować ogromną ostrożność językową.
Zobacz także
To, co napisałem nie oznacza jednak, że nie istnieją poważne wyzwania, realne konflikty wartości, z którymi trzeba sobie poradzić, i z którymi nie zawsze świat i opinia publiczna (niekiedy także z powodu histerii politycznej czy ideologicznej) sobie radzi. Jedną z nich jest obecność osób transpłciowych w sporcie (głównie chodzi o sport kobiecy), a także - i to jest nasz przypadek - problemy z testosteronem czy męskimi chromosomami w przypadku niektórych zawodniczek.
W tej sprawie łatwo o nadużycia, o deklaracje woli, które nie wynikają z realnego cierpienia i z realnej sytuacji, a także o sytuacje, które nawet jeśli są związane z realną dysforią i transpłciowością, to prowadzą do gigantycznej nierówności i niesprawiedliwości i przekreślają ideę rywalizacji sportowej.
Trzeba więc o tym dyskutować, ale - i to być może kluczowe - opierając się na faktach, a nie przypuszczeniach, i szanując nie tylko każdego, ale i mając świadomość emocji osób transpłciowych.
To jest fundament. Niestety, mam poczucie, że w tej kwestii te zasady nie są respektowane.
Tomasz P. Terlikowski dla Wirtualnej Polski
Tomasz P. Terlikowski, doktor filozofii, publicysta RMF FM, felietonista "Plusa Minusa", autor podkastu "Wciąż tak myślę". Autor kilkudziesięciu książek, w tym "Wygasanie. Zmierzch mojego Kościoła", "To ja Judasz. Biografia Apostoła", "Arcybiskup. Kim jest Marek Jędraszewski".